Działko jest niecelne, strzały powodują pęknięcia części samolotu, a cały system obsługi F-35 jest podatny na ataki hakerów. Na razie nie udaje się sprawić, aby w pełni sprawnych było więcej niż 65 procent maszyn. Według raportu Pentagonu są 873 problemy z F-35. Choć są na bieżąco naprawiane, to ciągle pojawiają się kolejne, więc ogólna liczba pozostaje podobna.
Zakup F-35 oznacza pojawienie się w polskim wojsku za kilka lat naprawdę nowoczesnego sprzętu. Z jednej strony to dobrze, bo to najnowsze obecnie rozwiązania jeśli chodzi o samoloty bojowe. Z drugiej źle, bo taki nowy sprzęt standardowo cierpi na liczne choroby wieku dziecięcego, które go trapią jeszcze lata po formalnym wejściu do służby. I my będziemy musieli się z tym zmierzyć. Z tego powodu podawany przez MON harmonogram dostaw nowych maszyn może się zmienić.
Doroczny wykaz problemów F-35
Skalę owych chorób ilustruje najnowszy raport Biura Dyrektora ds. Testów i Ocen w Pentagonie (DOT&E). Dokonuje on corocznego przeglądu postępów programu Joint Strike Fighter, w ramach którego powstają trzy różne wersje F-35. Z raportu wynika, że nowe samoloty trawi jeszcze niemal tysiąc różnego rodzaju braków i usterek, które w ocenie DOT&E czynią obecnie obowiązujący harmonogram programu F-35 „bardzo ryzykownym”.
Łącznie różnego rodzaju problemów jest 873. To mniej niż w roku ubiegłym (913), jednak jak zaznaczają autorzy raportu spadek jest „niewielki”. – Choć trwa praca nad usuwaniem braków, to ciągle są odkrywane nowe, co prowadzi do jedynie niewielkiego spadku ich ogólnej liczby – stwierdza DOT&E.
Większość z nich ma być stosunkowo niegroźna, jednak 13 jest najcięższego kalibru – kategorii I. Oznacza to naprawdę poważne problemy mogące skutkować katastrofą, wypadkiem czy niezdolnością do wykonania misji. Liczba tych najpoważniejszych usterek została znacznie ograniczona w ciągu kilku ostatnich lat z ponad stu pozycji, jednak nadal w ocenie DOT&E jest to niezadowalające.
W raporcie te najpoważniejsze problemy nie są wymieniane. Informacje o nich pojawiały się jednak w mediach. Pół roku temu portal „Defense News” wymieniał między innymi takie jak:
Zagraniczni właściciele F-35 nie mają możliwości zablokowania w systemie obsługi wysyłania na serwery w USA swoich tajnych informacji.
Gwałtowne skoki ciśnienia w kokpitach mogące prowadzić do obrażeń u pilotów, na przykład „ekstremalnego bólu” uszu oraz ich uszkodzenia.
Jeśli przy lądowaniu w wersji A lub C pęknie jedna z opon, to uderzenie może zniszczyć część układu hydraulicznego i doprowadzić do utraty samolotu.
W wersjach B i C przy dłuższym locie naddźwiękowym dochodzi do uszkodzeń specjalnej powłoki pochłaniającej fale radarowe. W pewnych ostrych manewrach stają się też niestabilne i trudne do kontrolowania.
To tylko kilka przykładów. Być może wszystkie lub część zostały już usunięte, ale nie ma jak tego stwierdzić. Wiele najpoważniejszych problemów dotyczy wersji B (pionowy start i lądowanie, głównie dla Korpusu Piechoty Morskiej USA) oraz C (do operowania z lotniskowców US Navy), czyli na szczęście nie wersji A (klasyczne operowanie z lotnisk), którą kupujemy my.
Wersja A ma mieć poważne problemy z zabudowanym w kadłubie działkiem kalibru 25 mm, choć nie są one klasyfikowane jako te najpoważniejsze. Z raportu DOT&E wynika, że popełniono błędy przy projektowaniu, produkowaniu działek oraz ich montowaniu w samolotach. Broń ma nie spełniać wymogów celności a wstrząsy wywoływane przez strzały powodują pęknięcia w okolicznych elementach struktury kadłuba oraz obudowie samego działka. Wiadomo o tym od lat, ale dotychczas problemom nie zaradzono skutecznie.
O systemie ALIS, który ma automatycznie zbierać informacje o stanie samolotu, diagnozować problemy, wysyłać zapotrzebowanie na części zamienne i pomagać w codziennej obsłudze, można by napisać oddzielny tekst. To bardzo ambitne przedsięwzięcie, mające dać duże oszczędności w eksploatacji, ale jednocześnie będące koszmarem informatyka. Nieustannie wykrywane są błędy, ciągle coś nie działa jak powinno, a całość mocno się już zestarzała od powstania (ponad dekadę temu). Problemy są na tyle duże, że pod koniec stycznia ogłoszono decyzję o gruntownym przerobieniu ALIS i nadaniu mu nowej nazwy ODIN.
Harmonogram z kategorii ryzykownych
Tego rodzaju choroby wieku dziecięcego są standardem dla nowych typów uzbrojenia. Zwłaszcza tych bardziej skomplikowanych, a F-35 należy do tych najbardziej skomplikowanych. Co do zasady nie powinny więc specjalnie dziwić. Kiedyś większość zostanie rozwiązana. Tym bardziej, że F-35 nie są jeszcze w pełni gotowe do walki. Choć wyprodukowano już około pół tysiąca sztuk i maszyny amerykańskie oraz izraelskie brały udział w misjach bojowych, to nadal są one formalnie we „wstępnej gotowości operacyjnej”(wersja A i B, C jeszcze do tego daleko). F-35 nie mogą jeszcze robić wszystkiego, co powinny.
W tym kontekście niezwykle ważna jest planowana na najbliższe lata poważna modernizacja elektroniki. W nowej wersji określanej jako „Block 4”, F-35 mają otrzymać między innymi nowe komputery pokładowe o znacznie większej mocy obliczeniowej. Pójdą za tym duże zmiany w oprogramowaniu. Efektem mają być istotnie poniesione możliwości bojowe. Obecne plany zakładają, że pierwsze maszyny w tej nowej wersji wyjadą z fabryki Lockheed Martin w Fort Worth w 2023 roku. Testy mają trwać wcześniej dwa lata.
Według raportu DOT&E, zanim to się stanie, trzeba jednak poradzić sobie z rozlicznymi problemami obecnie produkowanej wersji 3F. Bez tego rzucanie się na bardzo duże zmiany, idące z wersją 4, ma być ryzykowne, ponieważ w sposób nieunikniony doda ona masę nowych problemów. Efekt jest taki, że – jak wspomniano wcześniej – obecny harmonogram rozwoju F-35 jest oceniany przez DOT&E jako „bardzo ryzykowny”.
Musieć poczekać
Wszystko to ma duże znaczenie dla Polski. MON deklaruje, że pierwsze polskie F-35 z partii produkcyjnej przypadającej na rok 2024 mają być już w wersji 4. To bardzo racjonalne, ponieważ kupowanie maszyn w wersji 3F, wymagających właściwie na starcie poważnej modernizacji, mijałoby się z celem. Ma to być na tyle kosztowne, iż nawet amerykańskie wojsko zastanawia się, czy będzie taką modernizację przeprowadzać na swoich starszych F-35, czy też nie przeznaczy ich tylko do szkolenia.
Jednak jeśli ze względu na nawarstwioną liczbę problemów wymagających usunięcia, Amerykanie postanowią opóźnić wprowadzenie wersji F, to Polska będzie miała istotny problem. Brać w terminie starszą wersję? Poczekać na nowszą, co oznacza opóźnienia w całym programie szkoleń oraz wdrożenia nowego samolotu do służby?
Wszystko okaże się w ciągu 2-3 lat. Jedno jest już dzisiaj pewne. Podpisując w miniony piątek z Amerykanami kontrakt, polski MON nie nabył idealnej superbroni. F-35, tak jak każdy inny system uzbrojenia, jest efektem kompromisu, ma wady i ma choroby wieku dziecięcego. I my też będziemy musieli się z tym zmierzyć. Zwłaszcza z niemal pewnymi problemami, które wynikną z wprowadzenia do produkcji maszyn w wersji 4. W końcu będziemy jednymi z pierwszych użytkowników.
One nie mają latać i bronić tylko stać i wyglądać hahah
skoro nasi inzynierowie produkują jeszcze gorszy albo nie umieją wogóle nie mamy wyjscia
Pamietam ze chwalili sie ze im je chcieli wcisnac 2 miliardy drozej.. Czyli dalej to samo pokazuja ze jestesmy dumnym narodem bo nie kupimy karakali nie damy z siebie robic Frajerow a tu laske robimy Anerykanom jak to Redzio pedzio z P. O gadal
NAJWIĘKSZY okupant ..zbrodniarz świat .ceni się
…dlaczego rząd nie informuje że to nie są nowe samoloty,bo mam wrażenie że nie są nowe…
W momencie zakupu będą to przestarzałe konstrukcje aluminiowe
Nie znam się na samolotach, ale wiem, że każdy może każdy samolot przedstawić w samych plusach, albo minusach. Pewne jest natomiast jedno. Polsce ten samolot jest zupełnie zbędny i polskie jełopy niczego się nie nauczyły i nie nauczą. Ten zakup jest jak zakup w latach ’30 XX w. niszczycieli, okrętów podwodnych i dużego stawiacza min. Masa pieniędzy na zbędny w nadchodzącej wojnie sprzęt. Ich największym sukcesem w kampanii wrześniowej było to, że zdążyły przed jej rozpoczęciem uciec w ramach operacji „Pekin”. Dwa, które pozostały (ORP „Wicher” i ORP „Gryf”), już 2 września leżały na dnie.
Macierewicz mowi ze to do odstraszania ale zapomnial dodac Polskiego podatnika rakiet tyke co kot naplakal ,helikopterow brak,mosty pontonowe z lat 60 nie mowiac juz o czolgach zlomach -duma Pisowska to bezsesowne wojska OT i wybrakowane F-35 ktorych armia USA nie chce woli F-16 czy F-22 ktore sa bardziej uzyteczne w walce
Jest kilka samolotów lepszych i tańszych i to w Europie.A my wolimy Amerykę dadzą kilka paciorków a nasi wodzowie tańczą i klaszczą nie patrząc na koszty i użyteczność tych latadeł.W kraju zaczyna się kryzys a rząd wydaje astronomiczne pieniądze bez najmniejszego sensu.Wystarczy poczytać ekspertów w tym temacie.
Lenny krajik taki jak Polska musi płacić haracz i kupić to co mu każą a jeśliby miała własny przemysł państwowy to byłoby takie złodziejstwo czego mieliśmy przykłady że i tak bylibyśmy bezbronni a ci co ukradli i sprzedali Polskę byliby bezkarni i w razie czego stworzyli by rząd na uchodźctwie w razie oficjalnej okupacji reszta poszła by do obozu lub pod ścianę ….Najlepiej mają ci Polacy którzy mieszkają w Stanach Kanadzie Australii itd… Bo nikt nie napadzie już na Polskę bo jej tam nie ma i nie wybierze ich nikt do władzy dlatego nic nie ukradną …
Łykacie lemingi tą szczujnię jak pelikany wodę . Boli was doopa kacapy ,że kupiliśmy jako kolejni po Belgach i Koreańczykach te samoloty ,a sami nic takiego nie potraficie stworzyć . I maja was doopy boleć .Az miło popatrzeć jak skamlecie . Az miło .