– Odpowiedzialni za budowę CPK nie liczą się z mieszkańcami, którzy będą wysiedlani w związku z tą inwestycją. Nie jest też brany pod uwagę głos samorządów – ocenia w wywiadzie z PortalSamorzadowy.pl Krzysztof Jaworucki, prezes Stowarzyszenia „Zanim Powstanie Lotnisko – CPK”.
- – Pod budowę tego lotniska ma być wysiedlonych kilka tysięcy ludzi. W całości zniknie 19 miejscowości, a częściowo następnych kilkanaście – mówi Krzysztof Jaworucki, prezes stowarzyszenia reprezentującego mieszkańców, którzy mają być wywłaszczeni w związku z budową CPK.
- – Rząd i spółka CPK chcą zrealizować tę inwestycję wyłącznie na swoich warunkach, że to jest rodzaj dyktatu – uważa Jaworucki.
- Jaworucki twierdzi, że wysokość odszkodowań, jakie mają dostać wysiedlani, nie wystarczy im na budowę czy zakup porównywalnego domu.
Jak to się stało, że powstało państwa stowarzyszenie? Jaki jest wasz cel?
Krzysztof Jaworucki, prezes Stowarzyszenia „Zanim Powstanie Lotnisko – CPK”: – Nasze stowarzyszenie powstało w lutym 2018 r., gdy dowiedzieliśmy się, że w naszej gminie Baranów, ma powstać Centralny Port Komunikacyjny. Zawiązaliśmy je po to, by bronić praw i interesów mieszkańców naszej gminy, ale i gmin sąsiednich. Głównie po to, by uzyskać godziwe warunki odszkodowań za wywłaszczone nieruchomości i by informować mieszkańców o tym, jakie mają prawa i jakie zagrożenia wiążą się z tą inwestycją.
Ile osób ma być wysiedlonych pod budowę samego lotniska, nie uwzględniając dróg czy linii kolejowych, które do niego mają prowadzić?
– Na pewno będzie to kilka tysięcy ludzi, ale to też zależy, o jakim etapie tej inwestycji mówimy. Spółka CPK chce budować to lotnisko w dwóch, a nawet trzech fazach. W pierwszej fazie ma być to port lotniczy na 45 mln pasażerów rocznie, a drugiej – na ponad 60 mln.
Według obliczeń Ministerstwa Infrastruktury to miało być ok. 3 tys. osób wysiedlonych, jeśli chodzi o pierwszą fazę. Ja myślę, że będzie to więcej i ta liczba – przy drugim, docelowym etapie – sięgnie ponad 5 tysięcy osób.
A jak duży będzie wysiedlany obszar?
– Cztery tysiące hektarów. W całości zniknie 19 miejscowości, a częściowo następnych kilkanaście.
Co z odszkodowaniami dla wysiedlanych pod lotnisko?
Jak wygląda kwestia odszkodowań dla osób, które będą wysiedlane? Bo z państwa strony było dotąd dużo zastrzeżeń co do sposobu postępowania inwestora w tej sprawie.
– My mieliśmy i wciąż mamy pretensje do inwestora, że traktuje tę budowę, jakby była to mała inwestycja, jak zwykłą drogę, gdzie jest wydzielony pas gruntu do wywłaszczenia i tylko tego pasa to dotyczy. Inwestor traktuje to tak, jakby to nie był żaden problem dla paru czy parunastu tysięcy osób. Pomijając sposób wycen, brakuje odniesienia się do tego, co potem mają robić ludzie wysiedleni z tych terenów.
Brakuje programu społecznego. Nikt się nie interesuje tym, że mieszkańcy stracą nie tylko własność, ale i miejsce do mieszkania, a wielu z nich straci też miejsce pracy. Bo to są też rolnicy albo mali przedsiębiorcy, którzy gdy już stracą nieruchomość służącą im do pracy, do prowadzenia gospodarstwa czy do wykonywania działalności gospodarczej, to albo w ogóle nie będą mogli, albo nie będą mogli w krótkim czasie rozpocząć pracy w tym samym zawodzie, w innym miejscu.
Co do odszkodowań, to państwo twierdzą, że to, co proponuje inwestor, nie wystarczy na to, by kupić czy wybudować sobie dom w nowym miejscu, w tej samej odległości od Warszawy, przenieść gospodarstwo rolne czy firmę. Z czego to wynika?
– To nie jest tylko kwestia spółki, bo musi ona stosować się do obowiązujących przepisów i poleceń rządowego pełnomocnika ds. CPK. Według aktualnego prawa rzeczoznawcy wyceniają wartość nieruchomości dopiero po wydaniu decyzji wywłaszczającej, której spodziewamy się wiosną przyszłego roku. I wyceniają ją według aktualnej wartości rynkowej na tym terenie.
Problem w tym, że pierwsze informacje o budowie lotniska w gminie Baranów pojawiły się w 2017 r. Od tamtej pory praktycznie zamarł w naszej gminie rynek nieruchomości, nikt ich nie sprzedaje ani nie kupuje. Gdy pojawia się ktoś zainteresowany zakupem nieruchomości w naszej okolicy, to jak tylko dowiaduje się, że ma być tu lotnisko, od razu się wycofuje.
Ceny nieruchomości stoją więc u nas w miejscu od pięciu lat, a rzeczoznawca bierze pod uwagę ostatnie ceny, czyli w naszym przypadku uwzględni te sprzed pięciu lat. A one są dużo niższe niż te obecne w sąsiednich gminach. Gdybyśmy więc otrzymali odszkodowania wyliczone w ten sposób, to nie będziemy w stanie kupić porównywalnych nieruchomości w sąsiednich gminach.
Trzeba też uwzględnić fakt, że rzeczoznawca obniża wartość nieruchomości o wskaźnik amortyzacji. Czyli jeśli mamy dom lub inny budynek, który powstał ileś lat temu, to jego wartość będzie pomniejszana w zależności od jego wieku.
To oznacza, że nie będzie można za to odszkodowanie kupić czy wybudować nowego domu w innym miejscu?
– Tak, tym bardziej, że mamy wysoką inflację, bardzo wzrosły ceny materiałów budowlanych, a u nas będzie się brać pod uwagę ceny nieruchomości sprzed paru lat. Dlatego bardzo się obawiamy, że nikogo nie będzie stać, by za otrzymane odszkodowanie wybudować lub kupić sobie coś porównywalnego z tym, czym teraz dysponuje.
– Tu jest tak samo, z tym że póki nie ma wyroku sądu, nie dostaje się nic, wypłata odszkodowania na czas procesu sądowego jest wstrzymana. Tymczasem takie sprawy sądowe trwają średnio kilka lat.
Mieszkańcy: inwestor chce realizować tę inwestycję na swoich warunkach
Skoro spółka CPK jest związana przepisami w kwestii wysokości odszkodowań, to czy jest jakaś możliwość, by wyjść mieszkańcom naprzeciw?
– Nasze stowarzyszenie i inni działacze z naszych gmin, którzy tym się zajmują, sugerowali pełnomocnikowi rządu ds. CPK, żeby w przypadku tej inwestycji zmienić przepisy związane ze sposobem naliczania wysokości odszkodowań. By zapewnić jakieś standardy mieszkańcom, którzy są zmuszeni do opuszczenia swoich domów z powodu wywłaszczenia.
I zaproponowaliśmy, by przyjąć standardy Banku Światowego, stosowane przy pożyczkach na inwestycje infrastrukturalne w krajach Trzeciego Świata. Zakładają one wypłatę odszkodowań przed wysiedleniem mieszkańców, a nie po, a także by wypłacić takie odszkodowanie, które gwarantuje odtworzenie takiej samej nieruchomości w innym miejscu. I zapewnić środki na przeniesienie mienia ruchomego.
Niestety, pełnomocnik odrzucił te nasze postulaty. Argumentując, że to jest niezgodne z obowiązującym prawem. Jest jednak jeszcze gorzej, bo od dłuższego czasu nie ma żadnego dialogu z nami ze strony rządowego pełnomocnika i inwestora. Natomiast na samym początku ten dialog wyglądał tak, że my zgłaszaliśmy swoje postulaty, a odpowiedź była na ogół negatywna. Zamiast tego proponowano nam rzeczy, które mieszkańców nie satysfakcjonowały.
Od ponad roku spółka CPK i pełnomocnik z nami nie rozmawiają, postanowili kontaktować się bezpośrednio z mieszkańcami poprzez organizowanie spotkań online. Na tych spotkaniach przekazywana jest jedynie informacja w jedną stronę i nie ma reakcji na pytania, sugestie i uwagi mieszkańców.
To nie są żadne konsultacje społeczne. Tak samo, jak w przypadku tworzenia przepisów dotyczących CPK. Do związanych z nim projektów ustaw i rozporządzeń zgłaszaliśmy swoje uwagi, jednak nie tylko nie były one uwzględniane, ale nie dostawaliśmy na nie odpowiedzi. Pochwalono się, że w ramach konsultacji zebrano 80 tys. uwag. Sęk w tym, że w ogóle ich nie uwzględniono.
Oceniamy to tak, że rząd i spółka CPK chcą zrealizować tę inwestycję wyłącznie na swoich warunkach, że to jest rodzaj dyktatu.
Wymyślono projekt i uznano, że może on przynieść korzyści gospodarcze, polityczne, ale w ogóle nie uwzględniono interesów mieszkańców terenów, na których ta inwestycja będzie realizowana. Nie jest też brany pod uwagę głos samorządów, choć wszystkie plany inwestycyjne są niezgodne z przyjętymi planami zagospodarowania województwa, powiatu i gminy.
Co w związku z tym zamierzają państwo zrobić? Będą państwo próbowali zablokować tę inwestycję?
– Protestowaliśmy dotąd na różne sposoby. Były blokady dróg, marsze, wysyłaliśmy petycje. Ale to zostało zignorowane. Było też referendum w gminie Baranów w 2018 r. Ponad 80 proc. głosujących było przeciwnych budowie CPK, a ponad 90 proc. przeciw sposobowi, w jaki miały być naliczane odszkodowania. To nic nie dało. Przyznam się, że po tych pięciu latach, odkąd ta inwestycja jest w naszych głowach, jesteśmy już tym wszystkim zmęczeni.
Większość mieszkańców naszej gminy liczy na to, że po najbliższych wyborach parlamentarnych zmieni się rząd, a ten nowy przyjrzy się jeszcze raz tej inwestycji, sprawdzi, czy ma ona sens ekonomiczny i podejmie inną decyzję w tej sprawie.
Dotąd nie przedstawiono żadnych wiarygodnych wyliczeń, że to przedsięwzięcie będzie dochodowe i od kiedy zacznie przynosić dochód. Inwestor mówi, że cały projekt, łącznie z planowanymi nowymi liniami kolejowymi, będzie kosztować kilkaset miliardów złotych.
Jeśli jednak ktoś spojrzy na to „na zimno”, to jest prawdopodobne, że podejmie w tej sprawie inną decyzję. Mamy taką nadzieję, że ktoś wreszcie się obudzi, zobaczy, że ta inwestycja nie ma uzasadnienia ekonomicznego i jest bardzo groźna dla mieszkańców, którzy mają być wysiedlani i którzy mieszkają w tej okolicy. W promieniu 10-15 km od tego lotniska mieszka 100 tys. osób.
Niektórzy mieszkańcy mają dosyć tego grillowania nas i sprzedali już swoje nieruchomości, głównie rolne. Ale większość liczy, że po wyborach nowy rząd wstrzyma tę inwestycję. Są też tacy, którzy pogrążyli się w apatii i jeszcze nie wierzą w to, że może spotkać ich wysiedlenie.
Czy ci, którzy sprzedali już swoje nieruchomości pod lotnisko, sprzedali je po godziwej cenie?
– Po uchwaleniu jednej ze specustaw spółka CPK ma możliwość skupowania nieruchomości pod budowę lotniska bez odliczania amortyzacji. Ale i tak jest to mniej niż gdybyśmy mieli takie ceny, jak w sąsiednich gminach, gdzie ceny nieruchomości nie zostały zamrożone. Poza tym od dwóch lat spółka CPK ma prawo pierwokupu każdej nieruchomości na terenie planowanego lotniska. Gdyby było inaczej, gdyby to mógł kupić prywatny kontrahent, na magazyn, sklep czy hotel, te ceny byłyby kilka razy wyższe.
Ostatnie ceny wykupu przez spółkę CPK, o których słyszeliśmy, to między 15 a 20 zł za metr ziemi w naszej gminie. Dla porównania, w sąsiedniej gminie Wiskitki prywatny przedsiębiorca kupił niedawno ziemię rolną, żeby zbudować zakład produkcyjny i magazyn. Zapłacił 240 zł za metr. W naszej okolicy, poza obszarem gminy Baranów, ceny nieuzbrojonej ziemi rolnej to minimum 100 zł za metr.
Wyludnienie i magazyny zamiast domów? Wydłuża się lista pytań bez odpowiedzi
Ile osób sprzedało już swoje nieruchomości pod lotnisko?
– Według informacji podawanych przez spółkę CPK dostała ona dotychczas 500 ofert sprzedaży nieruchomości pod budowę lotniska. Szacujemy, że dotąd zostało sprzedanych od 100 do 200 hektarów, czyli bardzo nieduża część, biorąc pod uwagę, że całe lotnisko ma zająć 4000 hektarów.
Jedną z ważnych spraw jest przyszłość naszych gmin: Baranów, Wiskitki i Teresin. Port lotniczy zabierze dużą część tych gmin. Pojawia się pytanie, czy taka gmina, jak Baranów, będzie mogła nadal funkcjonować, jeśli 20 proc. jej powierzchni może zająć port lotniczy, a 30-40 proc. mieszkańców będzie musiało się wyprowadzić poza teren gminy? I bardzo prawdopodobne jest, że – jak przewiduje specustawa dotycząca CPK – ten obszar będzie wyłączony spod jurysdykcji samorządu gminnego, więc nie będzie miał on żadnych podatków od tego lotniska.
Mówi się o tym, że ta inwestycja spowoduje rozwój gminy. Pytanie, co pod tym pojęciem się rozumie? Czy rozwojem gminy będzie jej wyludnienie, a na miejscu budynków mieszkalnych wybudowanie magazynów?
Nie wiemy też, jak spółka CPK chce zorganizować budowę, która potrwa wiele lat. Nie wiemy więc, jak będzie można poruszać się między poszczególnymi częściami naszej gminy, jak będzie można dojechać do sąsiednich gmin czy do stolicy powiatu.
Główne drogi, łączące miejscowości w naszej gminie i łączące nas z sąsiednimi gminami oraz powiatem, mają być przecięte.
Nie wiemy, jak będzie z liniami energetycznymi, bo one też mają być przecięte przez budowę lotniska. Nie wiemy, jaka część infrastruktury gminnej będzie wykorzystywana przez spółkę CPK do przewozu materiałów, pracowników. Nie wiemy, jak spółka zadba o to, by nie zanieczyścić środowiska w naszej gminie, by nie zniszczyć zasobów wodnych, z których przez studnie głębinowe czerpiemy wodę.
Na wszystkie nasze pytania w tych sprawach brak odpowiedzi. Spółka CPK wysyła swoich pracowników, żeby opowiadali o strategicznym rozwoju obszaru CPK, jak to pięknie będą rozwijały się gminy sąsiadujące z tym lotniskiem, jak będą z tego korzystały. A dla nas w tym momencie najważniejsze jest to, jak mamy zorganizować sobie życie podczas budowy lotniska i po jego otwarciu, gdy ci, którzy nie zostaną wysiedleni, będą narażeni m.in. na duży hałas. O tym inwestor już nie mówi.
Pominięci, niesłuchani, niepotrzebni? Obiecywano złote klamki
Wygląda na to, że z jego punktu widzenia jest to mało ważny aspekt tego przedsięwzięcia. Inwestor nie liczy się z mieszkańcami.
Pamiętam pierwsze spotkanie ówczesnego pełnomocnika rządu ds. CPK – a obecnie prezesa spółki CPK – z mieszkańcami. Odbyło się ono 13 grudnia 2017 r. Pełnomocnik zapewniał wtedy, że żaden z mieszkańców na tej inwestycji nie straci, że niektórzy nawet na niej zyskają, że będzie stosowana metoda odtworzeniowa przy wycenie wywłaszczanych nieruchomości. Że jeśli ktoś ma złote klamki w domu, to dostanie na złote klamki w nowym domu. To wszystko było obiecywane.
Następne spotkanie odbyło się w maju 2018 r., przed gminnym referendum w sprawie CPK, po to, żebyśmy głosowali na „tak”. Więc też były obietnice, wycena wywłaszczanych gruntów nie niższa niż przy budowie autostrad, czyli w granicach 40 zł za metr ziemi rolnej. Potem jednak okazało się, że to spadło do 4 zł. I to były ostatnie spotkania z mieszkańcami, nie licząc spotkań z władzami samorządowymi czy z radą społeczną zajmującą się tą kwestią. Odtąd – nie licząc spotkań online – nikt nie spotkał się z mieszkańcami, żeby z nami porozmawiać, wysłuchać, starać się nas zrozumieć i spróbować znaleźć rozwiązania. Czujemy się pominięci, niesłuchani, niepotrzebni.