34-letni Bartek S. zmarł po brutalnej interwencji policji. Pod komisariatem w Lubinie wybuchły zamieszki, ludzie domagają się ukarania winnych. Prawnik reprezentujący rodzinę zmarłego jednoznacznie ocenia postawę policji.
Do tragicznych wydarzeń na ulicach Lubina doszło 6 sierpnia. Policjanci interweniowali wobec, ich zdaniem, agresywnego mężczyzny.
Film z zatrzymania trafił do internetu. Widać na nim, jak czterech funkcjonariuszy próbuje obezwładnić mężczyznę i umieścić go w radiowozie. Mężczyzna próbuje się wyrywać, krzyczy i wzywa pomocy. Jest dociskany do gleby. W pewnym momencie traci przytomność. Jak poinformowała kolejnego dnia policja, mężczyzna zmarł po dwóch godzinach od przewiezienia do szpitala.
Pojawiają się jednak głosy, że prawdziwa wersja jest inna – mężczyzna mógł umrzeć jeszcze w karetce, a nawet przed przyjazdem karetki.
W niedzielę przed Komendą Powiatową Policji w Lubinie zgromadziło się ok. 200 osób, aby zaprotestować przeciwko brutalnemu – ich zdaniem – zachowaniu policji podczas interwencji. Część manifestantów przyniosła znicze, które zapalili przed komendą. Pod adresem funkcjonariuszy wykrzykiwali m.in. „Zawsze i wszędzie policja j… będzie”, „Mordercy”.
Prawnik rodziny zmarłego Bartka z Lubina o postawie policji
W rozmowie z portalem istotne.pl o sprawie wypowiedział się dr Wojciech Kasprzyk, prawnik reprezentujący rodzinę zmarłego mężczyzny.
– Sprawa jest bardzo skandaliczna. Przede wszystkim, jeżeli mamy 65-kilogramowego mężczyznę i obezwładnia go aż czterech policjantów, to o czym to świadczy? W mojej ocenie i na podstawie tego, co wstępnie wiem, to doszło do uduszenia. I ta osoba wcale nie zmarła w szpitalu, tylko zmarła w momencie, kiedy leżała na asfalcie, na drodze, po prostu została zaduszona – mówi prawnik.
– Jeżeli ktoś jest agresywny, to skujemy go w kajdanki, ręce, nawet nogi można zakuć, jak się uda. To 65-kilogramowy chłopak. A tutaj czterech dorosłych mężczyzn kładzie się na niego. No przecież to jest nienormalne – dodaje mecenas Kasprzyk.
I porównuje sytuację z Lubina do śmierci Igora Stachowiaka. 25-latek w maju 2016 roku zmarł na komisariacie we Wrocławiu.
– Ja nie wiem, czy to nie jest bardzo podobna sprawa do Stachowiaka. Brakowało tylko paralizatorów i pałek jeszcze, żeby takiego młodego człowieka uderzyć. Dla mnie to jest skandal, to jest granda. To jest książkowa sytuacja do tego, aby ci funkcjonariusze, którzy podejmowali te czynności, ponieśli konsekwencje – mówi prawnik reprezentujący rodzinę zmarłego 34-latka.
Mecenas Kasprzyk o działaniach policji
Wspomina też o nieprawidłowościach, sugerując między wierszami, że funkcjonariusze próbują zatuszować wiele faktów i zdarzeń z piątkowej interwencji.
– Rozmawiałem z ojcem. Jest zszokowany. Mówi, że policja sama sobie wszystko robi. Drugi pełnomocnik, który jest zgłoszony do sprawy, nie został nawet poinformowany o sekcji zwłok. Ponadto byli słuchani policjanci bez obecności pełnomocników strony rodziny. Co to za standardy są w Polsce? Ostatnio dzieją się rzeczy skandaliczne w tym kraju i widzę, że to się przekłada również na ten niższy szczebel, tutaj lokalnie do nas. Ci, co znają sprawę Stachowiaka chociaż trochę, to mogę śmiało powiedzieć, chociaż nie chciałbym użyć tych słów, ale przyglądając się temu od początku, budzi to we mnie szereg podobnych przemyśleń. Mnie to zaskakuje, przeraża. Pytanie jest, ile osób tak naprawdę widziało, co tam się dzieje i dlaczego policja kłamała na samym początku? To jest ciekawe, czy to jest linia obrony, czy po prostu liczyli na to, że ludzie nie nagrywali materiału wideo. No ale to będziemy w trakcie procesu wyjaśniać – podsumowuje w rozmowie z portalem istotne.pl dr Kasprzyk.