Ruszył proces Bartłomieja M., niegdyś zaufanego człowieka Antoniego Macierewicza. Prokuratorzy oskarżyli byłego polityka PiS, iż bez wymaganych zezwoleń wprowadził do obrotu i reklamował wódkę o wiele mówiącej nazwie “Misiewiczówka”. Politycy PiS, którym “Fakt” przypomniał perypetie byłego partyjnego kolegi, przyznają, że historia ta nie przysłużyła się ich środowisku politycznemu. — Gdzie jest polityka, nie ma biznesu — mówi Ryszard Czarnecki, europoseł PiS.
W warszawskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa w procesie Bartłomieja M., byłego rzecznika MON. Oskarżony dotychczas skutecznie unikał stawiania się, lecz tym razem nie na wiele mu się to przydało. Sędzia postanowił, że sprawę wódki “Misiewiczówki” trzeba kontynuować.
Był politykiem, skończył w biznesie
Prokuratorzy oskarżają Bartłomieja M. o to, iż bez wymaganych zezwoleń miał reklamować i sprzedawać wódkę firmowaną własnym nazwiskiem. Sławna w 2020 roku “Misiewiczówka”, jak informował wówczas sam były rzecznik MON, została obrendowana jego nazwiskiem, gdyż był “pewien jakości” produktu. Gdy policja rozpoczęła śledztwo, sprzedaż wstrzymano.
Obrońca Bartłomieja M. od początku podkreślał, ze jego klient nie był bezpośrednio zaangażowany w sprzedaż alkoholu, a spółka, której był właścicielem, posiadała zezwolenie na sprzedaż detaliczną oraz hurtową. Podczas poniedziałkowej rozprawy sąd przesłuchał byłego prezesa zarządu spółki, która zajmowała się wprowadzanie trunku na rynek.