Polska stolica zwolnień. W tym mieście w ciągu kilku miesięcy pracę straciło tysiąc osób

Niezależny Dziennik Polityczny

W niespełna 50-tysięcznym ośrodku powiatowym zwalniają najwięksi pracodawcy. — Jestem przekonany, że w Polsce w ostatnich miesiącach nie było mowy o zwolnieniach grupowych o takiej skali – przyznaje prezydent miasta. Losy Starachowic jak w soczewce mogą jednak skupiać zagrożenia, jakie czyhają na rynku pracy.

  • Starachowice dotkliwie odczuwają kryzys energetyczny i hamowanie gospodarki
  • W mieście w ciągu kilku miesięcy zwolnienia ogłosiły trzy kluczowe zakłady pracy. Tłumaczą to załamaniem popytu i gigantycznym wzrostem kosztów
  • Brak miejsc pracy to dramat rzeszy bezrobotnych i całego miasta, którego budżet znacznie ucierpi na takiej sytuacji. Mniejsza produkcja oznacza ograniczenie wpływów podatkowych. A to w dobie rosnących kosztów robi się coraz większym problemem
  • Trwa poszukiwanie alternatyw. W niewielkim mieście nie jest łatwo jednak zrekompensować brakujące etaty

— Dotychczas w Starachowicach nie było większych problemów ze znalezieniem pracy. Zarobki raczej nie były wygórowane, ale praktycznie zawsze można było złapać jakąś ofertę. Obecnie to się niestety zmienia. Czasy są ciężkie, ludzie pobrali kredyty na mieszkania, a teraz mają spore problemy. Zwłaszcza jeśli członkowie rodziny pracowali w innych zakładach, również redukujących etaty – mówi Jan Seweryn, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w MAN w Starachowicach.

Po popandemicznym odbiciu nie ma już śladu. I widać to nie tylko w makroekonomicznych słupkach oraz tabelach, ale także w miastach takich jak Starachowice. Sytuacja dobrze prosperujących zakładów niewielkiego ośrodka w ciągu kilku miesięcy zasadniczo się zmieniła. Dziś miasto z trudem walczy o zachowanie przynajmniej części utraconych etatów.

W lutym w lokalnym zakładzie Cersanitu wybuchł pożar, w którym zniszczeniu uległy hale produkcyjne. Wkrótce potem, za sprawą gwałtownego skoku cen gazu, do zwolnień przystąpił jeden z krajowych potentatów ceramiki – Cerrad. Dotknęły 330 osób z miasta i regionu.

Do starachowickiego urzędu pracy Cerrad i Cersanit zgłosiły zwolnienia grupowe sięgające 115 osób.

To jednak okazało się jedynie początkiem wstrząsów na tamtejszym rynku pracy. Największym ciosem stała się redukcja etatów w MAN Truck, który ogłosił zwolnienie 860 osób – to największy pracodawca w mieście. Powód? Malejąca liczba zamówień – w efekcie zamiast produkcji dwunastu pojazdów dziennie, teraz z taśm będzie zjeżdżać osiem.

— Ludzie są wystraszeni, to okres przedświąteczny, pracownicy nie wiedzą, co nas czeka. W pierwszej kolejności redukuje się zatrudnienie z agencji pracy tymczasowej, następnie nie przedłuża się umów. Mówi się także o 90 umowach stałych. To dla nas duże zaskoczenie, bo jeszcze w sierpniu i we wrześniu przyjęto 160 osób. Rekrutowano nawet tuż przed ogłoszeniem zwolnień – wskazuje Jan Seweryn.

Koniec końców, w ciągu niecałego roku pracę w mieście straci ponad 2 proc. mieszkańców z trzech największych zakładów pracy. — Liczę na to, że rządzący zauważą starachowicki problem – mówi Marek Materek, prezydent miasta.

Dziura w budżecie

Zwolnienia firm stawiają samorząd pod ścianą. W dobie rosnących kosztów perspektywa ograniczenia wpływów do budżetu od zmniejszających działalność firm, staje się jeszcze bardziej niepokojąca. — Proszę zrozumieć, że jako firma nie możemy komentować wpływu na publiczne wpływy podatkowe – odpowiada nam Sebastian Lindner, rzecznik MAN Truck & Bus SE.

Wiadomo jednak, że będzie trudno. — To niewątpliwie najtrudniejszy budżet, jaki przyszło przygotować dla naszego miasta w ostatnich ośmiu latach – przyznaje prezydent. W ubiegłym roku wpływy z CIT sięgnęły w Starachowicach 3,4 mln zł. Cięcia produkcji lokalnych firm będą oznaczać mniejszy dopływ środków.

Znacznie większym obciążeniem może okazać się jednak brak etatów, co przekłada się na niższe wpływy z PIT (czemu sprzyja też niedawna obniżka tego podatku). A to w ubiegłym roku był zastrzyk rzędu 55,5 mln zł.

— Mniejsze wpływy z podatku PIT, wyższe o kilka milionów złotych wydatki na energię elektryczną, paliwo, płace — wszystko to musieliśmy uwzględnić przy konstrukcji budżetu na 2023 r. Tu pojawia się wyrwa, która może wynieść około 8 mln zł – mówił włodarz miasta podczas konferencji prasowej.

Może być gorzej

W obliczu widma spowolnienia może być jeszcze gorzej, choć firmy podkreślają, że więcej zwalniać nie planują. Wiele zależy jednak od tego, jak ukształtują się ceny surowców. Ewentualne wzrosty w sezonie zimowym znacznie utrudnią sytuację. — Zmniejszenie ceny gazu, która już na rynku jest niższa od tej zakontraktowanej w spółce państwowej, w znaczący sposób pomogłoby starachowickiej firmie. Byłoby wówczas możliwe przywrócenie choć części pracowników do pracy w Cerradzie. W innym przypadku mogą nam przecież grozić kolejne zwolnienia – zauważa prezydent miasta.

Firmy zapewniają, że na razie nie planują kolejnych redukcji. I przekonują, że starają się minimalizować straty. W Cerradzie w pobliskich Końskich (gdzie zwolnienia były największe), zaproponowano odchodzącym pracownikom warsztaty i spotkania z potencjalnymi nowymi pracodawcami.

Z kolei MAN zaoferował pracę w innych zakładach – w Krakowie i Banovcach na Słowacji. Zapewnia też, że prowadzi stałe konsultacje ze stroną społeczną. Związkowcy z MAN-a wskazują jednak, że to w dużej mierze propozycje nie do przyjęcia. „Solidarność” w piśmie przesłanym do pracodawcy domaga się wprowadzenia programu dobrowolnych odejść i półrocznych odpraw. — Nikt z nami, jako stroną związkową, nie chce rozmawiać. Mówienie o tym, że MAN pomaga znaleźć inną pracę to również zagrywka PR-owa. Kto pojedzie do innych zakładów, gdy tu ma rodzinę i dom? Może kilka osób do Krakowa. A oferty w Starachowicach ludzie są w stanie znaleźć sami, nie potrzebują pośredników – mówi Jan Seweryn.

Miasto wkracza do gry, ale czasy będą ciężkie

A gdzie mogą je znaleźć? — Pozostało przetwórstwo mięsne w dawnym Constarze. Część osób zapewne tam trafi, ale to bardzo trudna i wymagająca fizycznie praca, którą nie każdy zdecyduje się wykonywać – dodaje Seweryn.

Miasto próbuje zapewnić pracę w innych miejscach. Ma kilka pomysłów, ale w pełni luki załatać się nie uda. — Porozumieliśmy się już z firmą PKC Group, działającą w ramach grupy Motherson. W przyszłym roku zwiększy ona zatrudnienie o 300 osób. W zamian miasto wykona sieć ciepłowniczą prowadzącą do zakładu, w którym te miejsca pracy powstaną – zapewnia prezydent Starachowic.

— Rozmowy prowadzę również z firmą Cerrad. W tej sprawie pośredniczę w rozmowach z państwowymi spółkami, które dostarczają gaz do tej firmy – stwierdza. Jak wskazuje, zmniejszenie cen mogłoby przywrócić do pracy część zwolnionych.

Nie ma jednak złudzeń, że mieszkańców czekają ciężkie czasy. — Mam realną świadomość tego, iż nie da się nagle ściągnąć inwestora, który pojawi się w naszym mieście i stworzy kilkaset miejsc pracy w miejsce tych, które teraz ubywają – dodaje.

businessinsider.com.pl

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Przecież tak jest w całej Polsce, przedsiębiorcy zwalniają pracowników, bo nie stać ich na podniesioną płacę minimalną w połączeniu z potężnym wzrostem kosztów.

Komentowanie jest wyłączone.