Inflacja przebiła wszelkie prognozy. Takiej drożyzny nie było od ponad 20 lat

Ceny w październiku urosły jeszcze mocniej, średnio o 6,8 proc. – wynika ze wstępnych wyliczeń GUS. Tak mocno drożyzna nie dawała się we znaki Polakom od wiosny 2001 roku.

W październiku ceny dóbr i usług konsumpcyjnych były średnio o 1 proc. wyższe niż we wrześniuZ kolei w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku skoczyły o 6,8 proc. – wskazuje Główny Urząd Statystyczny (GUS).

Inflacja nie zatrzymuje się, a nawet przyspiesza. Jeszcze miesiąc temu urzędnicy raportowali wzrost cen na poziomie 5,8-5,9 proc., w sierpniu wyniósł 5,5 proc., a w lipcu 5 proc. Z perspektywy czasu okazuje się, że odnotowywane rok temu podwyżki na poziomie 3 proc. były bardzo łagodne.

Obecnie mamy do czynienia z największym uderzeniem w portfele od wiosny 2001 roku. Przez 20 lat, pomijając tegoroczną drożyznę, najwyżej inflacja sięgała 5 proc.

Pozostaje mieć nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja z początku XXI wieku, gdy ceny w skali roku potrafiły rosnąć w tempie nawet 10 proc. Choć można dostrzec przesłanki do realizacji i takiego scenariusza.

W czwartek raport Grant Thornton pokazał, że podwyżki cen planuje około 71 proc. firm. Takiej sytuacji nie było w 11-letniej historii badania.

„Dotąd nasz wskaźnik skłonności firm do podnoszenia cen był dość dobrze skorelowany z późniejszymi faktycznymi odczytami inflacji. Gdyby ta korelacja miała się utrzymać, mogłoby to oznaczać w najbliższych 12 miesiącach wzrost inflacji do około 9 proc.” – czytamy w raporcie.

Ekonomiści zaskoczeni skalą podwyżek cen

Najnowsze dane GUS zaskakują ekonomistów, których średnie prognozy wskazywały na 6,4 proc. inflacji. Co więcej, spodziewają się utrzymania wzrostowego tempa w dynamice podwyżek.

Główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki dostrzega nawet ryzyko utrwalenia się wysokiej inflacji, choć niedawno prezes NBP jasno deklarował, że zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić.

– Polska jest bardziej zagrożona niż kraje rozwinięte i kraje naszego regionu – uważa ekspert ING.

Nie jest to bardzo kontrowersyjna teza, jeśli spojrzymy na ostatnie dane Eurostatu, który porównuje inflacje w różnych krajach Unii Europejskiej. Od naszego kraju szybszy wzrost cen notują tylko Estonia i Litwa.

Ceny paliw, energii i żywności

Opublikowane piątkowe dane GUS należy traktować jako wstępne wyliczenia. Choćby dlatego, że jeszcze nawet nie skończył się miesiąc. Za około dwa tygodnie poznamy już pełny raport, który też dokładniej pokaże, co i jak zdrożało w październiku.

Co do zasady, główny odczyt inflacji powinien się potwierdzić. Tak jak i dynamika cen w trzech głównych kategoriach. Mowa o paliwach, energii i żywności.

Wyraźnie widać, że duża inflacja w Polsce wynika głównie ze wzrostu cen paliw. A ten sięga 34 proc. w skali roku.

Ma to przełożenie nie tylko na wydatki gospodarstw domowych przy okazji tankowania auta, ale też skutkuje podwyżkach wszędzie tam, gdzie transport stanowi ważny czynnik, dla kształtowania cen konkretnych towarów i usług.

Mniejsze, choć też dotkliwe, są podwyżki dotyczą energii. W październiku rachunki były przeciętnie o ponad 10 proc. wyższe niż rok wcześniej. A tylko w ciągu ostatniego miesiąca wzrosły o około 3 proc.

W obliczu tak potężnych wzrostów cen paliw i energii, podwyżki w żywności wydają się małe. A i tak mowa o dynamice rzędu 5 proc.

Tyle tylko, że rachunki za energię płacimy raz w miesiącu. Tankowanie samochodu też nie jest czynnością, którą normalnie wykonujemy codziennie. Za to droższe jedzenie i picie daje się we znaki praktycznie przy każdych zakupach.

Ekonomiści komentują inflację

– Szacujemy, że inflacja bazowa wzrosła do 4,6 proc. Powodem może być m.in. wzrost cen komunikacji oraz usług zdrowotnych – szacuje Marcin Klucznik, analityk polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).

Przyznaje, że spodziewa się jeszcze szybszego wzrostu cen w nadchodzących miesiącach. Prognozuje, że w grudniu inflacja przekroczy 7 proc., a w przyszłym roku wyhamuje jedynie w niewielkim stopniu.

– Będzie to m.in. konsekwencja wzrostu cen energii. Niedobory gazu oraz wzrost cen uprawnień do emisji CO2 skutkować będą wysokimi podwyżkami taryf na energie elektryczną i gaz. Dodatkowo wzrosną także koszty ogrzewania domów. Szacujemy, że łącznie koszt nośników energii będzie o ponad 12 proc. wyższy w 2022 roku – wskazuje Klucznik.

Ekonomista PIE przewiduje, że wyższe ceny energii będą miały konsekwencje dla produkcji żywności. W pierwszym półroczu 2022 wzrost cen żywności będzie przekraczać 6-7 proc. w skali roku.

Najnowsze dane GUS rozbudziły ekonomistów, którzy swoimi przemyśleniami na gorąco dzielą się w mediach społecznościowych. ING pisze o „trwałej inflacji rozlewającej się po gospodarce”. Sugerują też błyskawiczną reakcję NBP w kwestii stóp procentowych.

Ekonomiści ING ostrzegają, że przynajmniej do połowy 2022 roku będą utrzymywać się zaburzenia w łańcuchach dostaw. A to będzie mieć wpływ na ceny. Spodziewają sięteż impulsu fiskalnego większego niż w 2021 roku.

– To naszym zdaniem nie tylko ryzyko dla 2022 roku, ale też lat kolejnych w związku ze zmianami podatkowymi w Polskim Ładzie, czy planowanym cyklem podwyżek akcyzy na alkohol i papierosy. Politykę fiskalną, która prowadzi do pobudzania konsumpcji kosztem spadku udziału inwestycji prywatnych w PKB widzieliśmy już na długo przed szokiem pandemii. Teraz jednak, przy powszechnym wzroście inflacji na świecie, jej skutki są dużo bardziej widoczne – zauważają.

Także eksperci w Banku Pekao już otwarcie i zdecydowanie wskazują na pierwszą konsekwencje zaskakująco silnej inflacji: „w najbliższą środę kolejna podwyżka stóp„.


 

money.pl

 

 

Więcej postów