Macierewicz znowu obiecuje śmigłowce. I nie widzi problemu, że nie dotrzymał słowa, bo nie są wcale aż tak ważne

Minister obrony narodowej deklarował, że do końca roku polska armia zyska śmigłowce typu Black Hawk. Obietnicy nie spełnił, ale przekonuje, że „z punktu widzenia sił zbrojnych nie ma to specjalnego znaczenia”.

 Końcówka 2016 r. miała oznaczać sprowadzenie przez MON pierwszych śmigłowców. Te jednak nie dotarły, choć czekali na to i poprzednik Antoniego Macierewicza, Tomasz Siemoniak jak i internauci. W Sylwestra prześmiewczo odliczali mu nawet czas. Od tej pory minęły 2 tygodnie, a śmigłowców jak nie było, tak nie ma.

– Rzeczywiście nie udało się tego zrealizować. Został przesunięty termin o jeden miesiąc i w tym terminie zostanie to zrealizowane. Dwa pierwsze śmigłowce do testów próbnych, do ćwiczeń zostaną przekazane polskiej armii – powiedział szef MON w TVP Info. – Mogę za to przesunięcie serdecznie przeprosić. Ale to z punktu widzenia sił zbrojnych nie ma specjalnego znaczenia – dodał.

Co ma znaczenie? Jak sam dalej stwierdził… obrona powietrzna. Do tej obrony być może MON zaangażuje samoloty F-16 – jak wyjaśniał Macierewicz – „wyprodukowane dawniej” oraz „świeże”. Przekonywał przy tym, że producent z USA wyraził gotowość do rozmów. O wyborze maszyn zadecyduje „rachunek ekonomiczny, ale przede wszystkim użyteczność i przydatność dla wojska”.

Jeśli chodzi o śmigłowce do testów, doczekamy się ich na przełomie stycznia i lutego. Przynajmniej według rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza, który zapowiedział, że do końca tygodnia, a więc właściwie już, powstanie koncepcja offsetowa.

RMF24.PL

 

 

Więcej postów