Powracam do tematu latających UFO i pomysłów z zagranicy o punktach rekrutacyjnych. 2 września szef MON Mariusz Błaszczak ogłosił uproszczenie procesu rekrutacyjnego do wojska oraz skrócenie służby wojskowej do niecałego miesiąca na zorganizowanej konferencji prasowej. Scenerią dla tego wydarzenia była odprawa z udziałem przedstawicieli nowego Biura ds. Programu „Zostań Żołnierzem RP”, Sztabu Generalnego WP oraz Szefów Wojewódzkich Sztabów Wojskowych. Można odnieść wrażenie, że MON już odniósł medialny sukces. Czy przypadkiem w tym całym rozgłosie komuś nie chodzi o następną generalską gwiazdkę, a samemu ministerstwu szum medialny ma służyć do tego, aby kręcił się licznik otwarcia portalu rekrutacyjnego? Na odtrąbienie sukcesu jest jeszcze za wcześnie.
Od początku swojego urzędowania obecny minister obrony zwraca uwagę wypowiedziami powtarzanymi jak mantra jak to zależy mu na zwiększeniu ilości żołnierzy w armii, a zapowiedzi reformy systemu rekrutacji słychać od 2018 roku. Tak naprawdę jest to już druga zapowiedziana reforma, tym razem w wykonaniu Biura ds. programu Zostań Żołnierzem, którego dyrektorem został gen. bryg. Artur Dębczak, jeden z pomysłodawców systemy szkolenia żołnierzy WOT. Z zapowiedzi konferencji dla mediów można było przeczytać, że liczba żołnierzy wzrosła o ok. 33 tys. (od wyborów w 2015 roku).
Problem w tym, że nie mówi się całej prawdy, bo przyjmując, że rocznie odchodzi ok. 4,5 tys. żołnierzy, to daje w sumie do 22,5 tys. wojskowych, którzy odeszli w tym samym okresie. Biorąc pod uwagę fakt, że w 2015 roku mieliśmy 96 tys. żołnierzy a obecnie ok. 106 tys. to kiepsko idzie to nasze budowanie armii zawodowej. Przez pięć lat mamy tylko o 10 tys. żołnierzy więcej? Plan na rok 2020 przewiduje 111, 5 tys. etatów dla żołnierzy zawodowych i 29 tys. dla Wojsk Obrony Terytorialnej, gdzie został mocno już załamany przez pandemię. Obecnie MON w stosunku do liczebności WOT posługuje się określeniem bardzo ogólnym – ponad 20 tys. Jeszcze na koniec 2019 roku podawano liczbę 24 tys. To znaczy, że mamy ogromny regres w rekrutacji.
Zakończenie procesu formowania planowane jest na 2021 rok, w którym plan przewidywał 53 tys. żołnierzy i jest już niemożliwy do zrealizowania. Zaczął się widoczny duży systematyczny odpływ żołnierzy z piątego rodzaju sił zbrojnych (więcej odchodzi niż przychodzi). Im bliżej końca roku, tym coraz więcej będziemy wiedzieli jakie jeszcze cięcia czekają MON, bo na obecną chwilę – jak założył rząd w projekcie budżetu – wydatki na obronność w 2021 r. zmaleją o ponad 800 mln zł. Już się mówi o likwidacji funduszu nagród funkcjonariuszy w służbach mundurowych i wojsku. Podejrzewam, że nie ominie to samych żołnierzy i zarazem wszelkie wydatki celem pozyskania nowego rekruta. Co niestety być może odbije się na dalszym tempie uzupełniania sił zbrojnych rekrutem.
Główny powód topnienia WOT to niestety czas pandemii i praca non stop oraz problem, jak z ochotnika zrobiono niewolnika, były powodem zniechęcenia młodych ludzi taką służbą do wszystkiego. Ponadto służba „zawsze w sobotę, zawsze w niedzielę” rodzi – w szczególności wśród żołnierzy zawodowych – nowe problemy, na pewno na długą metę nie do pogodzenia z życiem rodzinnym.
Dwa systemy rekrutacji
Założenie „reformy” jest proste tylko na papierze, czyli łowienie rekruta poprzez portal rekrutacyjny, ściąganie gdzieś go do prowizorycznego Wojskowego Centrum Rekrutacji ( WCR), by na koniec wystawić „bilet” na szkolenie, gdzie w ciągu jednego dnia trzeba go zaewidencjonować, sprawdzić dokumenty, przeprowadzić rozmowy, wydać rekomendacje i wreszcie zrobić badania. Jak zwracałem uwagę wydolność i tempo przepływu kandydatów do takiego centrum uzależniona jest od badań psychologicznych, maksymalnie do 10 osób na dzień. Jeśli będzie inna to znaczy, że dochodzi do manipulacji danymi i zaliczeniu kandydatów, którzy zostali obsłużeni już w WKU a nie w WCR.
Sam proces rekrutacji przysporzy tylko problemów kandydatom oraz osobom obsługującym portal rekrutacyjny. Jest to bowiem następne narzędzie niekompatybilne, oderwane od rzeczywistych potrzeb użytkownika. Oprócz tego, że jest to już trzeci system zbierający dane osobowe, to i tak nic nie wnosi, bo kandydat i tak musi dostarczyć wniosek z dokumentami do wojskowej komendy uzupełnień. A później zaczną się tłumaczenia, dlaczego systemy wskazują na rozbieżne dane. Bo normalnie, jeśli ktoś to załapie to teraz mamy dwa systemy rekrutacji: nowy i stary. Nowy to portal rekrutacyjny i kierowanie kandydata do prowizorycznego WCR, stary bo wnioski dalej w większości będą składne bezpośrednio do WKU z pominięciem portalu rekrutacyjnego i na starych zasadach realizowane. A zmuszanie takich kandydatów do rejestracji na powstałym portalu będzie tylko przejawem manipulacji danymi. Wszelkie takie działania będą tylko na niekorzyść administracji wojskowej, która pozbędzie się argumentów do walki z bezsensownymi działaniami i zmianami nowego biura w procesie rekrutacji.
Problemy rekrutacyjne ma WOT, nie wojsko
Normalna procedura rekrutacyjna kandydata wiąże się z 2-3 wizytami w WKU w celu otrzymania skierowania do służby wojskowej. Dla przykładu osoba, która składa wniosek do służby przygotowawczej, jeden dzień poświęca na dostarczenie wniosku z dokumentami, gdzie podczas już składania są one na bieżąco weryfikowane. Drugi dzień to badanie psychologiczne, a trzeci to wydanie karty powołania. Oczywiście cała procedura jest rozciągnięta w czasie – elastyczna dla kandydata – oraz uzależniona od terminów powołania. Podobnie jest w przypadku innych form służby – wniosek i ewentualnie stosowne badania w oparciu o wyznaczone do tego instytucje. W przypadku służby kandydackiej, WKU jest tylko pośrednikiem w realizacji badań, bo wniosek kandydat składa bezpośrednio do szkoły wojskowej. Niestety największe problemy z samą procedurą i ciąganiem kandydata ma WOT, gdzie naciągamy kandydata na koszty oraz poświęcony czas. Niepotrzebne są zapoznania z jednostką wojskową oraz dodatkowe badania, które zapychają wojskowe komisje lekarskie rekrutem a koszty obciążają tylko budżet MON.
Czas efektywnego szkolenia to 17 dni
Zgodnie z rozkazem nr 505 szefa Sztabu Generalnego WP z 28 sierpnia 2020 r., który wprowadził do użytku nowy „Program szkolenia podstawowego SZRP”, wdrażane jest obecnie szkolenie podstawowe 27-28 dniowe w armii.
Kandydat nie później niż na 10 dni przed powołaniem ma spędzić i przerobić 44 godziny e-learningu na specjalnej platformie, do czego niezbędne jest pozyskanie e-maili kandydatów, by otworzyć im możliwość odbycia kursu. W ramach 27 dniowego szkolenia efektywny czas na szkolenie to tylko 17 dni (reszta czasu to: 1 dzień – przyjęcie, 1 dzień – szkolenie zapoznawcze, 1 dzień – egzamin, 3 dni [sobota] – dzień dyspozycyjny, 3 dni [niedziela] – dzień wolny oraz 1 dzień – przysięga wojskowa). Twierdzenie ministra, że skracamy i intensyfikujemy szkolenie mija się mocno z prawdą i jest po prostu manipulacją na potrzeby prowadzonej propagandy. Z ponad trzech miesięcy zostało tylko 17 dni szkolenia? Na wychowanie fizyczne zgodnie z programem zabrakło już miejsca, bo ten niby żołnierz ma sport uprawiać tylko poprzez poranny rozruch fizyczny.
Chaos, bałagan i destabilizacja całego procesu rekrutacji kandydatów do służby wojskowej poprzez reglamentowanie ilości miejsc do szkolenia na dany turnus prowadzi do spowolnienia całego procesu rekrutacji, powstania sztucznych zatorów oraz zmniejszenia przepustowości szkoleniowej w jednostkach wojskowych. Jak się okazuje z dwóch turnusów jesiennych zrobiono sześć miesięcznych powołań do końca roku. Wyobraźcie sobie chomika (WKU), który miele w pysku ziarno i nie może przestać, bo się zrobił korek z pętlą na szyi i nie przełknie on przygotowanego pokarmu. W tym wypadku wojsko nie będzie mogło powołać wszystkich przygotowanych kandydatów na pierwsze przygotowane nowe turnusy. Reglamentacja miejsc na miesięczne szkolenie się rozpoczęła, być może wojsko upchnie ich jakoś do końca roku. Pytanie ilu kandydatów przez to zrezygnuje, bo będzie czekało na powołanie. Inni z kolei odczują, że zostali oszukani przez ministerstwo obrony narodowej, bo jak z 3 miesięcy nagle teraz bez żadnego przygotowania zmienia ofertę szkoleniową na 27 dni?
Na pierwszy nowy turnus 14 września br. wojsko przygotowało ponad 1100 miejsc w jednostkach szkolonych, co daje średnio 13 kandydatów na jedno WKU (w Polsce mamy ich 86). Z kolei drugi turnus rozpocznie się 28 września br. przygotowano prawie 700 miejsc, co na WKU średnio przypadło prawie 8 kandydatów. Tymczasem w starym systemie na dwa wrześniowe trzymiesięczne powołania przygotowano prawie 4 tys. miejsc. Ten przykład pokazuje, że nastąpi chwilowe zapchanie zgromadzoną rezerwą kandydata i będzie konieczne sztucznie reglamentowane na poszczególne turnusy do końca roku. Widać że wojsko samo sobie uprzykrza i komplikuje życie.
Przypomnę, że to kandydat wybiera termin powołania nie wojsko, więc sztucznie nie poprawiajmy niepotrzebnie statystyk, których nie rozumiemy. Z wypowiedzi dyrektora biura gen. bryg. Artura Dębczaka wielokrotnie padał zarzut, że zbyt dużo tracimy na etapie postępowania rekrutacyjnego, bo podobno nawet do 40 procent. Dane, jak sądzę trochę naciągane, są pretekstem do forsowania zmian rekrutacyjnych, aby wepchnąć do armii tych wszystkich, co w naturalny sposób rezygnują z dalszego ubiegania się do służby wojskowej. Cóż, z jednej strony odpad, bo rezygnuje i nie chce do wojska, z drugiej strony na etapie szkolenia też problem z utrzymaniem rekruta, bo do przysięgi może się zwolnić nawet co piąty potencjalny kandydat na zawodowego.
Portal rekrutacyjny to tylko licznik. Wniosek i tak musisz złożyć w WKU, by trafił do WCR
Czy nowy system to iluzja z wiatrakiem i „mieleniem” rekruta co miesiąc na niecały miesiąc szkolenia? Dobrze to wygląda w teorii, bo podniesie chwilowo statystyki i skraca niby powołanie kandydata do 50 dni. Za te statystyczne dane wszyscy będą się tłumaczyć, jeśli kandydat złoży wniosek i nie będzie chciał iść w nakazanym terminie.
Jak poinformował na Twitterze szef MON Mariusz Błaszczak „W ciągu doby portal zostanzolnierzem.pl odwiedziło 7494 użytkowników. Zarejestrowano 2100 kont, a wnioski złożyło 1060 osób”. Póki wszystkie media będą puszczać zatrute bąki o upraszczaniu procedur rekrutacyjnych, tak będzie się kręcił licznik nowego portalu rekrutacyjnego, do czasu jak nie poczujemy wydobywającego się smrodu. Na początek niech twórcy skasują fałszywe konta, bo raczej większość zaglądających to raczej stan po medialnej burzy. Zarejestrowanie się na portalu jest tylko deklaracją, bo najważniejszy jest złożony wniosek kandydata.
WCR będą generować ogromne koszty dla wojska
Ostatnio z wysokiego szczebla donoszą, że na polecenie ministra WCR mają się rozwinąć nie na bazie obiektów wojskowych, tylko gdzieś tam w cywilnym otoczeniu i koniecznie, by ich działalność zabezpieczyć w catering typu: herbata, kawa, ciasteczka i paluszki. Po całym dniu trzymania rekruta w WCR na głodny pysk proponuję wojskową grochówkę. Tak więc w wielkim pośpiechu, bo zapowiedzi mówią o starcie w połowie września pierwszych WCR – wszyscy szukają odpowiednich lokali, konieczne z kilkoma pomieszczeniami z możliwością zorganizowania gabinetu lekarskiego i psychologicznego. Wydatek będzie nie mały, bo koszty jednodniowej działalności dla 86 WKU wyniosą ponad 100 tys. zł. (przy założeniu, że wynajęcie lokalu na jeden dzień będzie wynosiło 1 -1,5 tys. zł.). Trzeba zaznaczy, że ten dziwoląg ma funkcjonować 1-2 dni w zależności od potrzeb. Mam obawy, że ta prowizorka będzie działać non stop.
Nowy sposób rekrutacji tworzy wąskie gardło
Zapowiedziana i wdrażana reforma systemu rekrutacji, z Wojskowymi Centrami Rekrutacji zaczyna być farsą. WCR jako fasada tej reformy to prowizoryczny zlepek ludzi z różnych instytucji, odrywanych od swoich obowiązków i gnanych do wyznaczonych kosmicznych punktów w celu przyjęcia, przebadania i upchnięcia do wojska niezdecydowanego kandydata. Pomysły te tylko przysporzą kłopotów wojsku oraz kandydatom. Wszystkie te niekorzystne zmiany kiedyś się mocno odbiją na bezpieczeństwie samych żołnierzy.
Dobrym przykładem oddający obecną rzeczywistość wyszkolenia polskiego żołnierza może być komentarz jednego z dziennikarzy po opublikowaniu na antenie TVP prezentacji z posługiwania się pistolemem VIS 100 przez żołnierza 18 Dywizji Zmechanizowanej. Z tej nowej broni korzystają od roku terytorialsi i wojska operacyjne. W kadrze widać wojskowego, który ładuje VIS-a. Problem w tym, że robi to trzymając za lufę pistoletu. Co więcej, broń ma skierowaną w swoją stronę. Dziennikarz Dominik Cwikła tak to skwitował na Twitterze – „«Polska wstaje z kolan». Krwiożerczemu rosyjskiemu najeźdźcy wystawimy żołnierzy, którzy ładują pistolet nie tylko z palcem na spuście, ale do tego z lufą skierowaną w swoją stronę”. Dokładając do takiego obrazka miesięczne szkolenie skazujemy żołnierzy na wypadki, a w przypadku wojny na szybką śmierć.
Wszystkie opublikowane w ubiegłym tygodniu na Rządowym Centrum Legislacji projekty rozporządzeń MON dotyczące usprawnienia rekrutacji w znacznym stopniu nie zmieniają procedur (dostosowano je tylko do potrzeb miesięcznego szkolenia a w przypadku WOT usunięto konieczność zapoznania kandydata z jednostką wojskową co było jednym z absurdów), tylko otwierają możliwość powstania WCR gdzieś tam w terenie. Aby ten twór funkcjonował, może się okazać, że będzie działał non stop, ciągnął kasę z budżetu MON i jeszcze przekonywał wszystkich jak to w jeden dzień można wydać kartę powołania do wojska na „obóz harcerski”, zakończony przysięgą. A problemy z brakiem zainteresowania służbą wojskową społeczeństwa i wielka wiara w ochotnika, odbije się czkawką w nowych obiektach do rekrutacji. Pomysły o obcych punktach rekrutacyjnych w polskiej rzeczywistości są dla mnie oszustwem.
WCR ma doraźnie – w zamyśle twórców – uzupełniać istniejący już system rekrutacji w oparciu o wojskowe komendy uzupełnień oraz istniejące ośrodki badań dla kandydata. Niestety nowy sposób rekrutacji tworzy wąskie gardło i rodzi problemy z przepustowością i przepływem rekruta. Wojsko pozbawia się dwóch równoległych sposobów (strumieni) pozyskiwania kandydata oddzielnie do służby przygotowawczej oraz WOT. Teraz wszystkich będziemy upychać na miesięczne szkolenie, by później w trakcje szkolenia zaproponować mu służbę zawodową czy WOT? Lata już doświadczeń pokazują, że żołnierz rezerwy nie jest zainteresowany ochotniczą służbą w NSR czy WOT, a ochotnik jest marnym chwilowym rekrutem a jego zapał do służby można określić tak: „dziś chce, jutro już nie”.
WCR nie na czas pandemii
W normalnych warunkach kandydat dość swobodnie przepływa przez obiekt WKU bez jakiś szczególnych potrzeb umawiania go na konkretną datę czy godzinę aby złożyć stosowne dokumenty. Najważniejsze, że nie dochodzi do jakiś sztucznych osobowych zatorów. W przypadku WCR dojdzie do takich sytuacji, gdyż oprócz całego grona obsady sztucznego tworu ściągamy na cały dzień grupę kandydatów do pomieszczeń, które nie zapewnią stosownego dystansu. Niestety przestrzeganie zaleceń Głównego Inspektora Sanitarnego Wojska Polskiego w takich warunkach będzie trudne a czasami niemożliwe, bez ograniczenia ilości wzywanych osób. Oprócz dystansu 1,5 m , należy ograniczyć do niezbędnego minimum kontakt bezpośredni między kandydatami oraz przedstawicielami WCR. Wzywanie w tym przypadku pojedynczo na odpowiednią godzinę skomplikuje tyko cały proces a efekty po ciężkim dniu pracy będą bardzo mizerne. Przepustowość i działalność WCR w czasie pandemii jest bardzo ograniczona.
Chocholi chichot historii
Należy tu przypomnieć słowa litewskiego ministra obrony narodowej, który rozwiązanie problemów z jakością i ilością rekruta widzi w obowiązkowej służbie wojskowej. Szef resortu obrony Raimundas Karoblis w artykule pt.: „Mieszkańcy nie chcą płacić na obronę. Eksperci: musimy tłumaczyć”, wyjaśnia powody przywrócenia obowiązku służby wojskowej od 2015 roku:
„Przywrócenie poboru do wojska niewątpliwie było jedną z najważniejszych decyzji, przyczyniających się do wzmocnienia bezpieczeństwa i ochrony kraju. Sprawdziło się ono z wielu powodów. Po pierwsze, sojusznikom oraz potencjalnemu agresorowi posyłamy w ten sposób jasny sygnał, że jesteśmy gotowi do obrony. Po drugie, poborowi wzmacniają wojsko – wzrasta liczba zawodowych żołnierzy oraz wzmacniana jest gotowość obywateli do obrony kraju. Cieszymy się też, że nadal wiele osób zgłasza się na ochotnika. Niestety, aż 30 proc. najbardziej zmotywowanej młodzieży nie odpowiada ustalonym kryteriom zdrowotnym. Jest to smutne odzwierciedlenie współczesnych realiów społecznych” .
Z tym miesięcznym szkoleniem kojarzy mi się kotek, któremu podsuwa się miseczkę z mlekiem, zanim się napije i choć trochę urośnie to już go zwolnią a mleko dalej będzie mu się lało pod nosem. Zwarzywszy, że jakość rekruta jest poważnym problemem współczesnego świata, proponuje podczas wizyty w WCR prowadzić kampanię „Pij mleko będziesz wielki” a nie napychać mikrego rekruta niezdrowymi ciasteczkami. Na ten cel proponuję przygotować kampanię promocyjną z ministerialną szklanką mleka w ręku.
Absurdalnie słychać chocholi chichot historii, bo to już nie taniec, gdzie fachowcy od skróconego szkolenia w WOT, wbijają gwoździe do trumny piątego rodzaju sił zbrojnych, który dla mnie w obecnej rzeczywistości mieni się raczej piątym kołem od wozu. A nowe pomysły tworzą wąskie gardło rekrutacyjne.
Artur Kolski