Niebywałą historię byłego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych, słynącego z zamiłowania do trunków, opisała „Polityka”. Krzysztof Badej, zatrudniony w biurze odpowiedzialnym za bezpieczeństwo Polskiej Grupy Zbrojeniowej, to były żołnierz Wojskowej Służby Wewnętrznej i Wojskowych Służb Informacyjnych. Tygodnik opisuje jego pikantną przeszłość. Niektóre historie jeżą włos na głowie!
Badeja, jak opisuje „Polityka”, służbę wojskową w PRL odbył – podobnie jak opisywany przez Fakt gen. Marek Sokołowski – w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, w połowie lat 80. Ukończył m.in. szkolenie kontrwywiadowcze w Centrum Szkolenia WSW, znajdujące się w Mińsku Mazowieckim. Kiedy powstały WSI, Badeja zasilił ich szeregi. I służył w cieniu i ciszy, jak na kontrwywiadowcę przystało. Aż nadszedł rok 2004. „Polityka” opisuje, jak Badeja trafił w tym czasie do Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku.
Irak, Afganistan i butelka
Jeden z oficerów służących wówczas w Iraku wspomina, że nawet jak na warunki wojskowe pułkownik zaliczył mocne wejście w misję. – Przyjechał w lipcu, by przejąć obowiązki od poprzednika. Przejmował tak, że po trzech dniach trzeba było wzywać pomoc lekarską. Trafił do polskiego szpitala w Karbali, w stanie zapaści – pisze tygodnik.
Ale to nie koniec historii płk Badeja! Oficer kontyngentu wspomina, że kontrwywiadowca z WSI został wysłany przez polskich lekarzy do szpitala amerykańskiego w Bagdadzie. „Amerykanie postawili go tam na nogi i powiedzieli, że ma iść precz, bo oni tam się zajmują rannymi, a nie pijącymi” – mówi.
To nie koniec alkoholowych przygód obecnego pracownika Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Na tej samej zmianie PKW, trzy miesiące później, Badeja zniknął. Przez trzy dni nie było wiadomo, co dzieje się z wysokim rangą oficerem. W końcu wyważono drzwi jego kwatery i znaleziono pułkownika leżącego na łóżku, bez kontaktu z rzeczywistością.
Pijemy, aż padniemy
– Pił na zasadzie „pijemy, aż padniemy”. Mam wrażenie, że w ogóle nie nadawał się do służby w misjach, bo źle znosił towarzyszący im stres – opisuje żołnierz z tamtego kontyngentu. Później Badeja trafił do Afganistanu, gdzie problem alkoholu wrócił. W tej samej formie. Ale kiedy WSI rozformowano i przemieniono w SKW, Badeja znowu się odnalazł. Antoni Macierewicz, twórca i pierwszy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, został powiadomiony o problemach Badeja. Jak zareagował na te doniesienia? Nie dał im wiary i i odpowiedział, że „to nieprawda”.
Badeja przez cały czas współpracował z Macierewiczem i za „zasługi” trafił ostatnio do Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Byli oficerowie wojskowego kontrwywiadu twierdzą, że z zatrudnienia kogoś pokroju Badeja mogą być zadowolone przede wszystkim obce służby. – Jest stosunkowo łatwy do rozgryzienia. W służbach powiedzieliby: łatwo go strzelić w ucho – mówi „Polityce” oficer.
Dzięki pracy w PGZ płk Badeja ma dostęp do wszystkich sekretów największego polskiego przedsiębiorstwa branży obronnej.
POLITYKA