Po trwającej od miesięcy aferze odpadowej Jacek Sasin w końcu zadeklarował, że podległy mu producent trotylu zabierze swoje odpady z dzikich składowisk. Kiedy po tygodniu od jego oświadczenia zapytaliśmy go o odbieranie odpadów, dowiedzieliśmy się, że te są „dowodami w śledztwie” prokuratury, więc nie mogą być zabrane. Prokuratura i właściciele składowisk potwierdzili, że to nieprawda.
- Choć właściciele działek, na których przestępcy porzucili odpady, domagają się od Nitro-Chemu ich odbioru, spółka nie zrobiła nic w tej sprawie
- Sprawa jest pilna, ponieważ zdaniem biegłych w wysokich temperaturach na składowiskach może dojść do zapłonu, a nawet eksplozji. Odpady z napęczniałych zbiorników mogą wyciec do gleby i wód
- Koszty wywozu odpadów przez Nitro-Chem mogą być olbrzymie: zarówno w optymistycznej, jak i pesymistycznej wersji przekraczają dochód netto spółki za zeszły rok
Od czerwca tego roku opisujemy aferę związaną z bydgoskim Nitro-Chemem. Ta spółka Skarbu Państwa jest największym producentem trotylu w NATO, ale także wytwarza ogromne ilości niebezpiecznych dla człowieka i środowiska odpadów. Przy pełnej produkcji w skali dnia spółka wytwarza dziesiątki ton tzw. wód czerwonych i wód żółtych. To odpady z produkcji trotylu, które mają właściwości rakotwórcze i mutagenne, co oznacza, że mogą wpływać na zmiany w kodzie genetycznym człowieka oraz wpływać na rozwój płodu.
W ostatnich miesiącach dziennikarze Onetu i innych mediów ujawnili w sumie siedem składowisk, na których przestępcy porzucili wielkie ilości toksycznych odpadów. Tylko na dwóch z nich zalegają co najmniej dziesiątki ton odpadów należących do Nitro-Chemu (nie do wszystkich jest dostęp, stąd trudności w precyzyjnych obliczeniach). Potwierdzili to powołani przez prokuraturę biegli oraz niezależne badania. Na kolejnych odpadów bydgoskiej spółki jest znacznie więcej.
Spółka informuje, że w toczących się w tej sprawie prokuratorskich śledztwach ma status pokrzywdzonej. Jednak cały proceder umożliwiła umowa na unieszkodliwianie odpadów podpisana przez byłego prezesa tej spółki Krzysztofa K. Umowa ta pozbawiała Nitro-Chem jakiejkolwiek kontroli nad opuszczającymi jej teren odpadami. Dziś Krzysztof K. ma zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
Pod naporem publikacji prasowych 10 sierpnia szef Ministerstwa Aktywów Państwowych Jacek Sasin napisał na Twitterze, że polecił podległej sobie Polskiej Grupie Zbrojeniowej „rozwiązać problem z odpadami spółki Nitro-Chem”. W tym samym wpisie zadeklarował, że „odpady zostaną ponownie przekazane do utylizacji”.
Sprawa wydawała się rozwiązana, ale już wtedy osoby blisko związane z Nitro-Chemem i PGZ alarmowały nas, że wszystkie strony będą próbowały przeciągnąć sprawę usunięcia odpadów do jesiennych wyborów. Jeżeliby się to udało, sprawa miała „umrzeć śmiercią naturalną”.
Żródło: onet.pl