Zaniedbane i niedofinansowane zakłady nuklearne Sellafield w Wielkiej Brytanii stanowią potencjalne zagrożenie dla całej Europy. Uwagę na problem zwracają już Irlandia, Norwegia i Stany Zjednoczone.
- Z wielkiego składowiska odpadów Sellafield w Wielkiej Brytanii wycieka radioaktywna woda.
- Składowisko znajduje się w bardzo złym stanie technicznym, a obawy budzi też brak przejrzystości w zarządzaniu obiektem.
- O problemie mówią już dyplomaci z innych krajów. Brytyjskie władze twierdzą jednak, że zagrożenia dla ludzi nie ma.
Każdy kraj posiadający energetykę jądrowa musi mierzyć się z jednym kluczowym problemem. Jest nim zagospodarowanie odpadów radioaktywnych. Niektóre kraje radzą sobie z tym nie lada wyzwaniem w ramach przemyślanej, długofalowej polityki (przykładem może być składowisko odpadów nuklearnych Onkalo w Finlandii). Inne stawiają na maksymalne przetwarzanie odpadów, a jeszcze inne problemem przejmują się… w dość ograniczonym zakresie.
Bomba tyka, zbiornik przecieka, a sprawa jest zamiatana pod dywan
Problem z odpadami promieniotwórczymi ma także Wielka Brytania. Kraj ten należy do nielicznych posiadających zarówno broń jądrową, jak i atomową energetykę. Wydawało się, że dekady obcowania z promieniowaniem powinny spowodować bardzo ostrożne podejście do tego zagadnienia i stosowanie wyłącznie rozwiązań minimalizujących ryzyko wystąpienia awarii czy katastrofy ekologicznej.
Tymczasem, jak donosi brytyjski dziennik „The Guardian”, wcale tak nie jest. Co więcej, dziennikarze gazety wprost informują – zakłady atomowe Sellafield (odpady promieniotwórcze są tam nie tylko składowane, ale i przerabiane), to najniebezpieczniejszy obiekt nuklearny w Europie. Właśnie doszło tam do wycieku.
Chodzi o ogromny silos z odpadami nuklearnymi i tonami toksycznego szlamu o nazwie B30. Budynek nie tylko pęka, co wręcz wali się. Już doszło do wycieku. Przy braku akcji zaradczej w obecnym tempie toksyczna woda będzie z niego wypływała do połowy obecnego stulecia. Jeśli jednak przeciek się zwiększy, wówczas możliwa jest wręcz katastrofa ekologiczna.
To nie koniec problemów w zakładach Sellafield. Pęknięcia pojawiły się także w betonowej i asfaltowej powłoce pokrywającej ogromny staw, w którym od kilkudziesięciu lat znajdują się osady nuklearne.
System zabezpieczeń w zakładach szwankuje na wielu poziomach. Najnowszy przykład to zhakowanie tamtejszej elektrowni atomowej zakładów przez przestępców z Rosji i Chin. Dokument, do jakiego dotarł „Guardian”, ostrzega przed skumulowanym ryzykiem wynikającym z uchybień, począwszy od bezpieczeństwa jądrowego po azbest i standardy przeciwpożarowe.
Naukowiec z panelu ekspertów doradzającego rządowi Wielkiej Brytanii w zakresie wpływu promieniowania na zdrowie powiedział dziennikowi, że ryzyko stwarzane przez wyciek odpadów jądrowych i inne wycieki substancji chemicznych w Sellafield zostało „zdecydowanie zamiecione pod dywan”.
A przecież, jak zauważają eksperci, w Sellafield nagromadzenie materiałów promieniotwórczych jest znacznie większe niż w Czarnobylu. Co gorsza, mimo że Kumbria to słabo zaludnione hrabstwo, to w zasięgu oddziaływania zakładów mieszka znacznie więcej osób niż w pobliżu ukraińskiej siłowni, w której w 1986 roku doszło do bardzo poważnej katastrofy. Brytyjskie zakłady mogą okazać się wręcz czymś gorszym niż Czarnobyl, który zgodnie z szacunkami naukowców wpłynął negatywnie na życie ponad 5 mln Europejczyków.
Z tym zakładem były już problemy. Historia lubi się powtarzać, ale skutki mogą być gorsze
Co gorsza w przeszłości w Sellafield (jeszcze pod nazwą Windscale) dochodziło do niebezpiecznych zdarzeń. W 1957 roku miał tam miejsce pożar będący najgorszym wypadkiem nuklearnym w historii Wielkiej Brytanii.
Zły stan infrastruktury i jej niedofinansowanie budzą obawy nawet Stanów Zjednoczonych, które ściśle współpracują w technologiach nuklearnych z Londynem. Amerykanom nie podoba się zarówno stan obiektów, jak i mała przejrzystość w zarządzaniu.
Brytyjczyków monitują też Norwegia i Irlandia. Ta pierwsza obawia się, że ewentualny wyciek substancji radioaktywnych na powierzchnię, przy układzie wiatrów zachodnich, może mieć niszczycielskie skutki dla norweskiej produkcji żywności i dzikiej przyrody.
Wysokiej rangi norweski dyplomata powiedział „Guardianowi”, że jego zdaniem Oslo powinno zaoferować pomoc w finansowaniu obiektu, aby można było go bezpieczniej prowadzić, zamiast „prowadzić coś tak niebezpiecznego przy ograniczonym budżecie i bez przejrzystości”.
Także rząd irlandzki boi się Sellafield. Dublin już w 2006 r. skierował sprawę do trybunału ONZ w związku z obawami dotyczącymi wpływu zakładu na środowisko. Jednak sukcesu nie odniósł.
Sytuację wydaje się jednak bagatelizować sama Wielka Brytania. „Guardian” przytacza czerwcowy raport brytyjskiego Urzędu Regulacji Jądrowych, który stwierdza, że obecne ryzyko wynikające z wycieku jest tak niskie, jak to tylko możliwe. Konkluzja dokumentu mówi, że wyciek nie stwarza żadnego dodatkowego ryzyka dla personelu i społeczeństwa.
Źródło: wnp.pl