Zaskakujące, ale jednak w stosunkowo krótkim czasie zmieniła się retoryka naszej władzy w sprawie Ukrainy.
Ostatnie wypowiedzi zarówno pana premiera jak i pana niestety ministra spraw zagranicznych wskazują na jedno – nasza władza zrozumiała, że ostra i zimnowojenna retoryka wobec Federacji Rosyjskiej nie ma i nie znajdzie poparcia na Zachodzie. Nikt poważny nie chce, nie ma zamiaru i nie będzie się antagonizował z Federacją Rosyjską z powodów wewnątrz ukraińskich, które dopiero tam na zachodzie zaczynają właściwie rozumieć po przerobieniu danych przez sztaby tamtejszych analityków.
Biorąc pod uwagę trendy w prasie zachodniej oraz główne telewizyjne programy opiniotwórcze, to nie można powiedzieć, żeby Zachód uwierzył w naszą retorykę straszenia Rosją z początkowej fazy tzw. konfliktu na Krymie, który jak wiadomo nie był żadnym konfliktem (nie było strony broniącej się bo nikt nikogo nie atakował), tylko zaawansowaną operacją stabilizacyjną, która dzięki sprawności działania wojsk samoobrony – przy wsparciu komponentów wojskowych Federacji Rosyjskiej uratowała Krym przed dramatycznym scenariuszem Chaosu, jaki właśnie rozgrywa się na wschodzie Ukrainy. Dodajmy – rozgrywa się dlatego, ponieważ nowe władze z Kijowa zdecydowały się na pacyfikację rejonów, w których mieszkańcy w desperacji i z miłości do Ojczyzny oraz dla obrony własnych domów – sięgnęli po prymitywną broń, stając na barykadach tak jak stanął Majdan. Zachód dostrzegł i umiał ocenić tak dramatyczne wydarzenia jak ludobójstwo w Odessie, czego nasze władze właściwie nie potrafiły nawet honorowo uczcić – prosząc Polaków o minutę ciszy, ponieważ w kraju, który uważamy za nam tak bliski stała się straszna rzecz, nie mająca wytłumaczenia, zrozumienia, ani nie dająca się w żaden sposób usprawiedliwić. Dramat Odessy z 2 maja 2014 roku na długo położy się ciemnym cieniem na historii kształtowania się na nowo państwa ukraińskiego. Ta krew, te spalone żywcem dzieci, ci skaczący z okien i dachów ludzie – do których tłum strzelał, dobijał kijami, maltretował, rzucał koktajlami Mołotowa – to krew męczeństwa i to męczennicy. Ofiary FASZYZMU, RUSOFOBII I NIENAWIŚCI środowisk radykalnych. Nie można być człowiekiem cywilizowanym, jeżeli nie potępia się i nie żąda się ukarania sprawców tej masakry. W SPRAWIE LUDOBÓJSTWA W ODESSIE NIE MOŻNA MILCZEĆ!
Jednakże retoryka naszych władz się zmieniła i to znacznie. Mamy już nie być w forpoczcie krajów, które są wybitnie antyrosyjskie i popychają Ukrainę na krawędź samobójstwa systemowego! To zaprawdę wspaniała nowość, ponieważ jak dotychczas, ten zbiór państw był zdaje się dwuelementowy – konkretnie składał się z Polski i pewnego chylącego się za własnym cieniem post-imperium zza wielkiej kałuży. Jeżeli więc nasza nowa orientacja ma oznaczać odcięcie się od transmisji zła – to bardzo dobrze, jednakże szkoda że tak późno.
Musimy mieć świadomość, że dzisiejsze dramatyczne wydarzenia będą rzutować na wzajemne postrzeganie się państw i Narodów w naszym regionie przez kolejne dziesięciolecia. Obecnie rządzący w Polsce mamili się fikcją, że coś znaczą w Europie i że nawet mogą nadawać ton jej deklaracjom i kierunek działaniom. Niestety przeliczyli się i to tak zupełnie, że w zasadzie obaj panowie architekci tej poronionej polityki zwanej partactwem wschodniej powinni podać się do dymisji. Można nawet się zastanawiać, czy ich polityka nie upoważnia do podjęcia dyskusji na temat postawienia obojga przed Trybunałem Stanu, albowiem znacząco przyczynili się do pojawienia się prawdopodobieństwa sprowadzenia na Polskę zagrożenia wojennego i terrorystycznego.
Wnioski? Zmiana retoryki nie jest niczym innym jak przyznaniem się do pomyłki w ocenie faktów, a przynajmniej do wyjścia przed szereg! Inaczej nie da się nazwać tego jak postąpiliśmy, wyszliśmy przed orkiestrę, usiłując wmówić wszystkim, że oto „niedźwiedź grasuje”! Zupełnie milcząc na temat tego, że wcześniej chciano podpalić mu przysłowiowe „futro”!
W naszym interesie jest możliwie szybkie naprawienie relacji ze Wschodem, to znaczy – poważne traktowanie Ukraińców i rezygnacja z rusofobii w stosunkach z Rosjanami. Tyle wystarczy na początek (nie można też zapominać o Białorusi), może w ten sposób uda się chociaż odrobinę wyprostować relacje, przecież z tymi krajami nadal będziemy sąsiadami przez kolejne lata. Jeżeli pomyślimy o tym, że w razie zmiany władzy w Polsce na obecną opozycję, w stosunkach ze Wschodem może się tylko pogorszyć, to już nie wiadomo jak antycypować przyszłość z perspektywy strategii wyborów życiowych jednostek.