System Piotra Wawrzyka. Tak nielegalni imigranci dostawali się do Polski

Niezależny dziennik polityczny

Polscy konsulowie byli szykanowani za to, że nie chcieli przyznać wiz nielegalnym imigrantom rekomendowanym przez wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka. Nie ma się co dziwić tej determinacji Wawrzyka — za ich wjazd do Polski jego człowiek Edgar Kobos brał łapówki.

  • Afera wizowa z czasów rządu PiS to nie tylko korupcja przy wydawaniu wiz
  • Taki obraz wyłania się z przesłuchania dwóch dyplomatów, którzy pracowali w konsulacie RP w Mumbaju — konsula generalnego Damiana Irzyka oraz jego zastępcy Mateusza Reszczyka
  • Obaj dyplomaci walczyli o to, żeby Wawrzyk i Kobos nie byli w stanie przerzucać do Polski ani do Unii nielegalnych imigrantów z Indii
  • Spotkały ich za to szykany — Irzyk jest już poza dyplomacją

Z obrad komisji śledczej ds. powoli wyłania się szerszy obraz afery wizowej z czasów rządu PiS. To nie tylko korupcja przy wydawaniu wiz — łapówki za kilkaset wiz płynęły do 25-letniego Edgara Kobosa, prawej ręki wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka. Ale skala nieprawidłowości jest znacznie większa. Bo afera wizowa to także poważne patologie przy przyznawaniu pozwoleń na pracę przez urzędy wojewódzkie oraz fikcyjni zagraniczni studenci, na których zarabia kilka prywatnych uczelni w Warszawie. To wreszcie próba odebrania konsulom prawa wydawania wiz i przeniesienie tych decyzji do nowo utworzonego Centrum Decyzji Wizowych, czyli instytucji podległej MSZ i ulokowanej w Łodzi. Tam Wawrzyk i Kobos mogliby samodzielnie decydować, komu przyznać wizę, a komu nie — i nie musieliby już naciskać na konsulaty.

Konsulowie z Indii trafili przed sejmową komisję nie przypadkiem

Taki obraz wyłania się z przesłuchania dwóch dyplomatów, którzy za rządów PiS pracowali w konsulacie RP w Mumbaju — konsula generalnego Damiana Irzyka oraz jego zastępcy Mateusza Reszczyka.

— Afera wizowa przedstawiona przez media jest tylko fragmentem znacznie większej afery migracyjnej, dotyczącej zaniedbań ze strony organów państwa w legalizacji pobytu cudzoziemców, wydawaniu zezwoleń na pracę i zgód na studiowanie w Polsce — mówił wicekonsul Reszczyk przed komisją śledczą.

Konsulowie z Indii nie przypadkiem trafili przed sejmową komisję. I nie przypadkiem przesłuchiwani zostali zaraz po bohaterach afery — Wawrzyku i Kobosie.

To dlatego, że w Onecie w połowie września 2023 r. ujawniliśmy naciski Wawrzyka, Kobosa i całej machiny MSZ na obu konsulów, aby przyznawali wielokrotne wizy Schengen — uprawniające do wjazdu na teren UE — konkretnym, wskazywanym przez ministra ludziom, którzy nie spełniali żadnych kryteriów. Ale naciski były wywierane nie tylko na dyplomatów w Indiach. Wawrzyk działał z rozmachem — od Stambułu, przez Rijad, Islamabad, Bangkok, Singapur, Hongkong, Manilę i Tajpej po Abudżę oraz Dar-es Salam.

Za to właśnie Wawrzyk i Kobos usłyszeli zarzuty. Wawrzyk się nie przyznaje i przed komisją odmówił składania zeznań. Za to Kobos potwierdził branie łapówek i poszedł na współpracę z prokuraturą.

Edgar, król Bollywood

Przed komisją śledczą obaj konsulowie potwierdzili przebieg zdarzeń opisany pół roku temu przez Onet. Otóż w połowie listopada 2022 r. szef Departamentu Konsularnego w MSZ Marcin Jakubowski — człowiek Wawrzyka — wysłał swej zastępczyni Beacie Brzywczy listę 35 Hindusów, którzy w tempie ekspresowym powinni dostać wizy.

Z korespondencji wynikało, że lista pochodzi wprost od Wawrzyka. „Pani Dyrektor, ważna rzecz, to jest ekipa filmowa. Przylot na zdjęcia planują 10 grudnia. Zatem sprawa jest bardzo pilna” — pisał Wawrzyk. I wprost instruował, z kim urzędnicy konsularni mają się kontaktować: „Przekazuję dane: Edgar Kobos” — pisze, podając jego numer komórkowy.

Dyplomaci w Mumbaju od początku mieli zastrzeżenia do większości aplikantów wizowych. Ale pod naciskiem ludzi Wawrzyka ulegli. Przyznali Hindusom wizy Schengen, tyle że były to wizy jednokrotnego użytku. Z miejsca wybucha jednak awantura. Kobos domagał się wiz wielokrotnego użytku. Pod naciskiem kierownictwa Departamentu Konsularnego MSZ — podległego Wawrzykowi — konsulat w Mumbaju zmienił decyzję i wydał Hindusom wizy wielokrotne.

— O ile pamiętam było tam napisane coś w stylu „dajmy im wizy wielokrotnego wjazdu” — zeznał Reszczyk przed komisją śledczą, przyznając, że uznał takie polecenie za niespotykane, jako że konsulowie są całkowicie niezależni w przyznawaniu wiz.

W połowie grudnia 2022 r. MSZ wysyła do Indii kolejny e-mail. Tym razem do Mumbaju została zgłoszona grupa ponad 80 Hindusów, którzy rzecz jasna mają w Polsce kręcić kolejny film. Konsulowie nie wytrzymują. Osobiście pojawiają się na rozmowach wizowych, które przeprowadza wynajęta przez MSZ firma zewnętrzna VFS Global.

— Kosmetyczka pracowała na stacji benzynowej od pół roku. Nie wiedziała, w jaki sposób dostała się do obsługi filmowej. Twierdziła, że załatwił to jej ojciec. Choreograf nie potrafił tańczyć. Aktor nie był w stanie pokazać żadnego dorobku filmowego — mówił posłom wicekonsul Reszczyk. I najważniejsze: nigdzie wcześniej za granicę nie wyjeżdżali.

W tym samym czasie nieformalnymi kanałami Reszczyk dostał od Amerykanów informację o nowym kanale przerzutu imigrantów z Indii przez Europę do USA. Otóż każdy, komu wydano wizę Schengen wielokrotnego użytku, może na tej wizie wjechać do Meksyku, a stamtąd dalej do USA.

— Przekazałem amerykańskiemu oficerowi informacje dotyczące 35 osób z pierwszej grypy „filmowców” i poprosiłem o jak najszybsze sprawdzenie, czy przypadkiem ci ludzie nie wyjechali w stronę Stanów Zjednoczonych. Po jakimś czasie dostaliśmy informację o tym, że co najmniej 21 osób przekroczyło granicę w Meksyku. Wcześniej nie zdarzało się, by w ciągu pół roku pojawiało się kilka grup filmowych, które chcą produkować filmy w Polsce. Celem tych grup „filmowych” mogło być sprawdzenie, czy można kanałem poprzez Polskę przerzucać ludzi do Stanów Zjednoczonych — uważa wicekonsul.

W tej sytuacji konsulowie odmówili wiz całej, ponad 80-osobowej drugiej grupie „filmowców”. W efekcie najechały ich wizytacje i kontrole z centrali MSZ. Damian Irzyk opowiadał, że to był to element szykan i nacisku centrali MSZ, aby wymusić zmianę decyzji w sprawie „filmowców” Wawrzyka. Doszło nawet do tego, że pod decyzjami odmownymi podpisało się solidarnie czworo konsulów, żeby indywidualnie nie narazić się na rewanż ze strony ludzi Wawrzyka. Niewiele to zmieniło — MSZ wycofało się z oferty dla Irzyka, który miał zostać konsulem w Hongkongu i nie przedłużyło z nim umowy.

„Zezwolenia na pracę są drukowane w sposób fabryczny w każdym urzędzie wojewódzkim”

Obaj konsulowie wskazywali na jeszcze inne patologie w polskim systemie migracyjnym. Chodzi o masowe wydawanie pozwoleń na pracę przez urzędy wojewódzkie. Z takim pozwoleniem chcący pracować w Polsce imigranci zgłaszają się do konsulatu po wizę. Problem polega na tym, że urzędy wojewódzkie nawet nie widzą aplikującego, nie mówiąc o sprawdzeniu jego dokumentów i kompetencji.

— Zezwolenia na pracę są drukowane w sposób fabryczny w każdym urzędzie wojewódzkim i można je wydać na dowolną osobę, niezależnie od tego, czy jest to wysoko wykwalifikowany pracownik, czy terrorysta — powiedział Reszczyk.

W tej sytuacji to od konsulów zależy, czy wpuszczą do Polski i UE człowieka z pozwoleniem na pracę, czy też nie. — Jesteśmy ostatnią śluzą, która ratuje ten kraj przed zalewem ludzi, którzy są kompletnie nieprzygotowani do pracy — mówił Reszczyk.

Studenci dla kasy. Uczelnie mają „naganiaczy” w Indiach

Podobne patologie występują przy przyjazdach studentów z Indii do Polski. Reszczyk uważa, że szkoły prywatne traktują studentów jak źródło zarobku i często nie sprawdzają ich kwalifikacji. Dodał, że uczelnie mają swoich „naganiaczy” w Indiach. Wymienił kilka uczelni, które „brylują w konsulacie generalnym w Mumbaju, jeśli chodzi o wybór przez potencjalnych studentów”. Wśród nich wymienił Akademię Finansów i Biznesu Vistulę, Wyższą Szkołę Menedżerską w Warszawie, Wyższą Szkołę Gospodarki Euroregionalnej z Józefowa, „znaną z tego, że studenci jeździli w ramach praktyk na zbieranie pieczarek”.

— Takich szkół jest więcej. Część z tych szkół przyjmuje tych ludzi i oni wiedzą, że po studiach będą mogli pracować bez konieczności uzyskania pozwolenia na pracę, ale większość przyjeżdża lub próbuje przyjechać i wcale nie rozpoczyna studiów — mówił Reszczyk.

Jego zdaniem system wydawana zezwoleń na pracę i studia jest bardzo zły. Polska nie ma w tej chwili żadnej aktualnej strategii imigracyjnej, która określa, kto może wjechać do kraju, a kto nie.

Źródło: onet.pl

Więcej postów