Prezydent Andrzej Duda nie zamierza ulec presji szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego i nie rozwiąże Sejmu — wynika z informacji Onetu. Kaczyński naciska na zastosowanie ryzykownej prawnie procedury, której nie ma w konstytucji.
Wypowiedziom Jarosława Kaczyńskiego często nadawane jest zbyt duże znaczenie, bo z wielu z nich — zwłaszcza odkąd stracił władzę — nic nie wynika. Ale jeśli przez kilka dni po kolei Kaczyński konsekwentnie w rozmaitych sytuacjach powtarza to samo, to nie robi tego przypadkiem. Tak też jest z jego wypowiedziami, które dotyczą przyspieszonych wyborów parlamentarnych. W serii wypowiedzi prezes PiS początkowo w zawoalowany sposób, a potem coraz bardziej otwarcie i wręcz natarczywie zaczął się domagać od prezydenta właśnie rozwiązania Sejmu.
Kaczyński o Dudzie: człowiek, który pełni funkcje
Najpierw podczas protestu przed Prokuraturą Krajową, z której minister sprawiedliwości Adam Bodnar próbuje usunąć nominatów PiS, Kaczyński oznajmił: „Naszą nadzieją jest pan prezydent. Uważamy, że powinien zwołać Radę Gabinetową [posiedzenie rządu pod przewodnictwem prezydenta], Radę Bezpieczeństwa Narodowego [organ doradczy prezydenta w kwestiach bezpieczeństwa państwa, zasiadają w nim najważniejsi politycy], a może podjąć także inne działania, o których nie będę mówić”.
Ponieważ nie doczekał się reakcji Pałacu Prezydenckiego, szybko doprecyzował, jakie „inne działania” ma na myśli. Oznajmił dziennikarzom w Sejmie: „Mamy sytuację nadzwyczajną i konstytucja właściwie przestała praktycznie obowiązywać. Wyjściem jest okres przejściowy, oczywiście z nowym rządem i następnie wybory. Inaczej tego się nie da rozwiązać”.
Potem na konferencji prasowej w siedzibie PiS dodatkowo powtórzył: „Ja mówiłem tylko o tym, jak z obecnej sytuacji można wybrnąć. Co do planów, należałoby je omawiać w innym gronie. Są ludzie, którzy pełnią funkcje, które umożliwiają podejmowanie takich decyzji, których ja nie jestem w stanie podejmować. Moim zdaniem to najprostsza droga do przywrócenia w Polsce praworządności”.
„Człowiek, który pełni funkcje, które umożliwiają podejmowanie takich decyzji” to oczywiście prezydent. Bo cała ta seria wypowiedzi Kaczyńskiego to tak naprawdę atak na Dudę.
Kaczyński chce, aby Duda obalił rząd
Po przejęciu władzy przez Donalda Tuska Kaczyński ma wciąż kontrolę nad kilkoma kluczowymi instytucjami państwa, gdzie zasiadają jego nominaci. To m.in. Trybunał Konstytucyjny, Narodowy Bank Polski oraz Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Wszystkie one są w stanie sypać rządowi piach w tryby, ale nie są w stanie go obalić.
W dodatku część z nich prędzej czy później zostanie przejęta przez rząd — tak jak wspomniana Prokuratura Krajowa, przed którą protestował Kaczyński.
Jedynie prezydent mógłby się pokusić o próbę obalenia rządu. Tego właśnie pragnie Kaczyński i dlatego naciska na Dudę.
Wedle konstytucji są trzy możliwości skrócenia kadencji parlamentu. Pierwsza z miejsca odpada, bo chodzi o sytuację, kiedy Sejm nie jest w stanie wybrać rządu — a rząd mamy. Druga możliwość to samorozwiązanie Sejmu, ale musi się na to zgodzić 2/3 głosów ustawowej liczby posłów (czyli 307). Jednym słowem — takie rozwiązania musieliby wspólnie poprzeć PiS i Platforma, albo jeden z tych dużych klubów musiałby przekonać pozostałe mniejsze — PSL, Polskę 2050, Lewicę i Konfederację. Nie ma na to najmniejszych politycznych szans.
W obozie władzy słychać co prawda buńczuczne zapowiedzi, że w tej chwili Platforma wygrałaby wybory i zbudowała jeszcze silniejszą koalicję w Sejmie. Ale to teoria — Donald Tusk w żadnym wypadku nie zgodzi się teraz na wybory.
Widać więc wyraźnie, że Kaczyńskiemu chodzi o trzeci wariant rozwiązania parlamentu — wysadzenie parlamentu w powietrze przy okazji prac nad ustawą budżetową.
Trybunał Przyłębskiej zjednoczył się przeciw rządowi
Otóż, prezydent musi do końca stycznia dostać budżet na biurko — inaczej ma prawo rozwiązać Sejm. Tyle że rząd Tuska — zdając sobie z tego sprawę — ekspresowo przerobił projekt budżetu przygotowany jeszcze przez ministrów z PiS, zatwierdził go w parlamencie i kilka dni temu wysłał do prezydenta. Teoretycznie, nie ma możliwości rozwiązania przez Dudę Sejmu.
Szkopuł w tym, że Kaczyński ma w tej kwestii inne zdanie. Otóż prezydent wcale nie musi przysłanego przez rząd budżetu zatwierdzić — może skierować go do pisowskiego Trybunału Konstytucyjnego. A tam przewidywalna Julia Przyłębska uzna go za sprzeczny z konstytucją.
Jeszcze przed wyborami Przyłębska nie panowała nad Trybunałem, bo część poniżanych przez nią sędziów z nadania PiS wypowiedziało jej posłuszeństwo, przekonując, że z formalnych względów przestała być prezeską TK. Ale utrata władzy przez PiS zjednoczyła i zmobilizowała TK na nowo — Trybunał zdążył już wspomóc PiS, wydając rządowi szybkie zakazy (tzw. zabezpieczenia) przejmowania kontroli nad mediami państwowymi i Prokuraturą Krajową.
A Przyłębska chodzi po związanych z PiS mediach i atakuje nową władzę. Działania rządu nazwała „drogą do anarchii”.
Biorąc to pod uwagę, można się spodziewać, jaki będzie wyrok — Przyłębska jest w stanie wyczytać w konstytucji absolutnie wszystko to, na czym zależy Kaczyńskiemu.
Nikt nie wierzy, że wybory parlamentarne są dziś możliwe
Co więc w sytuacji, kiedy TK stwierdzi, że budżet jest sprzeczny z konstytucją? Rzecz jasna rząd tego nie uzna, tak jak nie uznaje Trybunału w obecnym składzie. Tyle że akurat Duda orzeczenia TK uznaje, a to jego decyzje będą w tej kwestii kluczowe.
Czy prezydent stwierdzi w takiej sytuacji, że budżet jest, czy że go nie ma? A jeśli go nie ma, to czy rozwiąże parlament? Dla jasności — w konstytucji jest luka. Nigdzie nie jest powiedziane, że prezydent może rozwiązać Sejm, ale jednocześnie — nigdzie nie jest powiedziane, że nie może. Można zakładać, jaka będzie interpretacja TK. Kaczyński już dziś jasno pokazuje, jak ma być — przyspieszone wybory.
Nowe wybory na wiosnę to marzenie Kaczyńskiego. Prezes wierzy, że ponownie zmobilizuje partię i swych wyborców, bo po utracie władzy PiS jest w marazmie. Prezydent Duda niedawno powiedział jasno, że „nie widzi możliwości przeprowadzenia przyspieszonych wyborów parlamentarnych”. Tyle że prezes widzi inaczej — już po tych słowach zaczął go atakować, domagając się rozwiązania Sejmu.
Współpracownicy prezydenta przekonują, że Duda zdania nie zmieni. Nawet w wierchuszce PiS słychać głosy sceptyczne wobec wypowiedzi Kaczyńskiego — nikt nie wierzy, że wybory parlamentarne są dziś możliwe, zwłaszcza że już za niewiele ponad dwa miesiące ruszy serial wyborów samorządowych i europejskich. Kluczowe jest jednak to, że Duda nie jest gotowy, by wziąć na siebie polityczne i prawne ryzyko wynikające z rozwiązania Sejmu. I to tylko po to, aby pomóc Kaczyńskiemu w rozpętaniu kolejnej brutalnej kampanii wyborczej i utrzymaniu kontroli nad partią.
Źródło: onet.pl