Mój artykuł sprzed roku napisany na 75 rocznicę powstania zbrodniczej UPA. Myślę, ze pomimo upływu roku od jego napisania, nic nie stracił na swojej aktualności.
Mój artykuł sprzed roku napisany na 75 rocznicę powstania zbrodniczej UPA. Myślę, ze pomimo upływu roku od jego napisania, nic nie stracił na swojej aktualności. Albowiem pomimo zmiany na stanowisku prezydenta Ukrainy i składu parlamentu oraz ekipy rządowej, mimo to nie zmienił się ani na jotę ideologiczny fundament ,,nowej” władzy na której się ona opiera, a którym pozostaje antypolska w swoich założeniach ideologia integralnego ukraińskiego nacjonalizmu Doncowa i Bandery.
Na Ukrainie 14 października obchodzony był tzw. ,,Dzień Obrońców Ojczyzny’’. Jest to również, a właściwie przede wszystkim hucznie świętowana rocznica utworzenia przez działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – Ukraińskiej Powstańczej Armii, której nazwę banderowcy ukradli jak przystało na zupełnie naturalne cechy charakterologiczne prymitywnych i zwyrodniałych bandytów, gwałcicieli, morderców i złodziei z jakich to wyłącznie osobników składała się UPA, od początku do samego końca swojego istnienia, formacji innego ówczesnego ukraińskiego, nacjonalistycznego watażki, atamana Tarasa ,,Bulby’’ Borowća. Rzecz jasna odpowiednio wcześniej pozbywając się w bardzo prosty sposób, tej niewątpliwej dla nich konkurencji w wyścigu do władzy nad rządem dusz miejscowej ludności ukraińskiej zamieszkującej Kresy Rzeczypospolitej, najzwyczajniej w świecie wyrzynając ją do nogi praktycznie w całości. I w taki to banalny sposób zachowano wówczas w pełni, ciągłość świętej tradycji, demokracji po banderowsku, wywodzącej się w prostej linii od hajdamackiej koliszczyzny, której dokładnie ta sama wersja, została również dziś przywrócona i wprowadzona ponownie w życie, jako obowiązująca i jedynie słuszna wykładnia, i to w każdym szczególe, tak jak przed ponad 70 laty, na dzisiejszej Ukrainie. I jest stosowana na wszystkich szczeblach władzy i w odniesieniu do wszystkich dziedzin życia oraz stosunków międzyludzkich, pielęgnowana z nabożną wręcz pieczołowitością jako integralna część nieprzemijającego ukraińskiego etosu i kultury.
Formowanie pierwszego oddziału OUN-SD (Samostijnikiw Derżawnikiw) rozpoczęto na Polesiu w połowie października 1942 (przyjmuje się datę 14 października). Oddziałem tym dowodził referent wojskowy OUN – Serhij Kaczynski.
Ukraińska Powstańcza Armia była od samego początku zbrojnym ramieniem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – OUN. Na jej czele stanął w 1943 roku Roman Szuchewycz, który w okresie międzywojennym organizował zamachy terrorystyczne na terenie Polski m.in. na posła Tadeusza Hołówkę i ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, którymi to obu mordami kierował osobiście, z tego prostego powodu, że był w końcu także ich głównym architektem.
Przed zajęciem stanowiska hołownego komandyra UPA, był on zastępcą dowódcy policyjnego ukraińskiego batalionu Nachtigall (Słowiki) w służbie Niemieckiej, pacyfikującego na przełomie czerwca i lipca 1941 roku ludność Żydowską, której w czasie trwania tzw ,,Dni Petlury’’, 30 czerwca – 2 lipca 1941 i 25 – 27 lipca 1941 r. wymordowano we Lwowie, w bestialskich pogromach od 8 do 12 tysięcy i Polską, zaraz po zajęciu miasta przez Niemców.
Prezydent George Bush senior serdecznie witający się z Mykołą Łebediem, szefem Służby Bezpeky OUN Bandery i autorem rozkazu dokonania masowego ludobójstwa polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej w latach 1943 – 1945, oraz osobiście nadzorującym wykonanie przez bandy OUN – UPA totalnej eksterminacji polskiej ludności Kresów
Roman Szuchewycz – zastępca dowódcy batalionu Waffen SS Nachtigall i późniejszy dowódca UPA
Przed agresją na ZSRR – 18 czerwca 1941 r. batalion Nachtigall przerzucony został w rejon Radymna w powiecie jarosławskim (nad granicą), którą przekroczył 28 czerwca, a 30 czerwca 1941 r. wraz z Wermachtem wkroczył do Lwowa. Po ogłoszeniu przez przywódcę OUN Stepana Banderę w dniu 30 czerwca 1941 r. niepodległej Ukrainy, batalion rozprawił się najpierw z komunistami,a 3 i 4 czerwca wziął udział w likwidacji polskich profesorów Uniwersytetu Lwowskiego im. Króla Jana Kazimierza i innych znanych Polaków.
LISTA PROFESORÓW LWOWSKICH I ICH NAJBLIŻSZYCH ZAMORDOWANYCH PRZEZ NIEMIECKIE I UKRAIŃSKIE FORMACJE ZAGŁADY
W nocy z 3 na 4 lipca grupa Abwehry dokonała aresztowania kilkudziesięciu profesorów uczelni lwowskich. Byli wśród nich: Prof. dr Antoni CIESZYŃSKI, lat 59, kierownik Zakładu Stomatologii UJK, Obrońca Lwowa w 1918 roku;
Prof. dr Władysław DOBRZANIECKI, lat 44, Ordynator Oddziału Chirurgii Państwowego Szpitala Powszechnego, Obrońca Lwowa w 1918 r.
Prof. dr Jan GREK, lat 66, profesor w Klinice Chorób Wewnętrznych UJK;
Maria GREKOWA, lat 57, żona profesora Jana Greka;
Doc. dr Jerzy GRZĘDZIELSKI, lat 40, Kierownik Kliniki Okulistycznej UJK;
Prof. dr Edward HAMERSKI, lat 43, Kierownik Katedry Chorób Zakaźnych Zwierząt Domowych Akademii Medycyny Weterynaryjnej, Obrońca Lwowa w 1918 r.
Prof. dr Henryk HILAROWICZ, lat 51, profesor w Klinice Chirurgicznej UJK, Obrońca Lwowa w 1918 r.
Ks. doc. dr Władysław KOMORNICKI, lat 29, wykładowca nauk biblijnych w Wyższym Seminarium Duchownym we Lwowie;
Eugeniusz KOSTECKI, lat 36, mistrz szewski, mąż gospodyni profesora Dobrzanieckiego;
Prof. dr Włodzimierz KRUKOWSKI, lat 53, Kierownik Katedry Pomiarów Elektrycznych Politechniki Lwowskiej;
Prof. dr Roman LONGCHAMPS DE BERIER, lat 56, Kierownik Katedry Prawa Cywilnego UJK, prorektor UJK w latach 1938-1939, Obrońca Lwowa w 1918 r.
Bronisław LONGCHAMPS DE BERIER, lat 25, absolwent Politechniki Lwowskiej, syn profesora;
Zygmunt LONGCHAMPS DE BERIER, lat 23, absolwent Politechniki Lwowskiej, syn profesora;
Kazimierz LONGCHAMPS DE BERIER, lat 18, syn profesora;
Prof. dr Antoni ŁOMNICKI lat 60, Kierownik Katedry Matematyki Wydziału Mechanicznego Politechniki Lwowskiej;
Adam MIĘSOWICZ lat 19, wnuk profesora Sołowija, zabrany ze swoim dziadkiem;
Prof. dr Witold NOWICKI, lat 63, Kierownik Katedry Anatomii Patologicznej UJK. Obrońca Lwowa w 1918 r.
Dr med. Jerzy NOWICKI, lat 27, asystent Zakładu Higieny UJK, syn profesora;
Prof. dr Tadeusz OSTROWSKI, lat 60, Kierownik Kliniki Chirurgii, Dziekan Wydziału Lekarskiego 1937-1938, Obrońca Lwowa w 1918 roku;
Jadwiga OSTROWSKA, lat 59. żona profesora;
Prof. dr Stanisław PILAT, lat 60, Kierownik Katedr Technologii Nafty i Gazów Ziemnych Politechniki Lwowskiej;
Prof. dr Stanisław PROGULSKI, lat 67, profesor w Klinice Pediatrii UJK;
Inż. Andrzej PROGULSKI, lat 29, syn profesora;
Prof. honor. Roman RENCKI, lat 74, Kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych UJK;
Maria REYMANOWA, lat 40, pielęgniarka Ubezpieczalni Społecznej, zabrana z mieszkania profesora Ostrowskiego;
Dr med. Stanisław RUFF, lat 69, Ordynator Oddziału Chirurgii Szpitala Żydowskiego, zabrany z mieszkania profesora Ostrowskiego;
Anna RUFFOWA, lat 55, żona dr. Ruffa;
Inż. Adam RUFF, lat 30, syn dr. Ruffa;
Prof. dr Włodzimierz SIERADZKI, lat 70, Kierownik Katedry Medycyny Sądowej UJK, rektor UJK w latach 1924-1925, Obrońca Lwowa w 1918 roku,
Prof. dr Adam SOŁOWIJ, lat 82, emerytowany ordynator Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Powszechnego;
Prof. dr Włodzimierz STOŻEK, lat 57, Kierownik Katedry Matematyki Wydziału Inżynierii Lądowej i Wodnej Politechniki Lwowskiej;
Inż. Eustachy STOŻEK, lat 29, asystent Politechniki Lwowskiej,
syn profesora; Emanuel STOŻEK, absolwent Wydziału Chemii Politechniki Lwowskiej,
syn profesora; Dr Praw Tadeusz TAPKOWSKI, lat 44, zabrany z mieszkania profesora Dobrzanieckiego;
Prof. dr Kazimierz VETULANI, lat 61. Kierownik Katedry Mechaniki Ogólnej Politechniki Lwowskiej;
Prof. dr Kasper WEIGEL, lat 61, Kierownik Katedry Miernictwa Politechniki Lwowskiej;
Mgr praw Józef WEIGEL, lat 33, syn profesora;
Prof. dr Roman WITKIEWICZ, lat 55, Kierownik Katedry Pomiarów Maszynowych Politechniki Lwowskiej;
WALISCH, lat 40-45, właściciel magazynu konfekcyjnego „Beier i S-ka”, zabrany z mieszkania profesora Sieradzkiego;
Dr TADEUSZ BOY-ŻELEŃSKI, lat 66, lekarz, publicysta, krytyk literacki, tłumacz literatury francuskiej, za pierwszych sowietów we Lwowie Kierownik Katedry Literatury Francuskiej Uniwersytetu Lwowskiego, zabrany z mieszkania profesora Greka.
Ponadto w dniu 5.07.1941 r. rozstrzelani zostali:
Katarzyna (Kathy) DEMKO. lat 34, nauczycielka języka angielskiego, zabrana z mieszkania profesora Ostrowskiego;
Doc. dr Stanisław MĄCZEWSKI, lat 49, Ordynator Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Powszechnego.
W dniu 12.07.1941 zamordowani zostali:
Prof. dr Henryk KOROWICZ, lat 53, profesor ekonomii Akademii Handlu Zagranicznego;
Prof. dr Stanisław RUZIEWICZ, lat 51, profesor matematyki Akademii Handlu Zagranicznego;
Prof. dr Kazimierz BARTEL, lat 59, Kierownik Katedry Geometrii Wykreślnej Politechniki Lwowskiej.
Kilku profesorów aresztowano z rodzinami i gośćmi. Z jednego domu wywleczono 82-letniego staruszka, profesora położnictwa w stanie spoczynku, Adama Sołowija. Z mieszkania prof. Ostrowskiego zabrano będących u niego gości – między innymi ordynatora szpitala żydowskiego, dra Stanisława Ruffa z całą rodziną i księdza Komornickiego. Tak samo uczyniono w domu profesora Jana Greka, zabierając gospodarza wraz z żoną i ich szwagra, Tadeusza Boy-Żeleńskiego, którego wcale nie było na liście. Lista profesorów Uniwersytetu była zdezaktualizowana, co stwarzało w tych tragicznych sytuacjach dodatkowe komplikacje: zdarzało się, że siepacze dopatrywali się ukrywania szukanego, kiedy nie znajdowali go pod wskazanym adresem (rzecz dotyczyła np. zmarłych przed napaścią na ZSRR profesorów: Romana Leszczyńskiego, Adama Bednarskiego i dyrektora Ossolineum Ludwika Bernackiego).
W dalszym marszu do Winnicy, w Krzemieńcu również wymordował polskich profesorów, nauczycieli i wychowawców Liceum Krzemienieckiego zwanego Atenami Wołyńskimi, które szczyciło się również jedną z największych wówczas bibliotek, zawierającą blisko 31 tys. woluminów, której większą część stanowiły prywatne zbiory króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a do grona najsłynniejszych absolwentów Liceum Krzemienieckiego należały tak wybitne postaci jak:
Joachim Lelewel
Antoni Andrzejowski – polski przyrodnik, botanik, geolog, pamiętnikarz i pisarz
Józef Antoni Beaupré – polski lekarz, przyjaciel Juliusza Słowackiego
Zenon Belina-Brzozowski – polski mecenas sztuki, ziemianin, marszałek szlachty guberni podolskiej
Feliks Bernatowicz – polski powieściopisarz romantyczny
Piotr Chlebowski – polski nauczyciel, pedagog i matematyk, nauczyciel Zygmunta Krasińskiego
Maurycy Gosławski – polski poeta, uczestnik kampanii tureckiej, powstaniec listopadowy
Kajetan Jaxa-Marcinkowski – polski poeta, grafoman, tłumacz i pedagog
Mikołaj Jełowicki – polski pisarz, dziennikarz, kapitan jazdy wołyńskiej w powstaniu listopadowym
Mark Kac – polski i amerykański matematyk
Józef Korzeniowski ( KONRAD) – polski dramatopisarz i powieściopisarz, profesor
Franciszek Kowalski – polski poeta, tłumacz dzieł Moliera
Antoni Malczewski – polski poeta, prekursor romantyzmu
Konstanty Malczewski – polski wojskowy, generał meksykański
August Olizarowski – polski dramatopisarz
Narcyz Olizar – polski hrabia, senator-kasztelan Królestwa Polskiego, poseł na Sejm w 1831, działacz polityczny Wielkiej Emigracji, pisarz, publicysta i malarz
Gustaw Olizar – polski hrabia, publicysta, poeta, pamiętnikarz
Spirydion Ostaszewski – polski hipolog, pisarz, zbieracz podań i legend ludowych
Zygmunt Rumel – polski dowódca wojskowy, komendant VIII Okręgu Wołyń BCh, oficer Armii Krajowej, poeta
Juliusz Słowacki – polski poeta i wieszcz narodowy
Kazimierz Urbanik – polski matematyk, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego
Stanisław Worcell – polski działacz polityczny, publicysta, powstaniec listopadowy
Tymon Zaborowski – polski poeta.
Dlatego również i w tym przypadku był od samego po,czątku widoczny i to bardzo wyraźnie, właśnie trop ukraiński, dotyczący aresztowania polskich profesorów Uniwersytetu Lwowskiego, który to batalion Nachtigall, był jednym z trzech bezpośrednich wykonawców, obok Einsatzkommando zur besonderen Verwendung i specjalnej jednostki policyjnej Sicherheitsdienst – policji bezpieczeństwa Rzeszy, zbrodniczej egzekucji na polskich profesorach Uniwersytetu im. Jana Kazimierza 4 lipca 1941 r.,o którym to fakcie, nie wspomina się obecnie w III RP ani słowem, zwalając cała winę za ten czyn wyłącznie na Niemców!
W przypadku zbrodni popełnionej w 1941 roku we Lwowie wiemy dziś na pewno, kto przyczynił się w największym stopniu do aresztowania wszystkich polskich profesorów Uniwersytetu Lwowskiego, i tym samym ich męczeńskiej śmierci. Jak mówią źródła pewne jest jedno, a mianowicie to, że:
Choć nie do końca wiadomo, a na pewno będzie trudno ustalić bez nowych dokumentów, kto i jak sporządził listę proskrypcyjną profesorów, według której nastąpiły aresztowania. Wygląda na to, że jej twórcami nie byli Niemcy, ale że posłużyli się oni dokumentem sporządzonym przez Ukraińców powiązanych z ruchem nacjonalistycznym, a studiujących wcześniej w Krakowie.
Listę z nazwiskami polskich profesorów lwowskich uczelni sporządzili członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) – Jewhen Wreciono i Iwan Kłymiw, którzy przed niemiecką inwazją na ZSRS przebywali w Krakowie. Ponieważ uciekli ze Lwowa jeszcze w 1939 roku, przedstawione przez nich listy (opracowane m.in. na podstawie książki telefonicznej) nie uwzględniały zmian, które zaszły w kolejnych dwóch latach – w spisach znaleźli się m.in. profesorowie, którzy już nie żyli, co jednak w niczym nie przeszkodziło w aresztowaniu wszystkich pozostałych, choć w chwili aresztowania profesorów, wprawiło to Niemców w niemałą konsternację, widząc rozbieżności w nazwiskach żyjących i już nie żyjących profesorów tejże uczelni, na posiadanym przez siebie wykazie osób do aresztowania.
Według innej wersji lista profesorów polskich nie została przygotowana z wyprzedzeniem w Krakowie, lecz powstała we Lwowie w przeddzień aresztowań profesorów, a sporządzić ją mieli studenci sympatyzujący z OUN na rozkaz szefa służby bezpieczeństwa OUN –Bandery Mykoły Łebedia, późniejszego bezpośredniego autora rozkazu nakazującego dokonanie masowego ludobójstwa Polaków na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej.
Zbrodnie UPA
Siły ludobójczej UPA szacowane były w całym okresie jej istnienia na 25 – 40 tysięcy bojców spragnionych jak Kania dżdżu mołojeckiej sławy i nigdy nie przekroczyły tej wielkości. Choć można jeszcze dziś spotkać się z mitomańskimi wywodami ukraińskich pseudo historyków, przedstawiających iście munchausenowskie wytwory ich fantazji wziętej prosto z sufitu, o tym, iż UPA liczyła 400 tysięcy członków. Pierwszą akcją bojową Ukraińskiej Powstańczej Armii miał być nocny atak z 7 na 8 lutego 1943 na posterunek niemiecki w miejscowości Włodzimierzec, który był odwróceniem uwagi od rzeczywistego, bo głównego celu banderowców, którym był bestialski mord na 155 Polakach kolonii Parośle I.
Przejęcie przez UPA, na skutek wycofania się Niemców tylko do większych miast, kontroli nad znacznymi obszarami Wołynia, ułatwiła banderowcom przeprowadzenie planu okrutnego ludobójstwa na Polakach. Masowych zbrodni, dokonywanych z niebywałym okrucieństwem, bestialstwem i sadyzmem nieznanym, nigdy wcześniej w całych dziejach ludzkości!. UPA kierowana była na Wołyniu przez Dmytro Kłaczkiwśkiego („Kłyma Sawura”), po którym w momencie rozpoczęcia przez Ukraińców rzezi Wołynia, dowództwo przejął osobiście Roman Szuchewycz i której szefem pozostał, aż do swojej nędznej śmierci w 1950 roku. Największą falę ludobójstwa rozpoczęły mordy przeprowadzone 11 i 12 lipca 1943 roku w ponad 200-tu miejscowościach powiatów włodzimierskiego, horochowskiego i kowelskiego. Z kolei masowe morderstwa ludności polskiej na terenach dawnej Galicji Wschodniej (do 1939 roku województwa: lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie) zaczęły się już jesienią 1943 roku, a ich nasilenie wzrosło od lutego 1944 roku, by do października 1944 roku przebić dwukrotnie pod względem liczby wymordowanych Polaków, nawet Wołyń.
Od rana 14 października na Ukrainie trwały obchody tego święta, którego kulminacją były marsze neobanderowców i ukraińskich nacjonalistów z okazji 75. rocznicy powstania UPA w Kijowie i Lwowie. Podobne marsze ku czci tej zbrodniczej formacji odbyły się także w innych miastach całej Ukrainy. Z okazji 75-lecia powstania ludobójczej formacji zagłady czyli tzw. ,,Ukraińskiej Powstańczej Armii’’, prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zwrócił się z orędziem do narodu, które opublikowano na stronie internetowej prezydenta.
Poroszenko nazwał UPA „prawdziwie ludową” (choć nigdy w rzeczywistości ludową, jak też i ukraińską nie była, bowiem działania UPA na ówczesnych terenach Polskich Kresów popierało, nawet w okresie największego nasilenia jej terroru zaledwie około 2% Ukraińców. Nie była też UPA żadną armią powstańczą, gdyż jak wynika z samej definicji, określającej powstańczy charakter każdej takiej formacji, ogromna większość jej członków pochodziła z przymusowego, a nie ochotniczego poboru i to pod groźbą śmierci, jeśli jakiś delikwent odmawiał służby w jej szeregach. W takich przypadkach mordowano nie tylko odmawiającego służby w UPA, ale również całą jego rodzinę za zdradę ukraińskiej nacji i sprawy OUN bez cienia litości), ponieważ „od pierwszych dni istnienia do zakończenia walki przeciw okupantom ziem ojczystych” (Poroszenko rzecz jasna nie dodał w swoim przemówieniu, że za największego i najgroźniejszego okupanta OUN i UPA uważały Państwo Polskie i Naród Polski, co też w ich założeniach programowych nie zmieniło się od tamtego czasu, ani na jotę po dzień dzisiejszy) całkowicie formowała się z miejscowej ludności i miała jej poparcie. Jako powód, dla którego Ukraińcy w szeregach UPA chwycili za broń wymienił „lata stalinowskiego terroru, kolektywizacji i Hołodomoru-ludobójstwa, a z czasem nawałę nazistów”. Według niego „najlepsi synowie i córki ukraińskiego narodu stawiali opór dwóm potężnym totalitarnym reżimom” nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji.
I w tym miejscu Poroszenko również bezczelnie nałgał ile tylko wlezie, że OUN i UPA stawiali opór dwóm najpotężniejszym wówczas totalitarnym reżimom, gdy w rzeczywistości, zarówno z jednym, jak i z drugim współpracowali i to bardzo gorliwie w zbrojnej agresji przeciwko Polakom od samego początku wojny, aż do jej finału. Z sowietami zaś przeciwko Polsce grali po tej samej stronie barykady, nawet jeszcze dwa lata po jej zakończeniu. Poroszenko w swoim przemówieniu nakłamał też w sposób zupełnie ordynarny, że jednym z kilku głównych powodów, dla którego Ukraińcy chwycili za broń, były lata stalinowskiego terroru oraz przymusowej kolektywizacji i Hołodomoru. Jest to blaga galaktycznych wręcz rozmiarów, gdyż w czasie trwania stalinowskiego terroru na sowieckiej Ukrainie i prowadzonej tam przymusowej kolektywizacji oraz okresu trwania tzw. ,,Hołodomoru’’, nacjonaliści z OUN mieli Ukraińców po drugiej stronie Zbrucza i ich cierpienia, których doznawali z rąk sowieckiej władzy, tam, gdzie słońce nie dociera nawet w najpiękniejsze dni.
Ich los, terrorystów z OUN nie obchodził ani trochę. Wszystkim bowiem, czym byli oni wtedy zainteresowani, była zbrodnicza walka z państwem polskim, a nie sowietami, w obronie swoich rodaków zamieszkujących po drugiej stronie granicznej rzeki Zbrucz. Nigdy też, żadna, nawet najmniejsza grupa ukraińskich terrorystów z OUN w owych latach, nie wyprawiła się na sowiecką Ukrainę, by tam z bronią w ręku, by podjąć tam walkę w obronie swoich ciemiężonych ziomków. Chociaż dziś łgają na ten temat bez cienia najmniejszego nawet zażenowania, że było inaczej, to prawda jest taka, że Nigdy jednak nie doszło z ich strony w latach panowania ,,Hołodomoru’’ na sowieckiej Ukrainie, do najmniejszej nawet formy jakiegokolwiek wsparcia czy pomocy dla swoich rodaków umierających po drugiej stronie Zbrucza.
Po pierwsze dlatego, że aż taką odwagą i zdeterminowaniem oraz poświęceniem, których to przymiotów mieli wtedy i mają zresztą po dzień dzisiejszy pełne gęby, to akurat w tym przypadku, jakimś dziwnym trafem zupełnie im ich zabrakło. Choć prawda jest taka, że, takich cech jak odwaga, determinacja, poświęcenie, honor czy umiłowanie jakichkolwiek wyższych wartości, nie posiadali nigdy za psi grosz, jak i nie posiadają go obecnie. Dlatego właśnie nie palili się ani przez chwilę, nie postało to nawet w ich głowach, by zmierzyć się w otwartym boju za swoich eksterminowanych przez sowietów rodaków, twarzą w twarz z oddziałami ówczesnego sowieckiego NKWD, i to na jego terenie. A po drugie, doskonale wiedzieli, że wśród Ukraińców z drugiej strony granicy, nie mieli oni nawet w czasie trwania największego terroru sowieckich władz bezpieczeństwa, jak i zresztą w latach późniejszych absolutnie żadnego poparcia. A ich ideologia odrzucana była zawsze przez tamtejszych Ukraińców, z nieskrywaną pogardą jako całkowicie im obca i wroga.
„I w końcu oni wygrali” – stwierdził ukraiński prezydent. Tego jednak co oni niby wygrali i w jaki sposób, Poroszenko już niestety nie wyjaśnił.
Poroszenko w swoim orędziu wspomniał także o oficjalnym uznaniu bojowników OUN-UPA przez państwo ukraińskie w 2015 roku.
Uczestnicy ruchu narodowo-wyzwoleńczego zostali uznani przez nasze państwo a ich wyczyny na zawsze pozostaną przykładem dla przyszłych pokoleń. Pamięć o zwycięstwach żołnierzy UPA inspiruje współczesnych obrońców Ukrainy, którzy odpierają rosyjską agresję, dodaje im siły i odwagi. – mówił Poroszenko.
Nie dodał przy tym, że ich największymi wyczynami i zwycięstwami, była masowa ludobójcza eksterminacja Polskiej ludności Kresów Rzeczypospolitej, od niemowlęcia w kołysce, aż po starca nad grobem, i że te ,,wiekopomne dzieła’’ UPA są rzeczywiście prawdziwą inspiracją i natchnieniem dla obecnego pokolenia ukraińskich rezunów, pacyfikujących w taki sam sposób cywilną ludność Donbasu, jak czynili to ich ojcowie i dziadkowie w stosunku do Polaków w latach Drugiej Wojny Światowej.
Prezydent sławił także UPA podczas ceremonii złożenia przysięgi przez wychowanków Kijowskiego Wojskowego Liceum im. Iwana Bohuna.
,,Bądźcie, szanowni licealiści godnymi wojskowych zwycięstw wszystkich, którzy w różnych czasach bronili ojczyzny. Walczcie o pełne wyzwolenie wszystkich ukraińskich ziem ukraińskiego narodu od najeźdźców i zdobądźcie ukraińskie, niepodległe, zjednoczone państwo [oryg. samostijnu, sobornu Ukrajinu]. W tej walce nie żałujcie ani krwi, ani życia. I walczcie do ostatniego oddechu, do ostatecznego zwycięstwa nad wszystkimi wrogami Ukrainy. To fragment przysięgi żołnierza Ukraińskiej Powstańczej Armii. – mówił Poroszenko.
Zaraz po tych słowach ukraiński prezydent zaznaczył, że po 75 latach od powstania UPA, teraźniejszość i przyszłość nie powinny być „zakładnikiem pamięci historycznej”. Zadeklarował, że Ukraińcy pamiętają nie tylko o wielkich, ale także „trudnych” fragmentach swojej historii, nie wymieniając ich jednak. O tym, że słowa padły w polskim kontekście świadczyło wspomnienie Jana Pawła II:
Zawsze powinno pamiętać się o mądrych słowach Jana Pawła II „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”, to znaczy [trzeba] odczuwać nie tylko swój ból, ale także cudzy. Jest to ważne dla tego, by mieć dobre stosunki i zaufanie u europejskich sąsiadów. – przekonywał ukraiński prezydent.
Ukraińska Powstańcza Armia wraz Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów jest odpowiedzialna za ludobójstwo Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. „Wrogami Ukrainy” występującymi w przysiędze cytowanej przez Poroszenkę była przede wszystkim eksterminowana kresowa polska ludność. „Samostijna soborna” Ukraina to w ideologii ukraińskiego nacjonalizmu państwo ukraińskie łączące wszystkie „etnograficzne ukraińskie ziemie”, w tym tereny leżące obecnie w granicach m.in. Polski, Białorusi i Rosji’’.
Ale o tym fakcie Poroszenko rzecz jasna, jak o wszystkich poprzednich, również nie zająknął się ani słowem, bo to mogłoby spowodować, że cała ta jego zakłamana narracja, rozsypałaby się jak ten przysłowiowy domek z kart. I jak by wtedy wyglądał czekoladowy Petro? Chyba oczywiste, że co najmniej nieforemnie, a przy tym wyszedłby na głupka. Choć w tym przypadku, nie byłby to jego pierwszy, ani też ostatni raz.
Jakże groteskowo zabrzmiały wypowiedziane tego samego dnia, w rocznicę powstania ludobójczej UPA podczas obrad plenarnych Konferencji Episkopatu Polskiego, słowa arcybiskupa Henryka Hosera, który również nie zająknął się o tej ponurej rocznicy ani słowem, za to pouczył Nas Polaków, jak to oni antypolscy purpuraci zawsze potrafią Nas pouczać, dosłownie i w przenośni o wszystkim i przy każdej nadarzającej się po temu sposobności. Zapominają tylko w takich momentach, jak zwykle zresztą pouczyć samych siebie! Zawsze też przy takich okazjach, stojąc w blokach startowych, gotowi są, jak na kolejne zamówienie czy też rozkaz, to drugie raczej bardziej prawdopodobne, swoich oficerów prowadzących stanąć w obronie, najpodlejszych szumowin i największych katów Polskiego Narodu, tylko nigdy w obronie ich polskich ofiar. W bezczelnych i aroganckich słowach arcybiskup Hoser, ni z gruszki, ni z pietruszki poruszył kwestię ukraińskich emigrantów w Polsce, autorytatywnie, tonem nie znoszącym sprzeciwu stwierdzając, co następuje:
„Ci młodzi (Ukraińcy)nie są odpowiedzialni za to, co się działo w historii.Oczywiście, prawda historyczna jest konieczna, ale dzisiaj nie możemy tej prawdy używać jako coś, co powinno hamować nasze serdeczne, braterskie, wzajemne relacje, które są nam tak bardzo potrzebne”
Arcybiskup Henryk Hoser wyraził również wielkie zatroskanie, że… (Ukraińcy) potrzebują miejsc, gdzie mogliby się spotykać, modlić, integrować.
Ten sam purpurat, nigdy, ani przez chwilę nie zainteresował się w takim samym stopniu lub choćby podobnym, losem Polaków mieszkających na obecnej Ukrainie. Nie zaprzątnęło to jego arcybiskupiej głowy, ani przez sekundę, że Nasi Rodacy na Ukrainie również potrzebują miejsc, gdzie mogliby się spotykać, modlić i integrować. Mogą jednak sobie o takich przywilejach, jakie otrzymują od Polaków Ukraińcy w Polsce, za pieniądze polskich podatników w ilościach praktycznie nieograniczonych, co najwyżej pomarzyć! Do dziś Polski kościół we Lwowie nie doczekał się zwrotu kościoła św. Marii Magdaleny, co również jak widać, najwyraźniej wcale nie zmartwiło i to w najmniejszym nawet stopniu po dzień dzisiejszy jego eminencji. Polacy nie mają żadnych miejsc, w których mogliby się spotykać i integrować, które otrzymaliby od rządu obecnej Ukrainy, czy też władz samorządowych Lwowa, Łucka, Równego i innych miast samostijnej, w których mieszkają. Ukraina nie łoży ani centa na potrzeby polskiej mniejszości, za które ta mogłaby stworzyć polską prasę, media, zorganizować festiwale polskiej kultury na Ukrainie, a co Ukraińska mniejszość w Polsce ma zagwarantowane z definicji i mocy prawa. Tego braku jakiejkolwiek symetrii w tych kwestiach ksiądz arcybiskup Hoser również, jak widać, nigdy nie dostrzegł lub też zwyczajnie rżnie głupa, że tego nie widzi. Co jest bardziej prawdopodobne, niż odwrotnie.
Jego ,,eminencja’’ arcybiskup Hoser i jego koledzy, nie zauważyli także po dzień dzisiejszy, prześladowania przez obecny rząd Ukrainy, kościoła katolickiego w tym kraju, czym winni być przynajmniej zatroskani w pierwszej kolejności, ale nawet i tutaj udają, że żadnego takiego problemu nie ma. Powinni być w sposób szczególny zatroskani losem metropolity lwowskiego arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego, który za wypowiedziane przez niego słowa prawdy o tym, że:
,,Wojna na Ukrainie to wezwanie od Boga do pokuty za rzeź wołyńską’’
Dostaje od banderowców i to wcale bynajmniej nie zawoalowane groźby śmierci. Jednak ,,naszych’’ eminencji i ten fakt, nie niepokoi w żaden sposób.
,,A także za starania arcybiskupa Mokrzyckiego o odzyskanie bezprawnie skonfiskowanych przez Ukraińców polskich kościołów w tym kraju.
Większość kościołów, o których odzyskanie starają się rzymscy katolicy, by wróciły jako obiekty kultu na potrzeby parafii, jest dalej przez ukraińskie władze kościelne i państwowe przetrzymywana na inne cele. Najlepszym przykładem jest tu Lwów, gdzie za komuny otwarte były dwie świątynie katolickie – katedra Wniebowzięcia NMP i kościół św. Antoniego na Łyczakowie. W ciągu ostatnich 25 lat niepodległości Ukrainy ani jeden lwowski kościół nie został zwrócony.
Jak zaznaczył ks. Isakowicz-Zaleski, to samo dotyczy wielu innych działań archidiecezji łacińskiej. – Tu abp jest obiektem niewybrednych ataków, tak ze strony władz samorządowych Lwowa i innych rejonów zachodniej Ukrainy, zdominowanych przez banderowców, ale także, co należy wyraźnie, z ogromnym bólem podkreślić, ze strony duchownych greckokatolickich. Którzy przecież należą do tego samego kościoła katolickiego, a którzy w najróżniejszy sposób krytykują arcybiskupa
Abp Mokrzycki, co mówię z przykrością, nie ma wsparcia ze strony polskiego episkopatu – podkreśla ks. Isakowicz-Zaleski. – Nie znam dokumentu czy wypowiedzi ze strony polskich hierarchów, którzy broniliby swojego współbrata i wiernych obrządku rzymskokatolickiego. Nie ma też poparcia ze strony polskich władz państwowych. Bo przecież w wielu wypadkach wierni obrządku rzymskokatolickiego na Ukrainie to są właśnie Polacy. Często bardzo silnie związani z polską kulturą i tradycją. Więc jest odosobniony. Tu zgadzam się ze słowami prof. Włodzimierza Osadczego z KUL, mówi, że kościół łaciński we Lwowie jest tak samo prześladowany, jak w wielu innych krajach. Gdzie za wierność obrządkowi abp i wierni ponoszą konsekwencje. Dlatego uważam, że musi tu nastąpić jakaś wyraźna reakcja ze strony władz kościelnych – watykańskich i polskich – oraz ze strony polskich władz państwowych, zwłaszcza MSZ.
I żeby tego wszystkiego było jeszcze mało, politycy z Ukraińskiej Partii Halickiej żądają wydalenia z kraju metropolity lwowskiego ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego, za jak to stwierdzili działalność antyukraińską.
To także nie wywołało u arcybiskupa Hosera i jego kolegów, odruchów jakiegokolwiek przejęcia losem ich ponoć współbrata w Chrystusie. O ile w ogóle oni jeszcze służą Chrystusowi, na którego imię mają jeszcze czelność bezwstydnie się przy tym wszystkim powoływać i pouczać maluczkich. Wątpię również, że gdyby banderowcy znaleźli sposobną okazję do zamordowania arcybiskupa Mokrzyckiego, to ,,nasze’’ eminencje, także by się tym nie przejęły w jakiś szczególny sposób. Więcej, zaraz by wytłumaczyli sobie i owieczkom, że to na 100% robota ruskich killerów Putina, a Gazeta, zwana dla zmylenia przeciwnika Polską, TVP Info i Telewizja Republika w pięć minut po zdarzeniu pokazałyby eminencjom ,,niezbite’’ dowody na ruskie sprawstwo zbrodni w postaci zdjęcia, że to sam Władimir Władimirowicz naciskał cyngiel swojego czekistowskiego nagana, wymierzonego w samo serce arcybiskupa Mokrzyckiego.
Wypowiadając, zupełnie świadomie te słowa, arcybiskup Hoser zrównał się podłością z aktualnymi młodymi, ukraińskimi zwolennikami OUN – UPA. Nie chodzi tu bowiem wcale o młodych Ukraińców. Tu chodzi o rozliczenie straszliwego ludobójstwa na niewinnych polskich dzieciach, kobietach i staruszkach. Jeżeli jego ,,eminencja’’ ksiądz arcybiskup nie widział corocznych marszy młodych Ukraińców z okazji urodzin Bandery, Szuchewycza i innych banderowskich ludobójców, to niech może uda się w końcu do dobrego okulisty, albo jak radzi Słowo Boże, niech kupi sobie w końcu maści na oczy, aby przejrzał, to może wtedy przestanie opowiadać tego rodzaju banialuki, które wyrzuca z siebie bez żadnej refleksji i zastanowienia z gorliwością prawdziwego neofity ,,nowego, wspaniałego świata’’.
Mam pytanie do księdza arcybiskupa Henryka Hosera, czy w ogóle pojmuje on biblijną ideę przebaczenia i odpowiedzialności za grzechy ojców, czy też wykłada raczej własną i czysto prywatną ideę egzegezy tych dwóch problemów? Bo to co nam tutaj przedstawia, ukazuje aż nadto wyraźnie, że jego ,,eminencja’’ nie wie co mówi, ani też nie pojmuje w ogóle, tego co twierdzi w temacie, w którym pragnie uchodzić za eksperta.
Słowo Boże bowiem, czego ksiądz arcybiskup albo nie zauważa, albo też nie chce widzieć z powodów tylko jemu wiadomych, mówi wyraźnie, że jeśli pokolenie dzieci, nie odetnie się od czynów swoich ojców i dziadków, i nie potępi ich zbrodniczych dokonań, będzie niosło nadal na sobie brzemię przekleństwa, będącego owocem poczynań ich przodków. Czy ksiądz arcybiskup naprawdę nie zna tych słów, wypowiedzianych przez samego Boga, nadającego Swoje przykazania Mojżeszowi na Horebie, na których opiera się całe Prawo Naturalne i które jasno i wyraźnie stwierdzają, że SYNOWIE W PRZYPADKACH NIEPOSŁUSZEŃSTWA BOGU I JEGO PRAWU, BĘDĄ PONOSIĆ WINY SWOICH OJCÓW AŻ DO TRZECIEGO, A NAWET CZWARTEGO POKOLENIA?
Czy ksiądz arcybiskup nie zna słów modlitwy proroka Daniela, który przepraszał Stwórcę za… GRZECHY OJCÓW, których przecież prorok Daniel, ani jego pokolenie nie popełniło, a które stały się całym pasmem klęsk, nieszczęść i tragedii narodu żydowskiego, które zaprowadziły go w końcu do babilońskiej niewoli.Daniel mimo to przepraszał Boga za grzechy swoich ojców, w których osobiście nie miał żadnego udziału, ale dobrze wiedział, że brak odcięcia się od nich i ich potępienia, spowoduje dalsze trwanie przekleństwa na nim samym i kolejnych pokoleniach jego sióstr i współbraci. – Daniel 9; 1-27
Dlatego też twierdzenie przez księdza arcybiskupa Hosera, że Ci młodzi (Ukraińcy)nie są odpowiedzialni za to, co się działo w historii jest rzeczą z gruntu i definicji kłamliwą.
W świetle bowiem jasnych i wyraźnych Słów samego Stwórcy zawartych w Jego Słowie, wynika coś zupełnie przeciwnego, a mianowicie, że nadal ci młodzi ludzie niosą i będą nieść dotąd na sobie winy swoich ojców, czyli za to co stało się w przeszłości w wyniku działań i czynów popełnionych przez ich przodków oraz, że nadal będą także ponosić wszystkie konsekwencje spadających na ich kraj i naród, wszystkich możliwych nieszczęść i tragedii, który jest skutkiem braku wyrzeczenia się i potępienia przez nich, wszystkich zbrodniczych praktyk swoich antenatów.
Nie mówię tu o potępieniu ludzi, ale o potępieniu ich czynów.To samo dotyczy jakichkolwiek potomków ludzi którzy dopuścili się najgorszych rzeczy wobec innych ludzi. Tymczasem dzieje się coś odwrotnego, a mianowicie to, że bez przerwy dochodzą nas słuchy o wciąż nowych przykładach, ze strony tychże młodych ludzi gloryfikacji tych rzeźników i stawiania ich osób i czynów za wzory do naśladowania.
Zgodziłbym się chętnie z księdzem arcybiskupem, gdyby ci młodzi Ukraińcy wykazali choćby minimum skruchy i zaprotestowali przeciwko robieniu z oprawców Polaków, ukraińskich bohaterów narodowych. Jednak w sprawie wynoszenia na piedestał patrona całego narodu, jednego z największych zbrodniarzy w historii ludzkości, czyli Stepana Bandery wszyscy oni, dają tym samym milczące przyzwolenie i zarazem dowód, że nigdy nie odcięli się i nie zamierzają tego robić teraz, ani w przyszłości, od zbrodniczych czynów swoich ojców, co czyni ich tym samym nadal współwinnymi Wołyńskiego ludobójstwa i wszystkich innych zbrodni popełnionych przez ich protoplastów.
O czym więc ksiądz arcybiskup mówi??? Drogi księże arcybiskupie, jak mówi stare przysłowie, w pewnych kwestiach milczenie jest prawdziwym złotem, otwieranie bowiem ust, by usprawiedliwić w tak podły, pokrętny i nikczemny sposób zło w najczystszej postaci, obnaża kłamcę i faryzeusza, ukazując w pełnym świetle dnia, kim jest on naprawdę. Tym bardziej, gdy ktoś taki, wypowiada takie słowa w dniu rocznicy powstania jednej z najbardziej zbrodniczych, a kto wie czy nie najbardziej zbrodniczej formacji zagłady w całych dziejach ludzkości. Czyniąc ten krok ksiądz arcybiskup stanął tym samym po stronie katów, przyłączając się w ten sposób do zamordowania po raz wtóry ich niewinnych Polskich ofiar! Co równa się także ponownemu ukrzyżowaniu swojego Zbawiciela. Co jednak, jak widzę wcale nie psuje jego eminencji dobrego samopoczucia, ani też nie spędza snu z powiek.
Innym znanym wszystkim, antypolskim przedsięwzięciem wykreowanym przez episkopat polski, który poprzedził wszystkie kolejne tego rodzaju listy i odezwy o pojednaniu i bezwarunkowym przebaczeniu wszystkim bez wyjątku katom Narodu Polskiego, na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci PRL i PRL Bis, był tzw. list biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku, zatytułowany ,,Przebaczmy i…PROSIMY O PRZEBACZENIE’’, mającym być jednocześnie pierwszym krokiem do tzw. pojednania Polsko – Niemieckiego, tak jak wszystkie późniejsze dotyczące rzekomego pojednania Polsko – Rosyjskiego, a na najnowszym Polsko – Ukraińskim kończąc. W tej najnowszej mądrości etapu polskiego kościoła, purpuraci zgromadzeni na Konferencji Episkopatu Polski autorytatywnie wydalili z siebie w przeddzień 73 rocznicy Rzezi Wołyńskiej, taką oto brednię:
„Chrześcijańskie przebaczenie jest wartością BEZWARUNKOWĄ obejmującą nawet największe niegodziwości, takie jak zabijanie niewinnych ludzi i ludobójstwo, czy przymusowe przesiedlenia”
Skąd biskupi, wzięli to BEZWARUNKOWE przebaczenie jako rzekomą podstawową wartość i fundamentalny element, a zarazem szczególny wymóg religijny i moralny, na którym opiera się całe chrześcijaństwo, tego rzecz jasna ich eminencje już nam nie objawili. Jak wygląda ta kwestia w jasnym świetle Słowa Bożego i nawet Ich własnego katechizmu, i czy jest tak w istocie jak twierdzą tożsama z ich wykładnią etyki chrześcijańskiej, czy też jest to ich własny, czczy wymysł wyssany z palca, nie mający absolutnie żadnych podstaw ani biblijnych, ani też katechizmowych, wyjaśnimy sobie za chwilę.
Najbardziej smutne jest w tym wszystkim to, że większość do dziś nie pojmuje, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło, uważając i co gorsza broniąc tej bezczelnej zdrady po dziś dzień, niczym niepodległości, tej deklaracji ówczesnych biskupów, jako…ich najbardziej wiekopomnego osiągnięcia, które winno być zapisane złotymi zgłoskami w całej historii naszego Kraju i Narodu. A każdy, kto według nich twierdzi inaczej to wredny komuch i Gomułkowski wstecznik To już nawet nie jest groteska. To tragedia!
Sam bowiem tytuł tej epistoły pokazywał bez cienia najmniejszego zażenowania, skalę bezczelności i naigrywania się tychże biskupów, z polskich ofiar niemieckiego ludobójstwa okresu Drugiej Wojny Światowej. Oto w samym tytule tego haniebnego przesłania, jakim był ten list, umieszczono słowa, że POLSKIE OFIARY NIEMIECKICH ZBRODNIARZY, PROSZĄ SWOICH KATÓW O…PRZEBACZENIE!!!
Prof. Bogusław Paź – Błąd Kościoła – Przebaczyć nieprzebaczone?
Brzmienie tych jakże aroganckich słów sprowadzało się bowiem do tego, że oto Polacy, którzy nie zostali wymordowani w czasie wojny do końca przez Niemców, proszą dziś tychże swoich Niemieckich rzeźników o przebaczenie, iż nie ustawili się w posłusznie w karnym szeregu i nie dali się im wyrżnąć do nogi, przez co sprawili ówczesnym niemieckim krzewicielom kultury europejskiej, tyle niepotrzebnych trudności i kłopotów w ostatecznym rozwiązaniu kwestii polskiej i nieodwracalnym zaprowadzeniu niemieckiego ładu i porządku na terytorium Polski.
Treść tego listu z 1965 roku w rzeczywistości nie była apelem o żadne pojednanie, bo o takowym nie mogło być mowy wtedy i nie może być mowy dzisiaj, gdyż żadna religia świata, w tym i zasady, na których fundamencie opiera się religia chrześcijańska, nawet w stopniu iluzorycznym, nie dają po temu absolutnie żadnych podstaw, do choćby sugerowania przebaczania czegokolwiek, komukolwiek, bez pytania się i zgody ze strony ofiar tychże zbrodniarzy, o formułowaniu takich deklaracji już nie wspominając, bo w takich przypadkach będą one zawsze tylko i wyłącznie politycznymi, a nie religijnymi odezwami, nakreślanymi wyłącznie przez i w imieniu ich autorów, ale nikogo więcej.
Czym zresztą w istocie ten list był od samego początku i takim pozostaje po czas obecny, jak wszystkie inne tego rodzaju proklamacje. A którego prawdziwym przesłaniem i przekazem wobec ówczesnych biskupów niemieckich było pragnienie ubicia z nimi za wszelką cenę dealu, czyli interesu polegającego na zrzeczeniu się przez tych drugich swego wciąż oficjalnego zwierzchnictwa nad diecezjami ziem odzyskanych, które z obowiązującym wciąż w tamtym czasie podziałem diecezjalnym Rzymu, podlegały nadal pod zwierzchnictwo biskupów niemieckich. Dlatego nawet za cenę zdjęcia odium win ciążących na niemieckich zbrodniarzach wojennych, co uczyniono w tym liście bez żadnych skrupułów i wstydu, rozgrzeszając tychże niemieckich nazistów z ich zbrodni, bez jakiejkolwiek skruchy z ich strony i kary jaką winni oni ponieść za swe czyny.
A wszystko to za cenę pragnienia, by nawet w tak haniebny sposób zdobyć bez jakiejkolwiek walki, która prędzej czy późnie odniosłaby pożądany skutek, zamiast tego od razu wywieszono białą flagę i stwierdzono w tej deklaracji, że my Polacy też ponosimy jakieś winy wobec Niemców, za które ich… PRZEPRASZAMY. A dziś jesteśmy strasznie zdziwieni, że ci sami Niemcy, piszą o stworzonych przez siebie samych obozach zagłady na terenie Polski, jako o…Polskich obozach śmierci, a o Polakach jako sprawcach holokaustu.
Nikt tylko nie docieka szczegółów, ale nawet się nie zastanawia, co spowodowało, co dało początek, tego typu oskarżeniom ze strony niemieckich katów Narodu Polskiego względem swoich ofiar! Bo, że Niemcy i żyjący jeszcze wówczas w ogromnej większości niemieccy, hitlerowscy zbrodniarze wojenni powitali ten list biskupów polskich do biskupów niemieckich, a szczególnie jego treść, nie tylko z nieskrywanym zaskoczeniem, ale nade wszystko z ogromnym entuzjazmem, to nie ulega dziś wątpliwości. A dlatego powitali go oni z tak ogromną radością, bo nie tylko rozgrzeszał on ich bez żadnych warunków, ze wszystkich popełnionych przez nich zbrodni ludobójstwa na Polakach, ale co więcej postawił ich w jednej linii i na jednej płaszczyźnie, i w tym samym rzędzie ofiar Niemieckiego narodowego socjalizmu! Czyż mogli oczekiwać większego prezentu, który tak niespodziewanie spadł im wtedy dosłownie z nieba, niczym wymarzona gwiazdka, dając jednocześnie twardy argument do rozpoczęcia stopniowego oskarżania i przerzucania, własnych win na swoje polskie ofiary? Ano nie.
Również żadna etyka nie daje jakichkolwiek podstaw do wysuwania w czyimś imieniu, bez jego zgody, deklaracji o przebaczeniu względem zbrodniarzy. Zbrodniarzom wybaczyć bowiem mogą tylko i wyłącznie ich ofiary, a nie ktoś, kto tą ofiarą nigdy nie był, ani też nie miał z nią nic wspólnego. Formułowanie więc takich autorytatywnych deklaracji bez pytania się o zgodę ofiar jest wyłącznie arogancką uzurpacją czegoś, do czego nie posiada się żadnych praw, ani prerogatyw do takich działań i niczym więcej. Mówienie zaś przez obecnych biskupów o bezwarunkowym przebaczeniu względem ukraińskich zbrodniarzy, jak miało to miejsce niespełna dwa lata temu, jest dokładnie tym samym, czyli podeptaniem przez nich, nie tylko ewangelii, która nie zna żadnego pojęcia tzw. bezwarunkowego przebaczenia, gdyż takowego w niej nie ma, jak również złamaniem wszelkich zasad i wyrzuceniem ich na śmietnik, a przede wszystkim butą i arogancją sięgającą wyżyn nieba. Co więcej biskupi skupieni w episkopacie Polski, wysuwaniem tego rodzaju wezwań i roszczeń, dają tym samym ostateczny dowód, że nie tylko za nic mają wszelkie prawa i zasady, na których opiera się Słowo Boże, etyka, ale nawet kanon reguł moralnych spisany przez nich samych we własnym Katechizmie, który również jasno formułuje na czym opiera się prawdziwe przebaczenie pokrzywdzonej osoby wobec winowajcy, który dopuścił się względem niej jakiejkolwiek nieprawości, a są nimi:
- Przyznanie się do popełnionego grzechu (przestępstwa)
- Wyznanie winy i wyrażenie szczerej skruchy oraz postanowienia poprawy
- Zadeklarowanie zadośćuczynienia za popełnione przestępstwo względem swojej/swoich ofiar
- Uznanie słuszności wyroku i kary, jaka należy mu się za popełnione przestępstwo
- I na końcu dopiero poproszenie o przebaczenie jego win i łaskę przebaczenia.
,,By grzesznik mógł skorzystać z przebaczenia, trzeba z jego strony określonych działań. Najpierw należy zwrócić szczególną uwagę na sam fakt zmiany nastawienia – odwrócenie się od grzechu. Sakrament ten urzeczywistnia wezwanie Jezusa do nawrócenia i jednocześnie postawę grzesznika, która powinna być podjęciem zachowania syna marnotrawnego, jaką oddają słowa: „zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie…” (Łk 15, 18). Odnajdujemy tu źródło kolejnego określenia, jakie usprawiedliwia jego nazwę – sakrament nawrócenia.
Kolejne działanie grzesznika wiąże się z przyznaniem się do winy. To przyznanie musi dokonać się w określonych okolicznościach, z zachowaniem jakoby wyznaczonej procedury. Nie wystarczy jedynie przyznanie się do grzechu przed Bogiem w zaciszu swojego serca. Istotnym elementem tego sakramentu jest oskarżenie – spowiedź z grzechów przed kapłanem. Prócz tego oskarżenia się w obecności kapłana, trzeba zwrócić uwagę, że sakrament ten jest również: wyznaniem, uznaniem i uwielbieniem świętości Boga oraz Jego miłosierdzia wobec grzesznego, ale nawracającego się człowieka. Znajdujemy tu uzasadnienie do kolejnego określenia, jakim jest – sakrament spowiedzi.
Następny aspekt sakramentu usprawiedliwia jego nazwę, chyba najczęściej stosowaną -sakrament pokuty. Podkreśla się tutaj osobistą i eklezjalną (kościelną) drogę nawrócenia, drogę skruchy i zadośćuczynienia ze strony grzesznego chrześcijanina, który szczerze się nawraca.
Te przytoczone nazwy: sakrament nawrócenia, spowiedzi, przebaczenia, pojednania i pokuty uwypuklają różne aspekty tej samej rzeczywistości, która dokonuje się wówczas, gdy w sposób właściwy sprawowany jest ten sakrament.Już z tych różnych nazw można łatwo wyciągnąć wnioski dotyczące bogactwa jego treści, warto więc korzystać z tego sakramentu tak,by nie pominąć żadnego elementu jego ubogacającej rzeczywistości.
Tak więc wychodzi na to, że według Panów biskupów zasady ewangelii i ich własnego katechizmu to są dobre i winny obowiązywać we wszystkim jedynie owieczki, ale nigdy ich samych.To nie tylko podwójna moralność, ale także podwójne standardy. Inne dla maluczkich i słabych, a inne dla nich samych i silniejszych od nich. Problem tylko w tym, którego nawet nie starają się dostrzec, że pojednanie budowanie na fałszywych zasadach i kłamstwie nie ostoi się jak dom budowany na fundamencie z piasku i jest pojednaniem bez żadnej wartości, które ostatecznie nie doprowadzi do niczego dobrego, ani nieświadomych niczego szeregowych członków kościoła, ani nawet ich samych, na końcu przynosząc kolejną tragedię, cierpienia i łzy, która gdy nadejdzie pierwsza fala wzburzonego morza zmieniającej się błyskawicznie rzeczywistości, uderzy w ów dom i zmiecie go z powierzchni ziemi, dlatego, że jego fundamenty nie były zbudowane i umocnione na fundamencie ze skały prawdy, tylko z piasku fałszu i kłamstw. Czy naprawdę tego chcecie Panowie biskupi?
Tak więc jak widać z powyższych faktów, twierdzenia i zarazem roszczenia biskupów i arcybiskupów zebranych na kolejnym zebraniu Konferencji Episkopatu Polski do tego, że: „Chrześcijańskie przebaczenie jest wartością BEZWARUNKOWĄ obejmującą nawet największe niegodziwości, takie jak zabijanie niewinnych ludzi i ludobójstwo, czy przymusowe przesiedlenia”, w jasnym świetle wszelkich źródeł dotyczących tych kwestii, nie posiada absolutnie żadnych podstaw w jakimkolwiek z nich. Jest więc wyłącznie ich własnym czczym wymysłem, do których to żądań zawartych w tych słowach, nikt nie tylko nie jest zobowiązany się stosować, ale nade wszystko nie powinien, bo twierdzenie to ponad wszelką wątpliwość, nie ma nawet fasadowych umocowań, w żadnym aspekcie prawnym, biblijnym, etycznym, ani historycznym dotyczącym tego tematu. Za to jest aroganckim i ordynarnym jednocześnie wysuwaniem z ich strony, niczym nieuzasadnionych żądań ślepego i bezwarunkowego podporządkowania się przez wszystkich wiernych bez wyjątku ich woli jako ostatecznego, bo rozstrzygającego głosu najwyższej instancji, od której nie ma już odwołania. A także fałszywym nakazom i nieokiełznanemu pragnieniu bezwzględnego panowania nad niczego nieświadomym ludem, przez niewielkie gremium Demasów wieku obecnego, które uzurpuje sobie prerogatywy do władzy nad sumieniami innych, jakich nigdy nie otrzymali od nikogo i niczym więcej.
Nie wspominam już nawet o ich gremialnej rejteradzie ze społecznych obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich w niedzielę 9 lipca 2017 roku. Nie przypadkiem chyba zorganizowane w ten sam dzień przez tzw. ,,Radio Maryja’’ na Jasnej Górze w Częstochowie spotkanie ,,Rodziny Radia Maryja, stało się dla nich wszystkich, jakże wymarzoną okazją do ucieczki od osobistego i zarazem niewygodnego dla nich wszystkich, z powodów czysto politycznych, uczestnictwa w obchodach dnia pamięci bestialsko pomordowanych przez Ukraińców Polaków na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Jak również usprawiedliwieniem swojej tchórzliwej postawy, za którego parawanem mogą skrzętnie do dziś ukrywać swoje prawdziwe zapatrywania w kwestii banderowskiego ludobójstwa na Naszych Rodakach. Nawet w takiej sytuacji udowodnili wszystkim ponad wszelką wątpliwość, jeśli ktoś jeszcze jakieś miał, że ani nie potrafią zachować się jak należy, ani tym bardziej w chwili prawdziwego zagrożenia, czy to osobistego, czy też swoich wiernych, nigdy nie staną u ich boku, ale dla doraźnych partykularnych interesów własnych, będą zawsze gotowi, bez wahania poświęcić wszystko i wszystkich, włącznie z wyrzeczeniem się wszelkich moralnych zasad, aby w ten sposób móc dosłownie wyrzucić na śmietnik zapomnienia, niewygodne dla nich sytuacje, a przede wszystkim prawdę.
Zapamiętajmy te nazwiska trzech biskupów, dziesięciu księży i jednego zakonnika, członków Komitetu Honorowego obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich, dla których jak się tego dnia okazało, honor był przymiotem bez żadnej wartości.
Bp Ignacy Dec – Biskup Ordynariusz Świdnicki
Bp Józef Zawitkowski – Biskup Senior Pomocniczy Łowicki
Bp Antoni Pacyfik Dydycz – Biskup Senior Diecezji Drohiczyńskiej
Ks. prof. Zygmunt Zieliński – Lublin
Ks. Kanonik Bolesław Stanisławiszyn – Kłodzko
Ks. Prałat Roman Kneblewski – Bydgoszcz
Ks. Mitrat Stanisław Strach – proboszcz prawosławnej parafii w Kędzierzynie-Koźlu
Ks. Zdzisław Banaś – Krajowy Duszpasterz Sybiraków – Grodziec
Ks. Marek Biernat – Proboszcz Parafii w Kędzierzynie – Koźlu
Ks. Krzysztof Gołębiewski – Pruszków
Ks. Kan. Jarosław Leśniak – Dzierżoniów
Ks. Stanisław Małkowski – Warszawa
Ks. Adam Szubka – Bogdanowice
- Robert Wawrzeniecki – Iława
Tego dnia na uroczystościach w Częstochowie pojawił się niemal cały rząd RP w pełnym składzie z premier Beatą Szydło na czele. Marszałkowie Sejmu i Senatu RP, i niemal wszyscy politycy partii rządzącej. Natomiast na społecznych obchodach Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich 9 lipca pojawiło się ich zaledwie kilku.Jakże znamienną ironią losu, choć może wcale nie, był tego dnia brak na tychże uroczystościach ku czci bestialsko pomordowanych przez banderowców Polaków na Wołyniu, posłów Kukiz 15!!! Nie zjawił się tam ani jeden z nich! Otrzymując tego rodzaju lekcję, środowiska Kresowian winny się mocno zastanowić, kogo należy i warto zapraszać do składu Komitetu Honorowego obchodów 75 rocznicy ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu, jak przypadnie w przyszłym roku, a kogo nie. Nie wszyscy bowiem, którzy li tylko z tego powodu, iż są biskupami czy też piastują wysokie funkcje i stanowiska polityczne lub też udają ,,wielkich’’ przyjaciół Kresowian, gdy wcale nimi nie są, zasługują na taki zaszczyt. A raczej za uznanie ich, za osoby… persona non grata już na dzień dobry. Bowiem tak jak nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, tak i dwa razy nie popełnia się, a przynajmniej nie powinno, tych samych błędów.
Znacznie bardziej prawdopodobne wydaje się wykorzystanie przez Niemcy obecności w Polsce ponad 1,5 miliona obywateli Ukrainy. Przypuszczam, że większość z nich nie ma wobec Polski złych zamiarów, ale trzeba z góry zakładać, że pół procenta z tej liczby, albo nawet i jeden procent, może być zadaniowany wywiadowczo, albo nawet dywersyjnie i to niekoniecznie przez Służbę Bezpieki Ukrainy – chociaż i tego wykluczyć przecież nie można – tylko przez niemiecką BND.
Zadanie to może polegać na uzbrojeniu bojówek w przemycaną z Ukrainy broń, a następnie – na wywołaniu czegoś w rodzaju „Wołynki”, to znaczy – fali skrytobójczych mordów na polskich obywatelach i niszczenia urządzeń infrastruktury na terenie Polski – co też stworzyłoby warunki do zastosowania ustawy nr 1066.
Dotychczas tajne służby w Polsce najwyraźniej nie potrafiły poradzić sobie ani z przemytem broni przez polsko-ukraińską granicę, ani nawet ze zrobieniem porządku z fundacją niejakiego pana Kramka, co to otwartym tekstem nawoływał do „wyłączenia” polskiego rządu. W normalnym państwie już dawno zostałby z Polski wydalony razem ze swoja żoną jako uciążliwy cudzoziemiec lub co bardziej prawdopodobne oglądałby świat zza krat, za spisek w próbie krwawego obalenia legalnych, konstytucyjnych władz. No ale pomarzyć dobra rzecz, bo niestety, nie żyjemy w normalnym, suwerennym i szanującym się państwie, tylko w jego atrapie, na której pasożytują tajne służby, które poza wykonywaniem zadań zleconych przez państwa nam obce i wrogie, kręcą własne lody, od czasu do czasu dla rozmaitości urządzając operacje przeciwko polskim patriotom.