Sejm w piątek ma rozpatrzyć weto Senatu do ustawy powołującej specjalną komisję ds. badania wpływów rosyjskich w polskiej polityce w okresie 2007-2022. Jeżeli ustawa wyjdzie z Sejmu i zostanie podpisana przez prezydenta, to powstanie instytucja nie tylko uderzająca w podstawowe zasady konstytucji, ale także mogąca stać się zarzewiem konfliktu politycznego, jakiego nie widzieliśmy od czasu upadku rządu Olszewskiego.
Biorąc pod uwagę, że w pierwszym głosowaniu Jarosławowi Kaczyńskiemu, z pomocą m.in. Kukiza i posła Mejzy, udało się zebrać 232 głosy, wszystko wskazuje, że weto zostanie odrzucone. Mimo że w środę na posiedzeniu sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych PiS przegrał głosowanie i komisja zarekomenduje Sejmowi zaakceptowanie stanowiska izby wyższej.
Komisja ds. badania wpływów rosyjskich
Oczywiście, obserwując polską politykę w ostatnich ośmiu latach, można było się przyzwyczaić do zarzutów, że PiS łamie konstytucję i robi zamach na polską demokrację. Opinia publiczna jest, niestety, coraz bardziej zobojętniała na podobne hasła. Jednak nawet jak na standardy rządzącej partii ustawa powołująca speckomisję to wyjątkowy bubel.
Nigdy jeszcze nawet PiS nie przedstawił aktu prawnego, który byłby tak jawnie sprzeczny z ustawą zasadniczą. W druzgocącej ocenie ustawy zgodni są zajmujący się prawem akademicy, eksperci Senatu, niezależni prokuratorzy, rzecznik praw obywatelskich, organizacje ochrony praw człowieka. Ekspertyzy Senatu wyliczały aż 13 artykułów konstytucji, jakie może łamać ustawa.
Na czym konkretnie polega z nią problem? Przede wszystkim powołuje ona do życia organ, jaki nie ma prawa zaistnieć w polskim porządku konstytucyjnym. Komisja ds. badania wpływów rosyjskich w polityce będzie bowiem wybieranym przez Sejm organem administracyjnym, który będzie miał faktycznie uprawnienia sądu. Rada będzie mogła powoływać świadków i wzywać na przesłuchania osoby podejrzewane o działanie pod wpływem rosyjskim, a w razie odmowy stawienia się, nakładać kary finansowe, bądź wezwać prokuraturę do doprowadzenia wskazanej osoby.
Sąd PiS ponad prawem
Taka konstrukcja łamię konstytucyjną zasadę trójpodziału władzy. Komisja nie będzie co prawda formalnie wydawać wyroków, ale może stwierdzić, że dana osoba, pełniąc funkcje publiczne, lub udzielając się społecznie, działała pod wpływem rosyjskim. Jest też władna, by wobec takich osób nakładać „środki zaradcze”, np. odbierając dostęp do informacji niejawnych albo wydając zakaz sprawowania funkcji związanej z dysponowaniem środkami publicznymi.
Jak stwierdził rzecznik praw obywatelskich, „komisja w takim kształcie będzie rozstrzygała w istocie sprawy karne, a nie administracyjne, będzie wymierzać sankcje charakterystyczne dla kodeksu karnego”. Eksperci Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wskazują, iż przejmuje ona w praktyce funkcje Trybunału Stanu – organu konstytucyjnego, który ma za zadanie karanie najwyższych urzędników państwowych za przestępstwa popełnione w związku z pełnioną przez nich funkcją.
Prof. Tomasz Sroka z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego zwrócił z kolei uwagę, że ustawa łamie zasady wyrażone w art. 42 ust. 1 Konstytucji: „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia”. Tymczasem komisja faktycznie nakładająca – by przywołać znów słowa RPO – „sankcje charakterystyczne dla kodeksu karnego” będzie karać czyny, które w momencie popełnienia nie były w żaden sposób zakazane przez prawo.
Jak pisze w dodatku prof. Sroka, przepisy powołujące komisję łamią fundamentalną dla prawa karnego zasadę dostatecznej określoności czynu zabronionego. Na tworzących przepisy spoczywa obowiązek, by prawo określające, jaki czyn jest zabroniony, było zrozumiałe i dokładne – tak by każdy wiedział, jakich konkretnie działań ma się wystrzegać, by nie złamać prawa. Zawarte w ustawie sformułowania o działaniu pod wpływem Federacji Rosyjskiej nie spełniają tego kryterium.
Biorąc jeszcze pod uwagę, że od postanowień komisji nie przysługuje odwołanie, to można powiedzieć, że całość tej instytucji będzie działać z naruszeniem konstytucyjnego prawa do obrony i do uczciwego procesu osób wezwanych przed ten organ.
Chcą grillować czy zablokować Tuska?
Wątpliwy jest również polityczny kontekst ustawy. Jest oczywiste, że nie chodzi w niej o to, by państwo dostało skuteczne narzędzia do zwalczania wpływów rosyjskich – gdyby faktycznie ich potrzebowało, oznaczałoby to, że rządy PiS, na czele z ministrem Mariuszem Kamińskim, przespały ostatnie osiem lat. Chodzi raczej o to, by wykorzystując generowane przez wojnę tuż za naszą granicą lęki przykleić opozycji łatkę partii rosyjskiej – zwłaszcza PSL i PO, na czele z liderem tej ostatniej.
W ostatnich ośmiu latach PiS wielokrotnie próbował skleić Tuska z jakąś aferą: z piramidami VAT-owskimi, sprawą Amber Gold czy przypisać mu odpowiedzialność za katastrofę w Smoleńsku. Z żadnej z tych prób nic nie wyszło. Liderowi PO nie postawiono prokuratorskich zarzutów.
Szarże na Tuska przedstawiające go jako ojca chrzestnego wszystkich afer z okresu 2007-15 i współsprawcę „zbrodni smoleńskiej” mogły podkopać zaufanie do polityka, ale poza wyborcami PiS nie porywają tłumów. Jak widać, partia uznała, że skoro nie udało się z Amber Gold i Smoleńskiem, to teraz warto spróbować uderzyć w Tuska przy pomocy zarzutów o działanie pod wpływem Rosji.
Jeśli prezydent podpisze ustawę, możemy się spodziewać transmitowanych przez TVP Info przesłuchań Tuska – zakładając, że lider PO zdecyduje się stawić – i grillowania byłego premiera w świetle kamer. Wszystkie fragmenty tego spektaklu stawiające byłego premiera w niekorzystnym świetle będą potem recyklingowane setki, jeśli nie tysiące razy przez sprzyjające rządowi media z „Wiadomościami” TVP na czele. To samo, choć na mniejszą skalę, czeka innych polityków tworzących rządzący układ w okresie 2007-15.
Można się jednak zastanawiać, czy chodzi wyłącznie o grillowanie. Gdyby tak było, wystarczyłoby przecież powołać zwykłą sejmową komisję śledczą. Nowa speckomisja ma tymczasem znacznie większe możliwości, może orzekać „środki zaradcze”, mogące w praktyce uniemożliwić objętej nimi osobie pełnienie najwyższych funkcji w państwie. Nie da się być przecież premierem bez dostępu do informacji niejawnych i z zakazem pełnienia funkcji związanych z wydatkowaniem środków publicznych. Czy to jest cel PiS? Czy chodzi o to, by po przegranych przez Nowogrodzką wyborach uniemożliwić liderom opozycji sięgnięcie po najwyższe urzędy?
Duda rozbroi bombę Kaczyńskiego?
Los ustawy przesądzi najpewniej prezydent. Media donosiły wcześniej, że Andrzej Duda ma się raczej skłaniać do jej podpisania – podobno jest przekonany, że chodzi o zwykły przedwyborczy spektakl, którego nie chce zabierać rządzącej partii.
Prezydent zaskoczył już jednak kilka razy opinię publiczną, blokując projekty, na których zależało Nowogrodzkiej. Tu przesłanka do weta jest oczywista – jawna niekonstytucyjność ustawy. Prezydentowi nie przeszkadzało to co prawda wcześniej, gdy podpisywał ustawę kagańcową czy tę tworzącą nową, upolitycznioną KRS. Tym razem dochodzi jednak jeszcze jeden czynnik, szczególnie istotny, gdy za naszą granicą toczy się wojna: stabilność polskiej demokracji.
Ustawa o speckomisji podkłada pod nią bombę. Jeśli komisja powstanie, połowa Polski będzie ją postrzegać jako skrajnie upolitycznione ciało, młot PiS na politycznych przeciwników. Wszelkie działania komisji wobec polityków opozycji będą traktowane przez jej wyborców jako polityczne prześladowania. Gdyby komisja użyła swoich kompetencji, by po przegranych przez PiS wyborach uniemożliwić kandydatowi opozycji objęcie urzędu premiera, to byłby to początek kryzysu politycznego o trudnej do przewidzenia dynamice i konsekwencjach. Wszystko w momencie, gdy za naszą granicą ciągle trwa wojna, a odpowiedzialne za nią mocarstwo regionalne postrzega nas jako państwo sobie wrogie.
Wywijając sztandarem walki z rosyjskimi wpływami, PiS dokładając do pieca polskiej polaryzacji, osłabia naszą odporność na rosyjskie ataki. Czy prezydent, który zbudował w ostatnim roku sporo politycznego kapitału na kwestiach bezpieczeństwa, będzie miał dość politycznego rozumu i charakteru, by zablokować tego legislacyjnego potworka?
Źródło: onet.pl