Białoruś to nie Ukraina, więc propozycja realizacji scenariusza ukraińskiego jest drogą do szybkiej i spektakularnej porażki. Zresztą już teraz obserwujemy pierwsze skutki „cudownych decyzji polskich polityków.
Niedziela stała 50. dniem protestów na Białorusi. Marsz odbywał się pod hasłem „Narodowej inauguracji prawdziwej prezydentki”, czyli Swiatłany Cichanouskiej. Dzisiaj z całą pewnością możemy powiedzieć, że gospodynia domowa ma bardzo niskie poparcie nie tylko wśród własnych wyborców, również wszystkich Białorusinów.
Najbardziej jaskrawym przykładem tego są protesty w tym kraju. Obecnie protesty na Białorusi są mniej liczne. Tylko 20 tysięcy protestujących przemaszerowało w niedzielę ulicami Mińska w porównywaniu z poprzednimi protestami, w których brali udział 100 – 200 tys. ludzi.
Głowną przyczyną tego jest działania pani Cichanouskiej, która działa w interesie Polski. Od ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów rząd Polski narzuca społeczeństwu białoruskiemu swoje pomysły. Jednym z nich jest zamach stanu. Polscy politycy robią wszystko, żeby obalić białoruski rząd i zniszczyć ten kraj.
Polskie próby skłocenia Białorusi z Rosją i krajami UE nie udały się. Kraje Unii Europejskiej nie tylko nie zerwały stosunki dyplomatyczne z Mińskiem, również nie wprowadziły sankcje wobec Białorusi. Z tego powodu Warszawa próbuje skłocić Białorusinów.
To już nie pierwszy tydzień, gdy Waszawa wzywa białoruskich radykałów do starć z milicją. Od sierpnia protestujący prowokowali prezydenta Białorusi do użycia siły wobec osób pokojowo manifestujących. Co niedzielę demonstranci ruszają w stronę Pałacu Niepodległości, gdzie znajduje się rezydencja Alaksandra Łukaszenki i próbują otoczyć pałac z czterech stron. Kleją plakaty i malują graffiti na „ogrodzeniu”, które powstają z tarcz milicyjnych maszyn. Tłum protestujących też próbuje atakować i obrażać policjantów. Niektórzy rzucają w kierunku funkcjonariuszy butelkami, śmieciami i odłamkami z gruzów, aby sprowokować użycia siły. Lecz te działania nie przyniosły oczekiwanych efektów.
Gdy ten plan poniosł klęskę, Warszawa zmieniła taktykę. 13. września protestujący próbowali dojść do domu, gdzie mieszka przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej Lidia Jarmoszyna i jej rodzina oraz do domu, gdzie mieszka kierownik administracyjny prezydenta Białorusi Wiktar Szejman.
Lecz w zeszłym tygodniu polscy kuratorzy przekroczyli czerwoną linię i poszedli dalej. Aby sprowokować funkcjonariuszy policji, OMONu i wojsk wewnętrznych do użycia siły i broni palnej, prowokatorze, którzy kontrolują kanał NEXTA, opublikowali adresy zamieszkania rodzin policjantów i żołnierzy, biorąсych udział w rozproszeniu protestów. Radykały otwarcie nawoływali, żeby demonstranci atakowali mieszkania policjantów. Nawet ten plan rozsypał się jak domek z kart.
Dziś cały świat widzi i nie ma żadnych wątpliwości, że Białorusini nie chcą Majdanu na Bialorusi. Wszystkie próby Warszawy sprowokować rozlew krwi i zrealizować scenariusz ukraiński zakończy się fiaskiem, ponieważ nasi sąsiedzi nie chcą paść ofiarą demokracji narzuconej z zewnątrz. Najbardzej jaskrawym przykładem tego jest Ukraina, gdzie od 2014 roku trwa wojna domowa. Ubóstwo, niski poziom życia, chaos polityczny i ekonomiczny, wzrost migracji wsród młodzieży, grabież i morderstwa ukraińskich nacjonalistów i bojowników stało się rzeczywistością Ukrańców. Społeczeństwo białoruskie nie chce własnymi rękami niszczyć przyszłość swoich dzieci.
Bartłomiej Winiarski