Szokujące doniesienia Wirtualnej Polski. Dziennikarze serwisu dotarli do informacji o niebezpiecznym incydencie lotniczym z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Mogło dojść do katastrofy!
Polscy politycy nie uczą się na błędach? O tym, że jeżdżą limuzynami SOP jak wariaci, nie zważając na żadne przeszkody czy niebezpieczeństwa – to wiadomo od dawna. Wiadomo też, że w ciągu ostatnich lat doszło do niezliczonych wypadków i kolizji z udziałem polityków. Żaden środek transportu nie daje jednak tak dużej pewności, by w razie wypadku uśmiercić pasażerów, jak samolot. Ale politycy się tym nie przejmują.
Polska historia, w dodatku ta najnowsza, pokazała dobitnie, jak wielkim zagrożeniem może być lot samolotem, jeśli pojawią się jakieś przeszkody. 11 lat temu rozbił się rządowy samolot z prezydentem i całym zastępem polityków i ważnych osobistości na pokładzie. Nikt nie przeżył, a my do dziś atakowani jesteśmy nowymi wieściami o katastrofie smoleńskiej. Co więcej, PiS co miesiąc organizuje uroczystości upamiętniające ofiary tego zdarzenia, w tym samym czasie dając popis totalnej ignorancji.
Samolot z prezydentem krok od katastrofy
Oto nowiem na jaw wyszedł niebezpieczny incydent z udziałem prezydenta. Szczęśliwie tym razem nie stało się nic złego, mogło jednak dojść do kolejnej katastrofy. Znów pewne grupy doszukiwałyby się zamachu? Wiadomo, że nie zawinił nikt z zewnątrz – jedynie osoby znajdujące się na pokładzie i obsługujące lot.
2 lipca 2020 roku, kilka dni przed wyborami prezydenckimi Andrzej Duda wsiadł na pokład samolotu LOT. Miał przelecieć z Zielonej Góry do Warszawy, po spotkaniu z wyborcami. Zdaje się, że był tego dnia mocno zmęczony i zdenerwowany – na wiecu go ostro wygwizdano, a później kolumna prezydencka spóźniła się na lotnisko. Samolot nie miał prawa wystartować.
Jak to jednak niestety bywa, jajko próbuje być czasem mądrzejsze od kury. Choć lotnisko w Zielonej Górze było już zamknięte, a kontroler lotów skończył pracę, pasażerowie wsiedli na pokład, a piloci odpalili silniki. Jak donosi WP.pl, samolot wystartował i przez cztery minuty nikt nie sprawdzał, co się z nim dzieje, ani nie informował załogi, czy w pobliżu nie ma innych statków powietrznych. Dlaczego? Bo, cytując, pojawiły się „naciski ważnych pasażerów”.
I tu zaczyna się największy problem. Kto naciskał na pilotów? Komu tak bardzo zależało na tym, by wystartować? Na pokładzie był Andrzej Duda i jego sztab. Czy politycy PiS nie odebrali jeszcze lekcji i nie wiedzą, czym grozi katastrofa samolotu? Nie zdają sobie sprawy z tego, co mogło wydarzyć się, gdyby na linii samolotu rządowego pojawiła się inna maszyna?
Incydent z prezydentem. Chcieli to zatuszować
Wirtualna Polska dotarła do zapisu rozmowy przedstawicieli Kancelarii Prezydenta, służb nadzorujących lotnictwo i przedstawicieli LOT (samolot był dzierżawiony od spółki). Z rozmowy tej jasno wynika jedno: chcieli zatuszować incydent, bo stwarzanie zagrożenia powietrznego i ignorowanie przepisów mogło zaszkodzić Andrzejowi Dudzie w wyborach! Żaden z rozmówców nawet nie silił się na reelekcję o bezpieczeństwie pasażerów…
Nie jest problemem to jakiej kategorii normy zostały naruszone. Problemem jest to, że z dokumentów wynika, że jakiekolwiek normy zostały naruszone pod wpływem nacisków. Zatem to, czy naruszono wewnętrzna procedurę czy przepisy prawa jest bez znaczenia z punktu widzenia publicystyki, do której media chcą ten materiał wykorzystać – pisał jeden z rozmówców, w konwersacji udostępnionej przez WP. Naciskami martwił się tu Aleksander Kobecki, doradca zarządu PLL LOT.
W sprawie incydentu z 2 lipca prowadzone jest śledztwo. Co ciekawe, część dowodów zniknęła – skasowane zostało na przykład nagranie z kokpitu.
Ciekawe tym razem obarczyli by winą ?