– Podłość ludzka nie za granic! – denerwuje się Marianna Wilczewska ( 72 l.) ze wsi Smolajny (woj.warmińsko-mazurskie). Starsza pani i cała jej rodzina przez lata korzystali z drogi dojazdowej do domu, która przebiega przez działkę sąsiadki. Drobna kłótnia sprawiła jednak, że właścicielka terenu postawiła zapory i uniemożliwia Wilczewskim wjazd na ich posesję.
Smolajny leżą przy drodze krajowej z Olsztyna do granicy z obwodem kaliningradzkim. Zaraz po skręcie z trasy wjeżdżało się dotąd pod dom państwa Wilczewskich. To jednak przeszłość. Teraz cała rodzina musi nadrabiać kilkaset metrów i przedzierać się przez pole sąsiada.
– Zaczęło się od tego, że Maria Sz, wyrzuciła na swoją pustą i przylegającą do naszej działkę jakieś odpady. Smród był taki, że nie szło okien otworzyć. Zgłosiliśmy sprawę do gminy i sąsiadka musiała wszystko uprzątnąć na własny koszt – opowiada pani Marianna.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję zdenerwowanej właścicielki działki.
– Najpierw zażądała od nas 20 tysięcy złotych za rok za użytkowanie drogi dojazdowej, a gdy powiedzieliśmy, że nie mamy takiej kwoty, to postawiła zapory– denerwuje 72–latka.
Co na to Maria Sz.? W rozmowie z naszym reporterem zapewnia, że nie chce zrobić nikomu krzywdy i jest legalną właścicielką działki. – Gdyby mi nie ubliżali, bym ich nie zagrodziła! – dodaje.
Wilczewscy chcą teraz skierować sprawę do sądu i mają nadzieję, że ten nakaże właścicielce drogi jej służebność, czyli umożliwienie im korzystania z zagrodzonej teraz trasy. – Strach pomyśleć jak spadnie deszcz i pole sąsiada, przez które teraz dojeżdżamy do domu, zamieni się w grzęzawisko – martwi się pani Marianna.