Rząd zapewnił sobie rekordowe wpływy do budżetu. Ale to za mało, by uzdrowić finanse państwa

Rząd zapewnił sobie rekordowe wpływy do budżetu. Ale to za mało, by uzdrowić finanse państwa

Galopująca inflacja i wyższa płaca minimalna zagwarantują rządowi rekordowe wpływy do budżetu państwa oraz do ZUS. Jednak nawet tych kilkadziesiąt miliardów złotych nadwyżki nie pokryje wszystkich ekstra zobowiązań państwa, których łączna wartość przekracza już grubo ponad 120 mld zł. – Bez pieniędzy z Unii Europejskiej możemy mieć recesję jeszcze pod koniec tego roku – ostrzega prof. Dariusz Rosati.

– Rząd łupi Polaków bez skrupułów podatkami inflacyjnymi, które są ukryte m.in. w VAT i CIT. Do tego, dzięki znaczącym podwyżkom płac, rosną też nadplanowo wpłaty do ZUS. Duszenie inflacji jest więc teraz bardzo nie na rękę temu rządowi – uważa ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Dariusz Rosati.

ZUS dostanie dużo więcej

Zacznijmy od rekordowych wpływów do ZUS. Z dokumentu pt. „Prognoza wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na lata 2021-2025”, opracowanego przez ZUS wynika, że wpływy do Zakładu w najbliższych trzech latach będą stale rosnąć. Przykładowo, o ile według jednego ze scenariuszy, w 2022 r. spodziewane jest 225,6 mld zł wpłat ze składek, to już w 2023 r. będzie to 236,9 mld zł.

Co ciekawe, dane te szacowano na podstawie analizy demograficznej Ministerstwa Finansów z 2019 r. Analizy sporządzonej jeszcze przed pandemią COVID-19, która przyniosła 100 tysięcy nadmiarowych zgonów – głównie osób w wieku emerytalnym. Kolejną podstawą analiz jest wskaźnik inflacyjny również z 2019 roku, który wynosił 2,3 proc. Prognozy ZUS nie uwzględniają także zmian, które przyniosła reforma podatkowa – Polski Ład. Są więc one mocno niedoszacowane.

Gdyby dokument został zaktualizowany w tym roku, przyrost wpływów do ZUS w 2023 r. nie wynosiłby „tylko” 11,3 mld zł w stosunku do 2022 r., jak to założono w dokumencie, ale znacznie, znacznie więcej. Mimo jednak rekordowych wpływów do ZUS, instytucja i tak będzie mieć ujemne saldo. W 2022 r. będzie to ok. 65 mld zł na minusie, a w 2023 r. – ok. 68 mld zł. Najbardziej deficytowe są dla ZUS dwa fundusze: emerytalny i chorobowy.

Skąd tak wysokie wpływy? Po pierwsze, wynagrodzenia, od których odprowadzany jest ZUS, wzrosły już średnio o ok. 14 proc. – co jest m.in. wynikiem presji płacowej wywołanej drożyzną, ale na tym nie koniec. Szykuje się też kolejna podwyżka płacy minimalnej w 2023 r. – najpierw od stycznia do kwoty 3350 zł, a następnie od lipca 2023 r. do kwoty 3500 zł brutto, co przyniesie ZUS-owi kolejne ekstra dziesiątki miliardów złotych.

Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w InFakt wyliczył, że sama tylko podwyżka płacy minimalnej zwiększy w 2023 r. wydatki pracodawców na ZUS o 20 proc., a przedsiębiorców, którzy korzystają z preferencyjnych stawek ZUS – o 16 proc.

Jeśli wzrosną wynagrodzenia najbiedniejszych osób, to prawdopodobnie ci lepiej zarabiający również dostaną w przyszłym roku podwyżki, od których będą odprowadzane wyższe składki na ZUS.

Podatek inflacyjny. Gdzie rząd go ukrył?

A co z obietnicą rządu, że dzięki poprawkom do Polskiego Ładu w kieszeniach Polaków zostanie z tytułu PIT o 15 mld zł więcej niż do tej pory? Czy faktycznie reforma uszczupli budżet państwa?

Jeśli dobrze przyjrzymy się danym zawartym w wieloletnim planie finansowym państwa na lata 2022-2025 autorstwa Ministerstwa Finansów, to wynika z nich, że rząd przełożył wajchę i faktycznie: zamiast dokręcać śrubę podatkami od wynagrodzeń, opodatkował w to miejsce konsumpcję.

Spójrzmy na te dane. Pomimo obniżki PIT od lipca do 12 proc. i rekordowo wysokiej kwoty wolnej (do 30 tys. zł), zapłacimy państwu w sumie w tym roku 644 mld zł z tytułu różnych podatków (każdy Polak zapłaci państwu statystycznie 17,2 tys. zł różnych podatków). W przyszłym roku będzie to już o ok. 70 mld zł podatków więcej (co w przeliczeniu na statystycznego Polaka daje 19 tys. zł podatków rocznie).

Wśród tych 17,2 tys. zł podatków, które odprowadza państwu każdy statystyczny Polak (poza PIT, który płaci jedynie część społeczeństwa) największą część stanowi VAT i ukryty w nim podatek inflacyjny. Wystarczy przypomnieć, że przy inflacji sięgającej 5,8 proc. budżet państwa zyskał na podatkach ekstra 9,2 mld zł. Jak będzie teraz, kiedy rząd obniżył wpływy z VAT za żywność i źródła energii?

Z wtorkowej konferencji resortu finansów dowiedzieliśmy się, że pomimo obniżenia VAT na niektóre towary oraz wprowadzenia tarcz antyinflacyjnych, budżet nadal zarabia a nie traci. Nadwyżka budżetowa sięga 9,21 mld zł, a będzie tylko „lepiej”, bo inflacyjna górka dopiero przed nami. Prawdziwa drożyzna żywności zacznie się po tegorocznych żniwach. A wraz z nią poszybują też przychody państwa.

Cała nadwyżka rozpłynie się w wydatkach

Ekstra wpływy z podatków nie pokryją jednak ekstra wydatków, które zaplanował już rząd. Z szacunków prof. Rosatiego wynika, że dodatkowe zobowiązania przekroczą łącznie grubo ponad 120 mld zł i obejmą również finanse publiczne na 2023 r.

Mowa tu m.in. o wydatkach zbrojeniowych: 30 mld zł, obniżce VAT na źródła energii – 20 mld zł, zwiększonych nakładach na ochronę zdrowia – 15 mld zł, tarczach antyinflacyjnych – 20 mld zł, dodatkowych świadczeniach emerytalnych – 11 mld zł, pomocy dla Ukraińców – od 12 do 18 mld zł oraz niższej stawce PIT, która ma pozostawić w kieszeniach Polaków ok. 15 mld zł.

– Wzrost inflacji oraz wynagrodzeń rzeczywiście powiększają dochody podatkowe oraz wysokość składek do ZUS. Niemniej jednak wpływ tych zmian jest mały w stosunku do kosztów związanych z podniesieniem wydatków i obniżaniem podatków – potwierdza Jakub Rybacki, kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Z kolei Jakub Bińkowski, główny ekonomista i dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców zwraca uwagę, że co prawda wysoka inflacja daje ekstra wpływy z podatków do budżetu – szczególnie w przypadku VAT, który jest głównym źródłem podatkowych wpływów budżetowych – to jednak uzyskiwany dzięki temu wzrost PKB jest jedynie nominalny, a korzyści iluzoryczne.

– Wymykająca się spod kontroli inflacja może być wstępem do znacznego kryzysu, którego przecież przez ostatnie dekady w Polsce nie mieliśmy – ostrzega Bińkowski.

Również prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów uważa, że dopóki mamy silny wzrost gospodarczy, nie ma zagrożeń dla budżetu w krótkim okresie, zwłaszcza że wysoka inflacja pomaga w realizowaniu dochodów podatkowych, bo wzrost wydatków – np. wzrost płac w budżetówce – daleko odbiega od poziomu inflacji.

Jednak, gdy wpływy z VAT sięgają 52,2 proc. dochodów podatkowych państwa, rządowi zależeć będzie nie na gaszeniu inflacji, ale na dalszym pompowaniu popytu.

– W ten sposób rząd znalazł się w pułapce rozwojowej polegającej na wysokiej konsumpcji kosztem wysokiej inflacji. Musi więc napędzać teraz popyt, aby ściągać podatki do budżetu – tłumaczy prof. Wojciechowski.

Czy można wyjść z tej pułapki? Zdaniem prof. Rosatiego wybawić nas od kłopotów – czyli recesji, która może nadejść nawet pod koniec tego roku – mogą środki unijne, których Polska wciąż nie ma. Mimo zapowiedzi, że Komisja Europejska jest bliska porozumienia z rządem, wypłata ich może być bardzo przesunięta w czasie.

– Szybka wypłata unijnych pieniędzy pozwoliłaby polskiej gospodarce przejść w miarę bezpiecznie przez dwa trudne gospodarczo lata, które się do nas nieuchronnie zbliżają – uważa ekonomista.

Więcej postów