Szkocki rząd opublikował w poniedziałek projekt ustawy o przeprowadzeniu drugiego referendum niepodległościowego. Miałoby się ono odbyć po zakończeniu pandemii koronawirusa, ale w pierwszej połowie nowej kadencji parlamentu.
Rządząca Szkocka Partia Narodowa (SNP) zapowiada, że podejmie próbę uchwalenia ustawy, jeśli większość posłów wybranych w majowych wyborach do szkockiego parlamentu będzie się opowiadać za niepodległością.
W projekcie ustawy zaproponowano, by zadać to samo pytanie, które było w referendum z 2014 r. – „Czy Szkocja powinna być niepodległym państwem?” – z dwoma możliwymi odpowiedziami do wyboru, choć jeśli ustawa zostanie przyjęta, ostateczna decyzja co do treści pytania należeć będzie do komisji wyborczej. Zaproponowano także, by do głosowania uprawnione były te same osoby, co w wyborach do szkockiego parlamentu i w wyborach lokalnych, czyli również cudzoziemcy mieszkający w Szkocji.
W projekcie ustawy nie wskazano, kiedy ewentualne referendum miałoby się odbyć – napisano jedynie, że decyzja w tej sprawie będzie należeć do nowo wybranego parlamentu. Jednak, jak powiedział Mike Russell, minister ds. konstytucyjnych w szkockim rządzie, gabinet jest zdania, że powinno to być w pierwszej połowie pięcioletniej kadencji parlamentu, czyli do końca 2023 r.
Aby referendum było ważne, zgodę na jego przeprowadzenie musi wydać rząd w Londynie. Brytyjski premier Boris Johnson się na to nie zgadza, argumentując, że ta kwestia została rozstrzygnięta w 2014 r., zaś obecnie priorytetem szkockiego rządu powinna być walka z pandemią, a nie plebiscyt. Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon sugerowała w przeszłości, że jeśli rząd w Londynie nie zgodzi się na referendum, władze szkockie mogą zwrócić się do sądu, aby rozstrzygnąć kwestię, czy szkocki parlament ma prawo do rozpisania referendum bez zgody Londynu.
W sześciu spośród siedmiu sondaży przeprowadzonych w ciągu ostatniego miesiąca nieznaczną przewagę mieli zwolennicy pozostania Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa.