Litwa, której dwudziestowieczna historia naznaczona jest krwawymi epizodami niepodległościowych walk z nazistami i sowietami ma problem, bo okazało się, że niektórzy z czczonych dziś bohaterów tych walk ma na sumieniu kolaborację z Niemcami w zagładzie Żydów. Jak historyczna prawda przebija się do publicznej świadomości opisuje Jillian Deutsch, dziennikarka POLITICO.
Bohaterka tego reportażu, Silvia Foti, została wychowana w przekonaniu, że jej dziadek Jonas Noreika był bohaterem – teraz wierzy, że był nazistowskim kolaborantem
Jako młody oficer Jonas Noreika spędził większość II wojny światowej walcząc z sowiecką okupacją – był liderem Litewskiego Frontu Aktywistów. Po krótkim okresie spędzonym w nazistowskim obozie koncentracyjnym, wziął udział w powojennym ruchu oporu przeciw Moskwie.
Rozstrzelano go w 1947 r. w wieku 36 lat. Po upadku żelaznej kurtyny wszedł do panteonu litewskich bojowników o wolność upamiętnionych na wielu tablicach i pomnikach.
Matka Foti marzyła, by napisać o nim książkę, w tym celu zbierała w swoim mieszkaniu w Chicago wycinki prasowe i książki. Umierając w 2000 r. pozostawiła córce tylko jedno ostatnie życzenie: dokończ książkę.
Silvia Foti nie wiedziała wówczas, że to zadanie sprawi, iż przewartościuje miejsce swojego dziadka w historii oraz doda paliwa do gorącej debaty na Litwie o roli tego kraju w II wojnie i w Zagładzie.
– Nic nie wiedziałam wtedy o naszej ciemnej stronie – mówi.
Jej rodzina mieszkała w USA przez cały okres powojenny, ale matkę Foti pochowała w 2000 r. na Litwie. Podczas tej podróży odwiedziła szkołę imienia Noreiki w Šukioniai.
Dyrektor szkoły powiedział jej wtedy, że nie wszystkim się podoba to uhonorowanie jej dziadka. Kiedy zapytała o powód, odpowiedział: – Chodzi o to, co powiedzą na to Żydzi.
Nie miała pojęcia, o czym on mówi. Wyjaśnił jej, że dziadkowi zarzucano współpracę z nazistami w zabijaniu Żydów w 1941 r., ale nie ma powodów do obaw: – Zdaje się, że wszystkim tutaj zarzuca się, że zabijali Żydów.
– Niemal zemdlałam – wspomina Foti.
„Chcą oczernić pamięć dziadka”
Z początku odrzucała zarzuty jako plotki albo komunistyczną propagandę. Przypomina sobie, że myślała „chcą oczernić pamięć mojego dziadka”. Postanowiła udowodnić, że te zarzuty są nieprawdziwe i zaczęła szukać w dokumentach.
Przekopała się przez 3 tys. stron protokołów KGB, pudła z papierami i książkami o wojnie zostawionymi przez matkę. Pierwszy oskarżycielski dowód, jaki znalazła w archiwum po matce to 32-stronicowa broszurka, którą napisał Noreika, zatytułowana „Litwo, podnieś głowę”. Wzywał w niej do ekonomicznego bojkotu żydowskich sklepów i warsztatów (to był, jak wspomina Foti „jeden wielki bluzg na Żydów”).
Pomyślała: „To nie wygląda dobrze”.
Ale główny dowód, który „przypieczętował” sprawę w oczach Foti, to dokument podpisany przez jej dziadka 20 sierpnia 1941 r. – rozkaz przesiedlenia Żydów z rejonu Szawli do getta oraz konfiskaty ich mienia. W niecałe dwa miesiące potem tysiące Żydów stłoczonych w tym getcie zabito na rynku i zakopano w masowym grobie.
– W tym momencie nie byłam już w stanie bronić jego niewinności – mówi Foti.
Postanowiła, że nadszedł czas, by napisać inną historię. Prowadząc dalsze badania znalazła kolejne dowody, np. świadczące o tym, że Noreika wraz z żoną (czyli babcią Foti) mieszkał w domu w Pługnianach, należącym wcześniej do żydowskiej rodziny. W tej miejscowości doszło do masakry Żydów, z którą wiążą Noreikę historycy, ale z mniejszym stopniem pewności.
Foti doszła do wniosku, że Noreika i niektórzy inni jego towarzysze z ruchu oporu kolaborowali z nazistami i wcale nie są bohaterami. Owszem, bili się z Sowietami o niepodległą Litwę, ale wcześniej brali aktywny udział w Holokauście.
Mitologizacja takich ludzi to jej zdaniem objaw wypierania na Litwie pamięci, że ich przywódcy w okresie wojennym ściśle współpracowali z Niemcami, a zwykli Litwini zabijali żydowskich sąsiadów nawet nie nakłaniani do tego przez nazistów.
„Niestety jest to największa operacja wyparcia w dwudziestowiecznych dziejach narodu”, napisała latem 2018 r., kiedy zabrała wreszcie głos w ogólnonarodowej debacie, dając świadectwo win swojego dziadka w trakcie Zagłady.
Skomplikowana przeszłość
XX wiek to bardzo zawikłany okres w dziejach Litwy
Po I wojnie na krótko odzyskała niepodległość, po czym wraz z początkiem kolejnego globalnego starcia została znów okupowana. U progu lat 40. w regionie istniała prężna społeczność żydowska – w granicach obecnej Litwy mieszkało ponad 250 tys. Żydów.
Równie prężny był też antysemityzm.
„Bij Żyda, zbaw Rosję” – brzmiał popularny w imperium rosyjskim slogan. Na Litwie panowały podobne nastroje.
Kiedy zaczęła się sowiecka okupacja, wielu Litwinów liczyło, że nazistowskie Niemcy pomogą im odzyskać niepodległość. Propaganda nazistów oskarżająca Żydów o bolszewizm znajdowała posłuch.
Antysemickie nastroje przeradzały się niekiedy w przemoc. Radykalni Litwini atakowali Żydów. – Kobiety, na ogół nastolatki gwałcono, starych rabinów bito i zabijano zanim jeszcze nadeszli Niemcy – mówi Dovid Katz, badacz historii żydowskiej i języka jidysz, prowadzący bloga „Defending History”.
Być może Noreika zaczął kolaborować z Niemcami w nadziei, że pomogą oni uwolnić Litwę. Jeśli tak, to były to fałszywe nadzieje.
Naziści wyparli Sowietów w 1941 r., ale pozostali i zachowali kontrolę nad Litwą. Noreika został aresztowany za działalność w ruchu oporu i w lutym 1943 r. trafił do obozu koncentracyjnego w Sztutowie.
Po II wojnie, kiedy kraj znalazł się znów pod sowiecką okupacją, Noreika odzyskał wolność. Powrócił do Wilna, gdzie krótko pracował jako prawnik w Litewskiej Akademii Nauk. Aresztowano go ponownie w 1946 r. i stracono rok później.
Wielu innych Litwinów ucierpiało w tamtych czasach. 90-95 proc. Żydów litewskich zginęło podczas niemieckiej okupacji, nieraz przy cichej – a czasami otwartej – współpracy litewskich liderów takich jak Noreika.
Za Stalina z kolei aresztowano i zesłano setki tysięcy Litwinów. Ponad 20 tys. zginęło. Okupacja sowiecka trwała aż do 1991 r., kiedy kraj odzyskał niepodległość.
Nadszedł wtedy „czas leczenia ran”, jak to określa Nerija Putinaitė, badacz uniwersytetu wileńskiego, były wiceminister nauki i szkolnictwa. Po dekadach opresji kraj potrzebował bohaterów.
W tym okresie stawiano pomniki i nadawano ulicom imiona takich działaczy jak Noreika. – W tym czasie nie mówiło się wcale o Holokauście – mówi Putinaitė.
Dopiero niedawno Litwa zaczęła rozliczać się z tym fragmentem swojej historii. – Sądzę, że stopniowo poradzimy sobie z przeszłością, to skomplikowana rzecz – dodaje Putinaitė.
Dwa ludobójstwa
Nie wszyscy na Litwie mieli ochotę podjąć tę debatę.
Oficjalne stanowisko państwa, zatwierdzone przez sejm w 2009 r., wyraża tzw. deklaracja praska z 2008 r., zainicjowana przez byłego prezydenta Czech Václava Havla i podpisana m.in. przez byłego prezydenta Litwy Vytautasa Landsbergisa, oraz posła na sejm Emanuelisa Zingerisa, litewskiego Żyda, który kiedyś był dyrektorem muzeum żydowskiego w Wilnie. W imieniu Polski Deklarację podpisał Łukasz Kamiński, ówczesny wice-prezes, a potem prezes IPN.
Celem deklaracji było zwrócenie uwagi Zachodu na zbrodnie popełnione za czasów komunizmu. Kluczowym jej założeniem, jak twierdzi Katz, jest to, że były „dwa ludobójstwa”.
– W deklaracji praskiej pięć razy pada wyrażenie „tak samo”. Głosi ona, że zbrodnie nazistów i sowietów były sobie równe, a skoro są równe, to wszystko jest równe, każdy był ofiarą i wszyscy są w porządku – mówi Katz.
Jak twierdzi, jego kontrakt na kierowanie wydziałem studiów żydowskich na Uniwersytecie Wileńskim nie został odnowiony po tym, jak wypowiedział się przeciwko deklaracji. W 2012 r. sformułował kontr-deklarację.
Nazywa się „Deklaracja na Siedemdziesięciolecie” i określa nazizm jako „filozoficznie, jakościowo i praktycznie osobne zjawisko, różne od innych form opresji takich jak zbrodnie stalinizmu”.
To stanowisko znalazło paru prominentnych zwolenników.
Litewski komisarz europejski Vytenis Andriukaitis (urodzony na Syberii w 1941 r. po tym, jak jego rodzina została deportowana) odrzuca teorię „podwójnego ludobójstwa” i twierdzi, że nazism to był „czysty rasizm” podczas gdy stalinowcy byli „terrorystami”, ale ich ostatecznym celem było „uwolnienie ludzkości od wyzysku”.
Jednak pogląd ten nie jest szeroko akceptowany. Kiedy Katz ogłosił swoją deklarację, ówczesny premier Andrius Kubilius zaatakował go, broniąc teorii ujętej w deklaracji praskiej.
– Zbrodnie nazistowskie i Holokaust są jedyne w swoim rodzaju. Ale musimy dodać, że zbrodnie sowieckie czasów stalinizmu przez swoją brutalność i nieludzkość także są czymś, czego nie można zapomnieć. Tak więc każda zbrodnia jest odrębna, a cierpienie, które wywołuje nie da się zmierzyć – stwierdził wówczas Kubilius.
Podpis człowieka
W tej debacie uczeni tacy jak Katz stanęli naprzeciw oficjalnych strażników wojennej historii Litwy.
Niedawno włączyli się w nią przedstawiciele diaspory tacy jak Grant Gochin, amerykańsko-litewski Żyd, którego dziadek uciekł przed wojną do RPA, pozostawiając na Litwie większość swej rodziny oraz Silvia Foti, wnuczka Jonasa Noreiki.
Gochin twierdzi, że na początku wojny w rejonie Szawli żyło ok. 100 członków jego rodziny i że zostali złapani i zamknięci w getcie, które powstało z rozkazu Noreiki.
– Nie mogę ustalić daty ich śmierci ani miejsca, ale mogę wskazać ok. 100 krewnych z tej okolicy, którzy nie przeżyli wojny – mówi.
Swoje wysiłki skupił na zwalczaniu różnych form czczenia pamięci Noreiki – w tym tablicy w siedzibie Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie, gdzie kiedyś Noreika pracował – oraz na pozbawieniu go orderów i odznaczeń państwowych.
Wytoczył proces Ośrodkowi Badań nad Ludobójstwem i Ruchem Oporu, który prowadzi Muzeum Okupacji i Walk o Wolność (często zwane Muzeum Ofiar Ludobójstwa), za to, że odmówił zmiany swojej opinii o Noreice.
Ośrodek twierdzi, że dziadek pani Foti nie współuczestniczył w Zagładzie. „Brak wiarygodnych dokumentów, które dowodziłyby, że Noreika wydał rozkaz zabijania Żydów albo brał udział w masowych mordach Żydów”, napisał Ośrodek w oficjalnej odpowiedzi na pozew Gochina w październiku ub.r.
Ośrodek nie zaprzecza, że Noreika podpisał rozkaz utworzenia getta w Szawlach, ale twierdzi, że tak naprawdę to nie była jego decyzja. „Działał z polecenia niemieckiej administracji”, napisano.
Dodaje też, że istnieją dowody, iż Noreika pomagał Żydom, w tym np. świadectwo, że przekonał pewną żydowską rodzinę, by się ukryła przed Niemcami. Jego żona zaś miała jakoby piec chleb do rozdawania Żydom maszerującym do getta.
„Prawdziwi sprawcy masowych mordów na litewskich Żydach to nie Litwini, ale kierownictwo III Rzeszy”, napisał Ośrodek.
Sąd niższej instancji odrzucił pozew Gochina, który złożył apelację i spodziewa się, że sprawą w przyszłym roku zajmie się sąd najwyższy.
Jeśli ma powody do optymizmu, to zawdzięcza je Sylvii Foti.
W 2018 r. wnuczka Noreiki dołączyła zebrane przez siebie dowody do pozwu Gochina. Twierdzi, że było jej łatwiej przyjąć prawdę o dziadku niż innym Litwinom, bo wychowała się w USA i szkoliła się w zawodzie dziennikarskim.
– Na Litwie ludzie uczyli się, że Litwa jest wspaniała, że jesteśmy ofiarami, że Rosjanie nas zajęli, potem Niemcy nas zajęli i że to my jesteśmy ofiarami – mówi Silvia Foti. – Podpis człowieka na dokumencie coś przecież znaczy. Na Litwie ludzie mówią, że nie wiedział co podpisywał, nie rozumiał, co podpisywał, był tak niewinny, że nawet pomógł paru Żydom. Tak wygląda wyparcie pamięci po litewsku.
Pierwsze rysy
Są pewne oznaki, że to wyparcie zaczyna się nareszcie kruszyć.
Pewnego rześkiego kwietniowego poranka pewien prawnik i ambitny polityk Stanislovas Tomas wdrapał się na drabinę z wielkim młotkiem. Za nim stała ekipa telewizyjna.
Tłukł w tablicę upamiętniającą Noreikę w budynku Akademii Nauk – tę, z którą walczył Gochin – aż wreszcie po trzynastym uderzeniu tablica spadła.
Powszechnie uznano to za popis pod publiczkę, Tomas prowadził wówczas kampanię wyborczą do europarlamentu (bez sukcesu). Ale dzięki awanturze o to, czy tablica powinna wrócić na swoje miejsce, sprawa oceny działań Noreiki znalazła się w centrum powszechnej uwagi.
Pytano o to nawet kandydatów prezydenckich podczas kampanii w maju.
Dla litewskich Żydów (jest ich dziś niecałe 3 tys.) dyskusja rozdrapała dawno ukryte rany i z pewnością nie pomogło to, że tablicę powieszono znowu tuż przed dniem, kiedy wypada żydowskie Święto Paschy.
– Litwini nie rozumieją znaczenia tej tablicy – mówi Faina Kukliansky, przewodnicząca Wspólnoty Litewskich Żydów. Dodaje, że jej matka z całą rodziną była w getcie i przeżyła tylko dlatego, że jej babcia zabrała ją ze sobą do pracy akurat, kiedy Niemcy prowadzili obławę na dzieci.
Wskutek kontrowersji niektórzy litewscy politycy zaczęli zmieniać stanowisko.
W lipcu rada miejska Wilna przegłosowała odebranie ulicy Kazysowi Škirpie, wojennym dowódcy, który współpracował z nazistami w imię odzyskania niepodległości i wzywał do wymordowania Żydów. Aleja Škirpy będzie się nazywać odtąd Aleją Trzech Barw na cześć litewskiej flagi.
Również w lipcu burmistrz Wilna Remigijus Šimašius zmienił swoją wyrażaną od dawna opinię i polecił zdjąć tablicę z budynku akademii nauk.
„Ludzie, którzy współpracowali z reżimem totalitarnym i okazywali pogardę dla współobywateli nie powinni być czczeni jako bohaterowie. Dlatego postanowiłem zdjąć tablice upamiętniające Škirpę i Noreikę, którzy pomimo iż starali się walczyć z wrogami Litwy, dopuścili się nie dającej się uzasadnić współpracy z władzami nazistowskimi”, napisał w oświadczeniu.
Tablica zniknęła 27 lipca o 4 rano. Zdjęto ją o takiej porze, aby „uniknąć wszelkiego rodzaju protestów, incydentów oraz ze względu na bezpieczeństwo i spokój mieszkańców”, jak głosi komunikat biura burmistrza.
Gochin nie ma wątpliwości, czyja to zasługa. – To na sto procent dzieło Silvii Foti – twierdzi. – Wspólnota żydowska przez lata usiłowała bez skutku przedstawić swoje stanowisko. Ale od kiedy wystąpiła Silvia, cała litewska narracja zaczęła się sypać. Pojawił się ktoś z ich strony, spokrewniony z jednym ze sprawców. Nie mogli dalej milczeć.
Gochin ma nadzieję, że proces dopiero się rozkręca i że wreszcie będzie można jasno mówić o roli Noreiki w Holokauście i że zostanie on pozbawiony państwowych honorów.
Wciąż istnieją inne tablice i monumenty ku jego czci. Jego nazwisko jest wyryte w kamieniu w budynku Muzeum Okupacji i Walk o Wolność. Jego imię nosi szkoła w miasteczku Šukioniai, kilka kilometrów na wschód od Szawli. W całym kraju jest wiele podobnych miejsc upamiętniających innych domniemanych kolaborantów.
– To nie jest łatwe dla żadnego narodu, żeby przyznać, iż niektórzy z ojców założycieli to mordercy i zbrodniarze. Zwłaszcza kiedy się było karmionym odwrotną, to znaczy pozytywną narracją. Poznanie prawdy o przeszłości to konieczny krok na drodze do dojrzałości narodu – mówi Gochin.
REDAKCJA: MICHAŁ BRONIATOWSKI