Była zwyczajna, deszczowa sobota. Ania wróciła do domu. Zamknęła drzwi do swojego pokoju, wzięła do ręki skakankę. Zrobiła z niej pętlę.
Matka znalazła ją kilka godzin później – zimna, siną, powieszoną. 14-latka zabiła się przez kolegów z klasy, którzy zgotowali jej w klasie piekło. Jak rozpoznać, że nasze dziecko pada ofiarą szkolnej przemocy? Kto staje się klasową ofiarą? Jak pomóc nękanemu dziecku?
O tragedii, która wydarzyła się w gdańskim Gimnazjum nr 2, mówiła cała Polska. 14-letnia gimnazjalistka Ania Halman wyróżniała się urodą. Była najpiękniejsza w klasie. Wszyscy jej tej urody zazdrościli. Niektórzy aż za bardzo. Powiesiła się w swoim pokoju po tym, jak została poniżona przez swoich kolegów na oczach całej klasy.
W piątek 20 października 2006 roku gimnazjaliści Łukasz P., Arkadiusz P., Mateusz W., Michał S. i Dawid M. wyciągnęli dziewczynę z ławki. Robili sprośne żarty, rzucali obleśne uśmiechy. 14-latkowie klepali płaczącą Anię po pośladkach, zdejmowali z niej spodnie i bluzkę, udawali, że gwałcą dziewczynę. Wszystko było nagrywane przez jednego z nich telefonem komórkowym. Nikt nie pomógł Ani. Nikt nie powstrzymał chłopaków. Cały spektakl z gwałtem w tle obserwowało 20 uczniów.
Dzień później, w sobotę, Ania powiesiła się na skakance w swoim pokoju. – Jakoś nie przyszło mi do głowy, że przez te wygłupy w sali to się mogło stać. Nic wielkiego tam się nie działo: bieganie, wygłupianie się, gonienie się wokół ławek – powiedział potem jeden ze sprawców, Mateusz W. – To były końskie zaloty, tak jak to w szkołach się dzieje. Tak się zaczepia dziewczyny.
Przestraszeni sprawcy usunęli film z telefonu. Policyjnym informatykom udało się go jednak odzyskać. Właśnie po obejrzeniu tego drastycznego filmu matka dziewczyny, Mariola Halman, stwierdziła, że chłopcy są winni śmierci jej córki. Ruszył proces chłopaków. Jak się zakończył?
W marcu 2011 przed Wydziałem Rodzinnym Sądu Rejonowego w Gdańsku zapadł wyrok, zgodnie z którym na chłopców znęcających się nad Anią nałożono nadzór kuratora sądowego. Sąd uznał bowiem, że uczniowie przez siedem tygodni wielokrotnie znęcali się nad dziewczyną. Obrażali ją i znieważali, a także naruszali jej nietykalność osobistą.
Bo był rudy
Nie żyje też 15-letni Mikołaj z Gimnazjum nr 2 w Puszczykowie. On wyróżniał się kolorem włosów. Był rudy i tylko tyle wystarczyło, by rówieśnicy zgotowali mu piekło.
W styczniu 2012 r. Mikołaj został znaleziony w lesie z foliową reklamówką na głowie. Nie wytrzymał znęcania się nad nim w szkole i popełnił samobójstwo. Uczniowie z jego gimnazjum mówili wprost, że prześladowany był z powodu koloru włosów.
Bo był grzeczny
Dominik Szymański z Bieżunia wyróżniał się ubiorem. Jego historia znów zwróciła uwagę całej Polski na agresję i przemoc wśród dzieci. Mama Dominika, Anna, potrafiła zbudować dobre relację z synem, jednak okazało się, że i to nie pomogło zapobiec tragedii. Dyrekcja szkoły oraz nauczyciele, którzy byli świadkami dręczenia nastolatka, nie potrafili zrobić nic, by zatrzymać katastroficzny bieg zdarzeń.
Dominik po prostu lubił ładne ubrania i spodnie rurki, dbał o swoją fryzurę oraz zachowywał się jak grzeczny chłopak – tak uczyła go mama. To wystarczyło, by koledzy z klasy poniżali go, bili oraz nazywali chłopaka „pedziem”. 14-latek dzielił się z bliskimi niektórymi straszliwymi przeżyciami, jednak chciał uporać się z dokuczliwymi kolegami sam. – Mama, ja honorowo skończę szkołę, dam radę – mówił. Niestety, stało się inaczej.
Dominik Szymański, 14-letni uczeń klasy pierwszej gimnazjum w Bieżuniu napisał w liście pożegnalnym: „Jestem zerem”. Powiesił się we framudze drzwi na sznurówkach. W mediach społecznościowych pojawiły się pełne pogardy wpisy. „Dobrze że zdechł” – pisali jego rówieśnicy.
Co może zrobić dorosły? Rozmowa z psychologiem
Te trzy przerażające historie wstrząsnęły światem dorosłych. Jak wśród dzieci może rodzić się tyle nienawiści, agresji, pogardy, gdzie podziała się wrażliwość na cierpienie innych, czemu zabrakło zrozumienia i współczucia? Rodzice zmarłych dzieci zastanawiają się, czy można było uniknąć tragedii, co zrobili nie tak i jak powinni byli się zachować. W niektórych sytuacjach pomóc może tylko specjalista, ale zazwyczaj wystarczą czujność, cierpliwość oraz przyjaźń kochającego rodzica. O tych rzeczach rozmawiamy z psychologiem dziecięcym Moniką Perkowską.
Dobrze pamiętamy tragiczną sprawę Ani Halman, 14-latki, która powiesiła się po szkole. Może dałoby się tego uniknąć, gdyby rodzice zauważyli niepokojące zachowanie dziecka? Na co, jako rodzice, musimy zwrócić uwagę?
– Obniżony nastrój, niewychodzenie z pokoju, izolowanie się, brak rozmów z rodzicami, jakieś nietypowe zachowanie dziecka, unikanie szkoły, wagarowanie. Trzeba było porozmawiać z nauczycielami, zapytać, czy dziecko regularnie chodzi do szkoły, czy nie wagaruje. Alarmującym zachowaniem może być też wzmożona agresja wobec domowników.
Jeśli dziecko nie chce dzielić się z rodzicami swoimi problemami w szkole i nie jest chętne do rozmowy, jak możemy skłonić je, by się przed nami otworzyło?
– Zmusić się nie da. Jeśli nie rozmawialiśmy szczerze z dzieckiem do tej pory, będzie to trudno zrobić tu i teraz. Musimy zdawać sobie sprawę, że budowanie stosunków z dzieckiem jest długoterminowe i nie możemy oczekiwać od 15-latka, że nagle zacznie się z nami dzielić swoimi problemami, jeśli do tej pory tego nie robił. Można spróbować opowiedzieć najpierw o sobie, o jakichś swoich sytuacjach z dzieciństwa. Możemy pójść na spacer i spróbować coś z dziecka wyciągnąć albo zaprowadzić je po prostu do psychologa.
Spotkałam się z sytuacją, kiedy pytania „Co słychać w szkole?” wprowadzały nastolatka w szał. Jak wtedy mamy postępować?
– Można pytać, ale nie od razu po szkole, bo to jest denerwujące. Oczywiście, że warto interesować się tym, co się u dziecka dzieje, natomiast podkreślam jeszcze raz: rozmawiamy o konkretnym procesie, bo to nie jest tak, że mam 15-letnie dziecko i nagle pytam co dziś w szkole. By 15-latek opowiadał, powinien być pytany o to już wtedy, gdy miał 7 lat. Od początku kształtujemy swoją relację z dzieckiem, więc jeśli ma to być porada na tu i teraz dla rodziców, którzy tego kontaktu nie mają, to nie zadziała.
Jeśli wiemy, że nasze dziecko padło ofiarą innych uczniów z klasy, co należy zrobić i jak się zachować?
– Iść do szkoły, do wychowawcy, pedagoga, dyrektora, zgłosić to. Jeśli były to jakieś czyny karalne, zgłosić na policję. Jeśli wiemy, że dziecko było dręczone, najlepiej by było zmienić szkołę i zabrać dziecko z takiego środowiska. Natomiast jeśli mówimy o delikatnych zaczepkach, które się zdarzają, to można z dzieckiem ćwiczyć jakieś scenki, możemy mówić jak ma reagować na takie sytuacje: czasem coś zignorować, nie pokazywać, że go boli, udawać.
A jeśli okaże się, że problem tkwi w naszym dziecku: nie ma ono kolegów, jest niemiłe dla innych, nie potrafi nawiązać kontaktu z rówieśnikami?
– Zapisać je na terapię do psychologa. Dziecko można nauczyć pewnych umiejętności społecznych poprzez terapię.
Co należy robić, by uchronić dziecko przed ewentualnymi problemami z rówieśnikami?
– Należy wcześniej pokazywać, że są takie sytuacje, rozmawiać o tym i opowiadać, jak się skończyły, opisywać konkretne uczucia i emocje wszystkich osób biorących udział w tych sytuacjach, można profilaktycznie chodzić z dzieckiem na zajęcia grupowe, gdzie nauczy się umiejętności społecznych.
FAKT.PL
w przypaku rodzicow potrzebny jest dobry kontakt z dzieckiem juz wczesniej, od poczatku edukacji szkolnej i reagowanie na ewentualne problemy natychmiast, rozmowa z dzieckiem i pomoc rodzica, tez sie z ty spotkalam w przypadku mojego syna, byl inny, bo urodzony na terenie Niemiec, wyzywany z tego powodu juz w pierwszej klasie szkoly podstawowej od hitlerowcow zostal przeze mnie po prostu przeniesiony do innej szkoly, innego srodowiska, inny nauczyciel poznal problem wczesniej i okazalo sie, ze nie ma problemu, jesli cos sie dzieje, zwlaszcza w okresie gimnazjum, to dobrze jest siegnac po pomoc do osrodkow pomocy pedagogiczno-psychologicznej, ale sporo daje tez rozmowa, ze jesli bedzie cos nie tak, cos bedzie sie dzialo niewlasciwego, zeby dziecko wiedzialo, ze z takiej opcji moze po prostu skorzystac, nie wysylac tez na sile do szkoly, jesli dzieciak nie chce, tylko poswiecic ten dzien na rozmowe czasem, albo pozwolic jedynie pozostac na dzien czy dwa w domu nawiazujac rozmowe, nie pytac, jak bylo w szkole, ale obserwowac zachowania nastolatka po powrocie do domu pytajac czasem wprost, czy cos sie oby nie stalo, wielu nastolatkow sadzi, ze da rade, i co najwazniejsze, rozmawiac z nauczycielami, nawet dajac do zrozumienia, ze to ich obowizkiem jest ostatecznie nadzor w szkole nad nastolatkami, nie rozumiem do konca sytuacji jako nauczyciel, w ktorej dzieci sa molestowane, a zaden z nauczycieli tego nie dostzega i z zadnym mlodziez nie rozmawia na ten temat