Śmierć 30-letniej ciężarnej kobiety w pszczyńskim szpitalu, u której wg wstępnych ustaleń doszło do wstrząsu septycznego stała się niestety „żerowiskiem” dla wszelkiej maści zwolenników liberalizacji tzw. „prawa do aborcji”. Mimo szczątkowych informacji dot. przebiegu hospitalizacji pacjentki oraz rzeczywistego przebiegu zdarzeń, wiele mediów (a w ślad za nimi także polityków) już wydało „werdykt”, zgodnie z którym winne śmierci kobiety jest „restrykcyjne prawo aborcyjne”, będące wg nich skutkiem orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 20 października ubiegłego roku.
Przyczyny takiego stanu rzeczy są co najmniej dwie. Pierwsza (można by powiedzieć „tradycyjna”) – to nic innego jak zwykła polityczna „nawalanka” w PiS, w Trybunał Konstytucyjny i wreszcie w katolików. Druga – wydaje się być emocjonalną „przygrywką” do kontynuowania przez środowiska lewicowo-liberalne batalii o liberalizację prawa aborcyjnego, w myśl hasła lansowanego na wielu ulicznych happeningach – „moja macica – moja sprawa”.
Okazuje się, że problem jest o wiele bardziej złożony, tym bardziej (co skrzętnie przemilczają atakujący obowiązujące prawo w tym zakresie), że w myśl obecnych przepisów przerwanie ciąży dozwolone jest w dwóch przypadkach – gdy „zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego”, a także (co ma zastosowanie w opisywanej sytuacji) gdy „ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej”.
Wynika z tego jednoznacznie, że jeśli lekarze stwierdzą tego typu zagrożenie, mogą zgodnie z prawem dokonać terminacji ciąży, ratując życie matki.
Odnosząc się do wrzawy która powstała w wyniku niewątpliwie smutnego i tragicznego w skutkach zdarzenia w pszczyńskim szpitalu, ginekolog, a jednocześnie poseł (PiS) Bolesław Piecha przyznał w rozmowie z naszym portalem, że „konkluzje” prezentowane przez wspomniane media i polityków są „błędne”. – Ja sądzę, że ta sprawa jest bardzo trudna do rozstrzygnięcia, bo przede wszystkim przedwczesne odpłynięcie wód płodowych nie jest tak do końca wskazaniem do natychmiastowej terminacji ciąży, w tym wypadku 22-23 tygodniowej – zaznaczył nasz rozmówca.
– Bardzo często się zdarza, że po odejściu wód płodowych w warunkach szpitalnych, kobieta jest monitorowana, w tym wszystkie czynniki biochemiczne i laboratoryjne czynniki dot. możliwości zakażenia. I dopóki to zakażenie nie występuje, bardzo często się czeka, wcale nie tak krótko, po to chociażby, żeby dojrzały płuca noworodka, bo noworodek może żyć poza łonem matki, poza macicą tylko w przypadku kiedy ma sprawne płuca
– tłumaczył.
Zaznaczył, że „być może” doszło do błędu w sztuce lekarskiej, bo „przeoczono” moment, kiedy rozpoczęło się zakażenie. W takiej sytuacji, zdaniem naszego rozmówcy, „abstrahując od ubiegłorocznego orzeczenia TK”, nie ma przesłanki i „nigdy chyba nie będzie”, żeby „życie i zdrowie matki w przypadku zagrożenia nie miało pierwszeństwa”. – Ma pierwszeństwo i każdy lekarz, nie czytając żadnych ustaw zdecyduje się w takiej sytuacji na natychmiastowe zakończenie porodu, w wypadku wystąpienia realnego zagrożenia zdrowia, a zwłaszcza życia matki – ocenił Bolesław Piecha. – Sądzę, że nie należy tych dwóch porządków mieszać – dodał.
Przyznał, że nie jest w stanie powiedzieć, czy popełniono błąd lekarski, natomiast za „kuriozalne” uznał sugerowanie, że lekarze się bali się przerwać w tym wypadku ciążę.
Odnosząc się do alarmistycznych i przesądzających doniesień niektórych mediów, Piecha stwierdził, że nie chodzi im o ustalenie rzeczywistych przyczyn tragedii, ale o „hasło”. – To jest absolutnie niewiarygodna rzecz – powiedział.
Wskazał, że sytuacje, w których „utrzymuje się ciążę po odejściu wód płodowych” w warunkach szpitalnych „przeprowadza się po to, żeby dać szansę”, aby płuca dziecka „mogły dojrzeć”, zaś kiedy pojawiają się jakiekolwiek zagrożenia „prowokuje się poród” niezależnie, czy dziecko ma szansę przeżycia, czy nie. – Nikt nie uważał tego za aborcję. To było kończenie ciąży ze wskazań życiowych matki – wyjaśniał.
Odnosząc się do kolportowanych w mediach interpretacji tragicznego zdarzenia w szpitalu w Pszczynie, przypisujących winę za śmierć 30-letniej kobiety obowiązującym w Polsce przepisom prawa, Bolesław Piecha przypomniał, że „liberalizacja prawa aborcyjnego jest ciągle na tapecie”.
– To, że ten problem na całym świecie wiąże się z określonymi emocjami, spojrzeniami jest jasne. Natomiast takie właśnie interpretacje świadczą o jednym – świadczą o manipulacji faktami – podkreślił.
– Bardzo mi przykro, że ta kobieta umarła, natomiast takie wyciąganie wniosków jest dla mnie oburzające – dodał Bolesław Piecha.
NIEZALEZNA.PL