Waldemar Pawlak przyznaje, że od polityki nie da się uciec, zwłaszcza gdy było się premierem. Jak ocenia dzisiejszą sytuację w kraju? Co myśli o zielonej energii, Michale Kołodziejczaku z Agrounii i swoim następcy Władysławie Kosiniaku-Kamyszu? I jak wykiwał go Jacek Rostowski? O tym wszystkim Pawlak opowiada w Beacie Czumie, dziennikarce Faktu.
Panie premierze, czy planuje pan powrót do polityki?
Z polityką jest tak jak z dożywociem, nigdy nie można się z niej wypisać. Widać to zresztą po komentarzach w mediach społecznościowych. Każdy były polityk jest tam traktowany tak, jakby nadal był aktywny. Życie pokaże, jak się to potoczy.
Sytuacja w kraju jest bardzo trudna. Słuchałem dyskusji w Sejmie, która dotyczyła kryzysu na granicy. Wypowiedzi premiera i ministrów można skomentować tak: róbcie swoje, skoro nie czekacie na żadną opinię, radę i chcecie, żeby wszyscy siedzieli cicho. A z drugiej strony też trzeba robić swoje i pokazywać możliwe pozytywne rozwiązania w różnych obszarach.
Jakie to obszary?
Ważnym obszarem jest energetyka i wysokie ceny energii. Z dużą przykrością patrzę na to, co się stało z bardzo dobrą ustawą o odnawialnych źródłach energii, którą udało nam się przeprowadzić w 2015 r. z prof. Maciejem Nowickim, byłym ministrem środowiska. Ustawa wprowadziła możliwość produkcji energii w gospodarstwach domowych, którą mogły odsprzedać po ustalonej i opłacalnej cenie. To mogło być dodatkowe źródło dochodu dla gospodarstw domowych, które stawały się prosumentami. Wtedy bez żadnych dotacji ludzie sami, za swoje pieniądze, pobudowaliby instalacje. To byłaby dla nich najlepsza inwestycja i najlepszy fundusz emerytalny. Dzisiaj pracując, budowaliby zdolności do produkcji energii, a na emeryturze mieliby w domu, na działce czy dachu „robotnika”, który im przynosi dodatkową pensję. Niestety, te rozwiązania zostały wykreślone z ustawy przez PiS. Można to jeszcze odwrócić i ludzie sami będą budowali mikroelektrownie, ale potrzebne są przyjazne regulacje, potrzebna jest tylko wola polityczna.
Pracując nad ustawą o energii odnawialnej, wyliczyliśmy z naukowcami, że dla zastąpienia importu rosyjskiego gazu wystarczyłaby w gminie jedna turbina wiatrowa o mocy 2 megawatów, około 2 ha fotowoltaiki i jedna biogazownia. Mogliśmy wtedy zastąpić gaz prądem elektrycznym, wprowadzając ogrzewanie poprzez pompy ciepła i gotując na kuchniach elektrycznych. To można zrobić, gdybyśmy dali większe wsparcie dla energetyki prosumenckiej. Ale jak widać, rząd PiS nie pozwala zarobić gospodarstwom domowym. Ostatnio w Sejmie PiS przeforsował ustawę pogarszającą jeszcze regulacje OZE dla prosumentów.
Wróćmy do wielkiej polityki. Jak ocenia pan przywództwo Władysława Kosiniaka-Kamysza w PSL?
To jest nowy styl, nowe podejście, otwarte też na inne środowiska niż wiejskie. Zobaczymy, jak będzie to działało w długim horyzoncie czasu. PSL potrzebuje się zmieniać i należałoby mu życzyć zainteresowania tymi, którzy prowadzą działalność gospodarczą, płacą podatki, są gospodarzami w szerokim znaczeniu, od rolników aż po przedsiębiorców. Wydaje mi się, że to jest wielki obszar do działania. Kiedyś mówiłem, że tradycyjne „żywią i bronią” trzeba uzupełnić o słowo „gospodarują”. Życzyłbym Kosiniakowi, żeby potrafił w tym obszarze działać.
Czy PSL ma teraz coś więcej do zaproponowania wsi i rolnictwu niż kilka lat temu?
Jeżeli mówimy o terenach poza wielkimi miastami, to są trzy naturalne obszary, w których PSL powinien aktywnie działać. To zdrowa żywność, czysta energia i zdrowy styl życia. PSL powinien przyczyniać się do tego, że idziemy w kierunku zdrowej żywności, o jak najlepszej jakości i walorach, a nie w stronę bardzo przemysłowej produkcji.
Jeżeli mówimy o czystej energii, to właśnie na terenie wsi możemy jej dużo produkować, nie tylko na własne potrzeby, ale też jako wsparcia gospodarki.
Mam wrażenie, że zielona energia nie jest priorytetem PSL w tej chwili…
Mam trochę żalu do kolegów, że za bardzo dają się nabierać na różne bieżące wrzutki, które robi PiS. Trzeba z uznaniem przyznać, że jeżeli chodzi o skupianie uwagi publiczności, to PiS potrafi to świetnie robić. Uważam, że nie należy do każdego wyskoku tej partii podchodzić z zawziętością i tracić energię. Wiele można zostawić zupełnie bez komentarza.
Jak pan ocenia nowego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka? On był już raz wiceministrem rolnictwa.
Henryk Kowalczyk był wiceministrem rolnictwa w czasie, kiedy była słynna historia gruntowa. Służby przygotowały operację z odrolnieniem działki, której nie było i kiedy dokumenty z ministerstwa rolnictwa poszły do wójta gminy, on poinformował prokuraturę, że jest robiony jakiś przekręt. I okazało się, że za tym przekrętem stały służby specjalne.
Dzisiaj przed panem ministrem Kowalczykiem są wielkie wyzwania. PiS ochoczo wznosił okrzyki o wyrównaniu czy zwiększeniu dopłat, ale nie doszło do tego. Bardzo drogie są nawozy sztuczne z powodu ogromnych błędów w polityce energetycznej i zastąpieniu rosyjskiego gazu importowanym LNG, który jest półtora raza droższy. Z tego powodu sytuacja w rolnictwie staje się bardzo trudna, mimo wyższych cen na zboża i produkty rolne. Zobaczymy, jak sobie minister Kowalczyk z tym poradzi.
Henryk Kowalczyk jest wrzucany przez PiS na różne pola. Był już ministrem środowiska, zajmował się też finansami…
Na pewno cieszy się zaufaniem ścisłego kierownictwa i władz najwyższych PiS. To oznacza, że ma możliwości działania, nie napotka na opór polityczny. Czy jednak poradzi sobie z wyzwaniami w rolnictwie? Jest też problem walki z ASF, nie jest to łatwa sytuacja.
Co pan sądzi o Michale Kołodziejczaku i Agrounii?
Na pewno klimat różnych trudności w rolnictwie sprzyja takim organizacjom i osobom jak pan Kołodziejczak. Widać u niego dużą zręczność, jeśli chodzi o mocne wyrażanie zdań i opinii. Niewątpliwie zmiana na stanowisku ministra rolnictwa to w pewnym sensie efekt jego celnej argumentacji.
Czy może zagrozić pozycji PSL?
Jak wspomniałem, PSL pod przywództwem Kosiniaka-Kamysza działa w szerszej przestrzeni i wydaje mi się, że nie należy Agrounii traktować w kategoriach konkurencji, ale uzupełniania się. Pan Kołodziejczak jest wschodzącą gwiazdą, która na razie zgłasza różne pretensje i postulaty. Jakie będą jego praktyczne działania, to życie dopiero pokaże.
Zgłaszanie postulatów to jedno, a drugie to przeprowadzenie takich operacji, jakie robił swego czasu PSL, np. ja miałem zaszczyt zgłaszać wniosek o członkostwo w UE, a Jarosław Kalinowski jako minister rolnictwa dopilnował, żeby dopłaty dla rolnictwa były dwukrotnie wyższe niż te, które proponowała Unia Europejska. Rolnicy dobrze wykorzystali te środki europejskie, a rolnictwo bardzo się rozwinęło. Jak patrzymy dzisiaj na protesty, które organizuje pan Kołodziejczak, to na początku lat 90. rolnicy mogli tylko pomarzyć o takim sprzęcie.
Jak pan sądzi, czy Tusk odegra dużą rolę w polityce, będzie takim rycerzem na białym koniu, który zjednoczy opozycję i doprowadzi do zwycięstwa z PiS?
Trudne jest wróżenie przyszłości. Niewątpliwie Donald Tusk jest zawodnikiem wagi ciężkiej, bardzo utalentowanym, jeżeli chodzi o wyostrzanie głównych akcentów w polityce. Nasza współczesna polityka jest jednak bardzo brutalna. Widać, że państwowa telewizja i harcownicy władzy całą swoją energię skupiają na Tusku. Można więc powiedzieć, że z jednej strony cała nadzieja Platformy skupiła się na Tusku, a z drugiej strony cała nadzieja PiS też skupiła się na nim. To może być bardzo trudne do przezwyciężenia.
Czy Tusk ma taki charakter, że umiałby zjednoczyć opozycję?
Na pewno doświadczenie w Radzie Europejskiej stanowi ogromny bagaż wiedzy i informacji. Pytanie, czy to doświadczenie nauczyło Donalda Tuska umiejętności współpracy z różnymi środowiskami? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć.
Jeżeli patrzymy na praktyczne osiągnięcia, to niewątpliwie wybory do Senatu były przykładem sukcesu i pohamowania jedynowładztwa. Bardzo ciekawą książką jest „Porozumienie przeciwko monowładzy”, które opisuje dzieje Porozumienia Centrum. Okazało się, że protest przeciwko monowładzy był tak skuteczny, że doprowadził do… monowładzy. Ale recepty tam zawarte są godne przestudiowania.
Zwycięstwo w wyborach do Senatu nie było propozycją typu, że na monowładzę odpowiada się monoopozycją. Stąd inicjatywa prezesa Kosiniaka, żeby nie próbować robić jednego bloku na wybory, bo będzie łatwy do zniszczenia na płaszczyźnie światopoglądowej, co udowodniły wybory europejskie. Jeśli mamy do wyboru trzy opcje, to wybieramy większe dobro, kiedy mamy tylko dwie, to musimy wybierać mniejsze zło.
Pytanie, czy Donald Tusk będzie potrafił tak działać, jak to było w 2011 r., kiedy umiał powiedzieć, że jeżeli się komuś nie podoba Platforma, to niech głosuje na PSL. Wtedy po raz pierwszy rząd mógł kontynuować prace w następnej kadencji Sejmu. Zresztą 2011 r. wydaje się w tej chwili rzeczywistością wręcz fantastyczną, bo Polska z sukcesem przewodniczyła wtedy Unii Europejskiej. To był bardzo dobry przykład naszej aktywnej obecności w UE, a dzisiejsza rzeczywistość wygląda jak czarny sen po tamtych osiągnięciach.
Tusk działa jak płachta na byka nie tylko na PiS, ale też na opozycję. Wytykają mu to, że nie umie współpracować i narzuca swoje przywództwo.
To jest pytanie, czy okres przewodniczenia w Radzie Europejskiej pozwolił Tuskowi nabrać umiejętności odsuwania się czasami w cień, żeby znaleźć kompromis, czy też powróci do przyzwyczajeń z lat 2007-2014, kiedy nie przepadał za zróżnicowanymi poglądami. Ja nie narzekam, potrafiliśmy traktować się po partnersku, ale zdarzały się trudne chwile w relacjach koalicyjnych i nawet czasami bywaliśmy na krawędzi. Na szczęście, przy odrobinie humoru i merytorycznym podejściu udawało się te konflikty rozładować, ale to jest twardy zawodnik.
Lubił postawić na swoim?
Tak, ale potrafił też uznać poważne racje. Na przykład, kiedy sytuacja kryzysowa zmuszała w 2010 r. do podniesienia VAT na kilka lat o 1 proc., powiedzieliśmy jako PSL: „skoro na dobra powszechne zwiększamy VAT z 22 do 23 proc., to na żywność powinniśmy obniżyć z 7 do 5 proc”. Pierwsza reakcja premiera Tuska była bardzo wybuchowa. Później, po rozmowie ministra Marka Sawickiego z Jackiem Rostowskim, kiedy panowie policzyli konsekwencje, z dużą dozą samokrytycyzmu powiedział, że to jest dobre rozwiązanie. Jedyne, w czym nas kiwnął wtedy Jacek Rostowski, to VAT na cukier i owies, który podniósł do 8 proc. Odegrał się, bo nie nie mógł przeżyć, że nie wszystko poszło tak, jak sobie jako minister finansów zamarzył.
Zobacz też:
Waldemar Pawlak był wicepremierem i ministrem rolnictwa w rządzie PO-PSL.
Premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak.
Waldemar Pawlak jest prezesem Ochotniczych Straży Pożarnych.
Pawlak i Tusk przeżywali trudne chwile, ale koalicja PO-PSL dotrwała do końca kadencji.
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Facebook Twitter