Na początku roku Donald Trump ogłosił rekomendacje dla przyszłości obrony antyrakietowej USA. Zapowiedział uzyskanie zdolności do „wykrycia i zniszczenia” każdej rakiety wystrzelonej gdziekolwiek na świecie, co było właściwą prezydentowi przesadą, która raczej nie zdołała przykryć niekończących się kłopotów samego Trumpa.
Najważniejszym wnioskiem z opóźnionego o rok przeglądu obrony antyrakietowej jest powrót – po niemal 40 latach – koncepcji „gwiezdnych wojen”, czyli oparcia najważniejszego strategicznie systemu obronnego na satelitach. Przesłanie geopolityczne, dostosowane do przyjętych za rządów Trumpa strategii bezpieczeństwa i obrony, głosi, że Ameryka będzie traktować swoich rywali z pozycji siły i zamierza dokonać skoku technologicznego mającego zniwelować ambicje Chin czy Rosji, już nie mówiąc o Iranie czy Korei Północnej.
Pentagon uruchomił przeciek do amerykańskich mediów, z którego wyczytać możemy, że tarcza USA w Europie stanie się jeszcze groźniejsza, potężniejsza i tym razem skierowana już oficjalnie przeciwko Rosji.
Zmodernizowane wyrzutnie MK-41 w bazach Aegis Ashore z antyrakietami SM-3 obecnie znajdują się w Deveselu w Rumunii, a w przyszłości znajdą się także w Redzikowie koło Słupska, są rozmieszczane jako elementy systemu obrony przeciwrakietowej Aegis BMS w Europie. Ale wyrzutnie te mogą zostać użyte także do odpalania uzbrojonych w głowice jądrowe pocisków manewrujących Tomahawk.
Polska i Rumunia, rozmieszczając na swoim terytorium elementy tarczy antyrakietowej, systemów startowych, które realnie wymierzone przeciwko Rosji. Takie działanie jest destabilizujące i jest niebezpieczne. Państwa automatycznie stają się celami Rosji.
Ofiarami wzmocnienia obecności amerykańskiej w pobliżu granic Rosji będą, rzecz jasna, te kraje, które najgłośniej się jej domagają. Kraje wschodnioeuropejskie, szczególnie Polska i państwa bałtyckie, wierzą w nuklearne zagrożenie ze strony Moskwy i zachęcają NATO do nowych zbrojeń.
Paradoks ten powinien być czymś, do czego większość obserwatorów już od kilku lat przywykła. Podobnie było w przypadku ostatniej decyzji Donalda Trumpa wybłaganej przez Andrzeja Dudę podczas jego wizyty w Waszyngtonie o rozmieszczeniu dodatkowych żołnierzy US Army w Polsce.
Problemem polskiej debaty publicznej w tym kontekście wydaje się przede wszystkim to, że nikt – w tym wojskowi eksperci i utytułowani generałowie – nie odpowiada na kilka pytań kluczowych z punktu widzenia przeciętnego obywatela. Owszem, mówią oni sporo o korzyściach płynących z ewentualnej modernizacji tarczy antyrakietowej dla mitycznego Zachodu, czyli w praktyce dla Stanów Zjednoczonych.
Nie zatrzymują się jednak nad podstawowym, wydawać by się mogło, zagadnieniem: czy w interesie Polski i jej bezpieczeństwa jest branie udziału w zimnowojennej grze Waszyngtonu? Nie wskazują też logicznych argumentów na rzecz tezy, że Rosja stanowi jakiekolwiek zagrożenie dla Polski. Wolą pozostawać na poziomie apriorycznego założenia opartego na mitach: Federacja Rosyjska to agresor, którego należy się obawiać i przed którym należy się zbroić.
Koszty znacznie wyższe, te, które pojawiłyby się podczas realnego konfliktu i obejmowałyby zdrowie i życie tysięcy Polaków, którzy mogliby zginąć tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś kiedyś zdecydował, iż Polska stać ma się „awangardą NATO”, „wschodnią flanką”, czyli mówiąc wprost poligonem, a w przyszłości potencjalnie polem bitwy, którą tysiące kilometrów od swojego własnego terytorium prowadzić będzie zaoceaniczny patron polskich elit politycznych. Od wojskowych ekspertów Polacy mają prawo oczekiwać odpowiedzi także na te pytania, które dla polityków mogą być zbyt niewygodne.
Amerykański raport antyrakietowy ma konsekwencje dla bezpieczeństwa i obronności naszego regionu. Amerykańskie wojska w Europie i Polsce są w zasięgu wielu typów rosyjskich pocisków balistycznych i manewrujących.
Logika konfliktu sprowadza się do tego, że nikt nie wygrywa, ale ktoś znajduje się w jego środku.
MARCIN SZYMAŃSKI
Logika konfliktu w Europie jest taka, że Polska znajdzie się w pasie skażonej, zatrutej, niebezpiecznej i nie do życia ziemi niczyjej. Ale niektórzy idioci się z tego cieszą, bo sobie postrzelają do Ruskich…
Myślę, że powinniśmy związać się militarnie z Chinami. Mają teraz lepszy sprzęt i nie wejdą przez krzaki przez granicę jako zielone ludziki. Chyba już dość „sprawdzonych” przyjaciół.