No i wszystko jasne: wpadka PiS z nominacją komendanta Maja to tak naprawdę wredna pułapka Platformy. Bowiem – jak wyjaśniał nieoceniony szef MSW Mariusz Błaszczak na sejmowej komisji – gdyby za Platformy Maj nie awansował, to by nie został komendantem głównym za PiS.
Proszę pomyśleć, jak subtelna i zaplanowana na lata to musiała być operacja. Prawie jak te z sensacyjnych powieści, gdy Związek Sowiecki lokował na terytorium USA tak zwanych śpiochów, wybudzanych na tajemnicze hasło po latach i na komendę dokonujących zamachów na ważne strategicznie instalacje. Musieli tę intrygę wymyślić i pilotować osobiście Graś z Tuskiem. Powoli przyznawano inspektorowi Majowi coraz wyższe stopnie, planując, że PiS sięgnie po niego i postawi na czele Komendy Głównej Policji. Bo przecież wiadomo, że PiS Platformie ufa i dlatego awans Zbigniewa Maja był dla Mariusza Błaszczaka i jego zastępcy Jarosława Zielińskiego wystarczającą rekomendacją. Intryga może być jednak bardziej skomplikowana. Okazuje się bowiem, że Zbigniew Maj mógł być pod obserwacją CBA – już po zmianie władzy – przez jakiś czas, ale Mariusz Kamiński – wszystko na to wskazuje – nie podzielił się tą wiedzą z ministrem Błaszczakiem. Wniosek? Ciężko mi to napisać, ale czyżby Mariusz Kamiński był agentem Tuska, biorącym udział w tej wielopiętrowej zasadzce? No bo przecież trudno założyć, że ministrowie nie są w stanie się z sobą skomunikować albo że jeden życzy drugiemu źle i dlatego pozwala, żeby szefem policji został człowiek, którego nazwisko pojawia się w jednym ze śledztw. Jest jeszcze rozczulający wiceminister Zieliński, który rozkłada ręce i mówi: „Czy mogliśmy w tej sprawie zrobić coś więcej? Nie, nie mogliśmy”. Ależ, panie ministrze, niech pan nie będzie taki skromny. Mogliście jeszcze zrobić szefem policji Roberta Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Albo sięgnąć po sprawdzone i również promowane przez PO – tak jak inspektor Maj – kadry w postaci Tereni Piotrowskiej. Naprawdę, proszę mi wierzyć, mogło być lepiej. To znaczy śmieszniej. Teraz – uwaga – będzie przez moment serio, choć trudno w tej sprawie zachować powagę, patrząc na kabaret odstawiany przez kadrę kierowniczą MSW. Od momentu dymisji inspektora Maja pisałem, że Mariusz Błaszczak powinien wyjaśnić opinii publicznej, co się stało. Teraz muszę chyba skorygować swoją prośbę: jeżeli pan minister wespół ze swoim zastępcą ma zamiar tłumaczyć się w taki sposób, jak to robi do tej pory, to może lepiej, żeby nie tłumaczył się w ogóle. Nie wiem, jak na Państwa, ale na mnie próby robienia ze mnie idioty przez polityków działają jak płachta na byka.
SE.PL