CZYSTKI KADROWE i agenci CBA w wojskowym instytucie do walki z koronawirusem

CZYSTKI KADROWE i agenci CBA w wojskowym instytucie do walki z koronawirusem

Agenci CBA zatrzymali we wtorek płk. Adama Z. szefa Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii (WIHiE). Ciąży na nim zarzut przywłaszczenia m.in. testów na COVID-19. Jeszcze w lipcu sukcesów gratulował mu minister Błaszczak. Onet dowiedział się też, że zaledwie pół roku po objęciu stanowiska, do dymisji podał się płk Kozłowski, komendant największego wojskowego laboratorium, wchodzącemu w skład WIHiE.

Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało 13 października dyrektora WIHE płk. dr. Adama Z. W ubiegłym roku na to stanowisko wyznaczył go minister obrony Mariusz Błaszczak.

CBA w komunikacie poinformowało, że od marca do czerwca 2020 roku „dyrektor przekroczył uprawnienia, przywłaszczając mienie należące do Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w postaci sprzętu ochronnego, płynów dezynfekujących oraz testów na COVID-19”.

Funkcjonariusze biura przeszukali też dom płk. Adama Z. oraz pomieszczenia wojskowego instytutu przy ul. Kozielskiej w Warszawie.

Adam Z. został przesłuchany w Wydziale ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania zeznań. Na wniosek prokuratury został też zawieszony w czynnościach służbowych.

Instytut nie jest wolny od wirusa, jakim są nadużycia

WIHiE to najważniejszy ośrodek armii do walki z koronawirusem i jedyny w kraju instytut, który nie tylko bada, ale jest też w stanie przeciwdziałać zagrożeniom biologicznym, chemicznym, radiologicznym i jądrowym. „Z ustaleń CBA wynika, że niestety sam Instytut nie jest wolny od wirusa, jakim są nadużycia” – informowało wczoraj CBA tuż po zatrzymaniu dyrektora WIHiE, dodając, że sprawa ma charakter rozwojowy.

Onet już od wiosny tego roku informował o nieprawidłowościach oraz usuwaniu specjalistów z instytutu. A byli i obecni pracownicy WIHiE dziś mówią wprost, że bałagan, jaki powstał w tej instytucji pod rządami płk. Adama Z., doprowadził do całkowitej niewydolności.

Równia pochyła zaczęła się od dymisji w podległym WIHiE Ośrodku Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych (ODiZZB) w Puławach. Dysponuje on jednym z zaledwie czterech w Polsce laboratoriów trzeciej klasy bezpieczeństwa BSL-3. Oznacza to, że wojskowe laboratorium może zajmować się wirusami wywołującymi poważne choroby u ludzi i zwierząt, w tym właśnie koronawirusem. Ośrodek należy do sieci laboratoriów biologicznych w ramach Europejskiej Agencji Obrony oraz sieci laboratoriów wirusologicznych. Jest również partnerem diagnostyki w zakresie broni biologicznej na potrzeby NATO.

Lawina odejść i dymisji

30 stycznia Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła stan światowego zagrożenia pandemią, a w polskim Ministerstwie Zdrowia odbyła się pierwsza konferencja dotycząca zagrożenia epidemicznego. Dzień później do MON-u zostało wezwanych trzech oficerów: szef ODiZZB w Puławach płk dr Marcin Niemcewicz, kierownik pracowni wirusologii ppłk dr Aleksander Michalski oraz szef pracowni zabezpieczenia ppłk Jacek Wójcicki.

Jak twierdzą nasze źródła, oficerowie ci byli przekonani, że chodzi o ustalenia dotyczące strategii walki z koronawirusem. Tymczasem w resorcie obrony wręczono im dymisje i rozkazy przeniesienia do innych jednostek.

– Tym jednym ruchem MON pozbawiło instytut specjalistów, którzy mogli realnie przeciwdziałać pandemii. W ośrodku powstała wyrwa kadrowa. Potem zaczęła się już prawdziwa lawina odejść i dymisji. Dziś WIHiE i laboratorium w Puławach już praktycznie nie funkcjonują – mówi nasz informator.

Chemik odchodzi do cywila. Zastąpi go logistyk

Nowym komendantem laboratorium w Puławach został chemik płk. dr Mirosław Kozłowski. Mianował go szef resortu obrony, choć pułkownik nie miał doświadczenia ani wirusologicznego, ani epidemicznego. Błaszczak zrobił to w dodatku w najgorętszym okresie walki z pandemią koronawiursa. Wkrótce płk. Kozłowski przekonał się, że wojskowe laboratorium jest do niej zupełnie nieprzygotowane. Brakowało specjalistycznego sprzętu i przeszkolonej kadry.

W rozmowie z Onetem prof. Krzysztof Chomiczewski, były komendant WIHiE i do niedawna krajowy konsultant ds. obronności w dziedzinie epidemiologii, powiedział, że po dymisjach i odejściach czołowych specjalistów, laboratorium w Puławach przez miesiąc nie było w stanie działać, mimo narastającej epidemii koronawirusa.

Płk Kozłowski, który nigdy wcześniej nie zajmował się wirusologią, nie radził sobie na zajmowanym stanowisku. Prosił więc o wparcie m.in. warszawską centralę, czyli WIHiE.

W kwietniu Onet ujawnił, że płk Kozłowski wystąpił do warszawskiej centrali o wypożyczenie do ośrodka w Puławach termocyklera, który pozwala na badanie materiału genetycznego wirusa SARS-Cov-2. Posiadanie dodatkowego termocyklera o 100 procent zwiększyłoby możliwości laboratorium w zakresie badania próbek koronawirusa. W WIHiE sprzęt stał nieużywany. Początkowo płk Adam Z. wyraził na to zgodę, ale weto postawiła jedna z jego podwładnych. Termocykler został w Warszawie. MON w odpowiedzi na pytania Onetu nie widział problemu, lecz nasi rozmówcy mówili o prywacie, skandalu i dywersji. Dopiero po ujawnieniu sprawy przez Onet sprzęt trafił do Puław.

Nie tylko WIHiE ignorowało prośby płk. Kozłowskiego o wsparcie. Lekceważył je również Departament Wojskowej Służby Zdrowia, którym kieruje doktor Aurelia Ostrowska. – To zaufana osoba ministra Błaszczaka jeszcze z czasów MSW. Każdy, kto popadnie z nią w konflikt, musi się liczyć z tym, że straci pracę, zostanie przeniesiony w trybie nagłym do zielonego garnizonu lub sam nie wytrzyma i odejdzie – mówi nasz informator.

Tak też się stało w przypadku płk. Kozłowskiego. Kiedy latem do Puław w końcu trafił nowy sprzęt do badania koronawirusa – kilku naszych rozmówców podważa w ogóle zasadność jego zakupu – płk Kozłowski był już na tyle sfrustrowany, że po zaledwie pół roku kierowania placówką, sam złożył wypowiedzenie ze stanowiska, a także „z zawodowej służby wojskowej”. Do końca służby resort obrony oddelegował go do dyspozycji Dowódcy Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu.

Jak poinformowało nas ministerstwo obrony, obowiązki szefa ośrodka w Puławach pełni obecnie logistyk, ppłk Michał Ryciak, który również nie ma doświadczenia z zakresu epidemiologii i wirusologii.

Ministerialna propaganda sukcesu

W lipcu w laboratorium w Puławach z oficjalną wizytą pojawił się minister obrony Mariusz Błaszczak. Towarzyszył mu płk Adam Z. szef WIHiE. W składzie delegacji już wtedy nie było płk. Kozłowskiego. Po ośrodku szefa MON oraz towarzyszące mu osoby oprowadzała jedna z pracownic laboratorium.

Przy tej okazji wojskowe laboratorium pochwaliło się, że jest „wyposażone w najnowocześniejszą aparaturę w Polsce, która umożliwia przeprowadzenie 1,2 tys. testów na dobę”.

– Z tym urządzeniem jesteśmy w stanie spełnić i wykonać te zadania w zadowalającym dla nas czasie – mówił płk Adam Z.

W rzeczywistości, jak poinformowało nas ministerstwo obrony, laboratorium wykonuje od 100 do 300 testów na dobę. Nic się więc nie zmieniło od wiosny.

„Rzeź personalna” powodem niemocy laboratorium

Dlaczego laboratorium wojskowe mimo upływu wielu miesięcy od wybuchu pandemii nadal jest niewydolne? Były komendant WIHE prof. Krzysztof Chomiczewski twierdzi, że przyczyną jest „rzeź personalna”, jakiej Ministerstwo Obrony Narodowej dokonało w instytucie w ostatnich miesiącach.

Po zdymisjonowaniu kierownictwa ośrodka w Puławach, wypowiedzenie złożył wirusolog i zastępca szefa ośrodka ds. laboratoryjnych płk Jerzy Gaweł. Wcześniej odeszli szef pracowni bakteriofagów płk dr Romuald Gryko oraz epidemiolog i zastępca ODiZZB płk dr Krzysztof Lasocki. Ten drugi nosił się z zamiarem powrotu do pracy, ale po otrzymaniu informacji o zwolnieniu kierownictwa ośrodka, zrezygnował.

Tuż po dymisjach prof. Chomiczewski, który pełnił wtedy funkcję krajowego konsultanta ds. obronności w dziedzinie epidemiologii przy ministerstwie zdrowia, w liście do ministra obrony Mariusza Błaszczaka alarmował, że wojsko nie jest przygotowane na walkę z koronawirusem. „Paraliżując działalność tego ośrodka, w ogromnym stopniu obniżają one [dymisje – red.] stopień bezpieczeństwa epidemiologicznego Sił Zbrojnych i całego kraju. Na ironię zakrawa fakt zbieżności tych działań z realnym zagrożeniem zachorowań wywołanych koronawirusem (…)” – pisał prof. Chomiczewski. Jego list pozostał bez odpowiedzi.

W czerwcu prof. Chomiczewski złożył rezygnację z funkcji krajowego konsultanta, która została przyjęta przez ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.

Aresztowany dyrektor – „zniszczył instytut. Nie wiem, czy da się to odbudować”

Po aresztowaniu przez CBA płk. dr. Adama Z. rozkład postępuje także w WIHiE w Warszawie. Prof. Chomiczewski uważa, że jakkolwiek zawłaszczenie mienia WIHE jest „wysoce naganne”, to jest „małą rzeczą” w porównaniu z innymi szkodami, jakie płk dr Adam Z. wyrządził tej instytucji.

– On zniszczył instytut. Nie wiem, czy da się to odbudować. Pierwsza rzecz to rozbicie ODiZZB. To właśnie dyrektor spowodował odwołanie kierownictwa ośrodka w Puławach w styczniu. Kolejna rzecz to arogancja i zwalnianie pracowników WIHE. Za jego kadencji z instytutu odeszło ponad 30 osób. Jego działalność spowodowała też paraliż rady naukowej. Ze swojej funkcji zrezygnowali szefowa rady naukowej oraz wiceprzewodniczący tej rady. Może drobnostką, ale jednak będącą znakiem czasów, jest usunięcie przez dyrektora ze ścian głównej auli portretów poprzednich komendantów instytutu – wylicza prof. Chomiczewski.

Od października nie odbyło się też ani jedno posiedzenie rady WIHiE. Tymczasem do jej kompetencji należą między innymi opiniowanie i zatwierdzanie planów finansowych i planów naukowych WIHiE, a także nadawanie stopni naukowych młodym naukowcom. Bałagan, jak twierdzą nasi informatorzy, powoduje nie tylko obniżenie prestiżu wojskowego instytutu, lecz również utratę środków finansowych. Ten rok instytut, zdaniem naszych rozmówców, może zamknąć z kilkumilionowym długiem.

ONET.PL

Więcej postów