Czy Szpitalne Oddziały Ratunkowe w Polsce to rzeczywiście umieralnie? Tak myśli wielu pacjentów. I trudno się im dziwić! Historie o zgonach z powodu opieszałości lekarzy raz na jakiś czas wracają jak bumerang. O ich prawdziwości na własnej skórze przekonał się ostatnio Andrzej Zdanowski (71 l.) z Gdańska. Mężczyzna zasłabł na ulicy i trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Tam przez cztery godziny nikt mu nie pomógł! Senior w każdej chwili mógł stracić życie.
Pan Andrzej jest bardzo schorowany. Cierpi na złośliwy nowotwór żołądka, nadciśnienie i zaawansowaną cukrzycę. W sobotę 16 września wygrał „trójkę” w totolotka. Uradowany postanowił spożytkować wygraną na kolejne kupony. Ubrał się i wyszedł z domu do kiosku. W pewnym momencie zaczął tracić oddech i chwiać się na nogach. Czuł, jak uchodzą z niego wszystkie siły. Na szczęście obok przechodził akurat patrol straży miejskiej. Municypalni podbiegli do mężczyzny, położyli go na ziemi i wezwali karetkę. Senior trafił na kliniczny oddział ratunkowy w szpitalu UCK.
– Ratownicy wnieśli mnie do środka na noszach, przełożyli na stojącą w korytarzu pryczę – mówi pan Andrzej. – Po chwili założono mi na rękę białą opaskę i kazano czekać. Ledwo mogłem złapać oddech. Bardzo cierpiałem.
Dramat emeryta trwał przez ponad cztery godziny. W tym czasie walcząc z utratą świadomości bezskutecznie czekał na pomoc. Nikt się nim nie interesował, nikt go nie zbadał. W końcu, ostatkiem sił mężczyzna zwlókł się z łóżka i opierając się o ścianę doszedł do pokoju lekarskiego. Tam błagał lekarzy o pomoc. Ci stwierdzili tylko, że ma czekać. Pan Andrzej widząc, że nic tu nie wskóra zadzwonił po znajomego i powiedział, że w takim szpitalu leczyć się nie chce.
– Wtedy lekarka rzuciła w moją stronę, że w takim razie nazajutrz powinienem wybrać się do kościoła i zmówić paciorek – mówi senior. – Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Tak traktuje się pacjentów? Ja naprawdę w każdej chwili mogłem stracić życie.
Z pomocą kolegi pan Andrzej wrócił do domu, gdzie przez parę dni odzyskiwał siły. Potem wybrał się na umówioną wizytę z lekarzem, u którego leczy się na co dzień. Tam został zbadany. Do dziś nie wrócił jednak do pełni sprawności.
– Mąż leży w łóżku, a ja go pielęgnuję, co mi innego zostało – mówi żona pana Andrzeja, Zofia (66 l.). – To jak go potraktowano w UCK to po prostu skandal.
Spytaliśmy szpital o komentarz do zaistniałej sytuacji. Takiego jednak nie otrzymaliśmy, a lecznica najwyraźniej uważa, że nic się nie stało.
– W imieniu dyrektora naczelnego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego informuję, że nie będziemy komentować tych doniesień – mówi Róża Iwanowska z UCK. – Ponadto pragnę podkreślić, że jesteśmy związani tajemnicą lekarską i nie udzielamy informacji o udzielanych świadczeniach osobom nieupoważnionym.
Wygląda na to, że ktoś rzeczywiście będzie musiał zginąć na tym oddziale, by władze szpitala podjęły kroki, które pozwolą uniknąć takich sytuacji…
FAKT.PL
Serdecznie współczuja Panu.Ja mam podobne doswiadczenia z SORami.Jetsem osoba po 2 zawałach i udarze mozgu i kilka dodatkowych chorób mintkanki łącznej tarczycy i choroby stawów.Mając udar mozgu lezałam 12 godzin bez pomocy na lezance.Stwierdzono,że nie mam wystarczających objawów i miałam sama jechac do domu.Dopiero po interwencji corki u lekarza dyzurnego miasta, zaczeto dosłownie skakac wokół mnie.W koncu przewieziono mnie do innego szpitala ,gdzie został stwierdzony udar.Nie jest to odosobniony przypadek,równiez ratownikom medycznym mam wiele do zarzucenia.Zycze Panu wytrwałosci i zdrowia.
Ma gość szczęście, że nie jest muzułmaninem, bo by go jeszcze doktory na podłogę zrzucili, żeby godnie oddał cześć Allahowi nosem przy ziemi. A jako katolik szczęściarz może się pomodlić na leżąco, brzuchem do góry! 😉