Prof. Szeremietiew: wicepremier Siemoniak nie stanął na wysokości zadania

W pana ocenie szef MON Tomasz Siemoniak stanął na wysokości zadania ws. budowaniu obrony terytorialnej? – Niestety nie. I nie dlatego, że nie zaakceptował mojej koncepcji.

W mojej opinii szef resortu obrony ulega konserwatywnemu poglądowi – mówi prof. Romuald Szeremietiew, były wiceszef MON, a obecnie decyzją ministra obrony – szef Biura Inicjatyw Obronnych.

Jacek Gądek: – Rozchodzą się drogi wicepremiera Tomasza Siemoniaka i pana?

Romuald Szeremietiew: – Pan minister obrony zrezygnował ze współpracy ze mną, ale to jego działanie jednostronne. Ja przygotowałem wszystko, co uzgodniliśmy, jeśli chodzi o uruchomienie projektu stworzenia obrony terytorialnej (OT). Jednak w momencie, gdy okazało się, że mamy różne zdania, co do przetargu na śmigłowce, to minister zerwał naszą współpracę.

Jak?

Po prostu jej nie chciał.

Ostatnio rozmawialiście…

…gdy minister oświadczył, że jest bardzo niezadowolony z tego, jak oceniam przetarg na śmigłowce. To było w końcu kwietnia, pięć miesięcy temu.

„Nie spodziewałem się tego po panu”? Tak stwierdził minister?

Jeszcze z dawnych czasów jesteśmy z Tomaszem Siemoniakiem po imieniu, więc rozmowa była taka bardziej bezpośrednia. Tak – o to jednak chodziło. Minister stwierdził, że nie mam prawa krytykować przetargu, który odbył się, jak należy. I powiedział, że nasze zaplanowane spotkanie ws. OT nie dojdzie do skutku.

A „naszą znajomość uważam za zakończoną”?

Pan minister jest osobą taktowną i nie używał takich radykalnych sformułowań. Wyszło, że nadajemy na różnych falach, więc współpraca jest już niemożliwa. Mniej więcej taki był komunikat.

Dlaczego przetarg na śmigłowce budzi pana wątpliwości?

Najogólniej można powiedzieć, że został źle skonstruowany. Wątpliwości zresztą są zgłaszane nie tylko przeze mnie. Powstaje pytanie, jak ustalono wymagania ofertowe, dlaczego dwie z trzech ofert (ze Świdnika i z Mielca) zostały odrzucone ze względów formalnych.

Argumenty były takie: jeden śmigłowiec był oferowany w wersji cywilnej, a drugi jest konstrukcją zupełnie nową, a więc w ogóle niesprawdzoną w boju.

I wskazano na trzecią ofertę podając, że ona spełniała większość wymagań MON, czyli nie wszystkie. Skoro doszło do takiej sytuacji, to należało postępowanie unieważnić i rozpisać nowy przetarg.

Czy w pana ocenie szef MON stanął na wysokości zadania w – co pan postuluje – budowaniu powszechnej obywatelskiej obrony terytorialnej?

Niestety nie. I nie dlatego, że nie zaakceptował mojej koncepcji budowania obrony terytorialnej. W mojej opinii szef resortu obrony ulega konserwatywnemu poglądowi…

Czyli?

To pogląd uznający, że jeśli już ta obrona terytorialna musi być, to tylko jako formacja pomocnicza, uzbrojona w sprzęt zbędny, taki rodzaj „gorszego wojska”. Według zwolenników takiego poglądu OT miałaby być czymś pośrednim między pospolitym ruszeniem a obroną cywilną.

Pod adresem ministra obrony też pan taki zarzut kieruje?

To nie jest zarzut. Taki punkt widzenia na OT ma sporo ludzi. Na korzyść ministra Siemoniaka przemawia to, że prezentował dobrą wolę i szukał rozwiązań. Doceniam, że minister dostrzegł problem OT. Szkoda, że nie można uczynić dalszych kroków. Może to będzie możliwe po wyborach październikowych, bowiem już zmiana zwierzchnika sił zbrojnych pozwala mieć takie nadzieje.

Pana nowe partyjne barwy – Polska Razem – podkopują jeszcze bardziej zaufanie do pana ze strony MON i na Akademii Obrony Narodowej?

Minister deklaruje chęć współpracy z prezydentem i utrzymuje kontakty z opozycją, więc mój akces partyjny nie powinien niczego „podkopywać”. Nie dostrzegam też, aby minister Siemoniak był kimś mściwym i co miałoby jakoś wpływać na moje miejsce pracy – na Akademii Obrony Narodowej, uczelni państwowej, pracuję na stanowisku wykładowcy. A nie ma obowiązku, aby pracownik uczelni miał takie same poglądy jak minister nadzorujący uczelnię.

Jeśli wierzyć sondażom, to na jesieni dojdzie do zmiany rządu. Z nowym gabinetem – już tworzonym przez PiS – chciałby pan współpracować i kontynuować budowę OT?

Chciałbym zbudować OT i mieć wpływ na wojsko. Moja decyzja przystąpienia do Polski Razem Jarosława Gowina wynika z przekonania, że muszę szukać sposobów, by zbudować w Polsce system OT. Dla mnie to…

…misja życiowa?

Można tak powiedzieć. Potrzebę zbudowania defensywnego systemu obrony uświadomiłem sobie, gdy podjąłem w 1994 r. pracę nad doktoratem w AON. 20 lat temu we wrześniu 1995 r. napisałem artykuł o tym dla „Przeglądu Wojsk Lądowych”. W ’97 byłem szefem zespołu przygotowującego koncepcję polityki obronnej dla Akcji Wyborczej „Solidarność”. Jako wiceminister obrony narodowej wpisałem do programu rządu budowę OT. W 1999 r. kierowałem zespołem MON do zbudowania OT. Kiedy w 2001 r. usunięto mnie z MON, to istniało już kilka brygad obrony terytorialnej.

Jeśli zatem na przełomie 2015 i 2016 r. padnie propozycja, by w rządzie PiS też się pan tym zajął, to odpowiedź będzie brzmieć „tak”?

Jeśli będę miał sposobność decydowania o obronie narodowej i budowaniu OT, to propozycji nie odrzucę.

Kandydować w wyborach parlamentarnych pan nie chciał?

Nie myślałem o kandydowaniu. Z posłem Jarosławem Gowinem rozmawiałem od dłuższego czasu – już w czasie pierwszego spotkania powiedziałem: nie chcę startować w wyborach, ale szukam ugrupowania, które będzie gotowe przyjąć mój program w sprawie obronności. W tej kwestii znalazłem zrozumienie u posła Gowina.

Fala imigrantów zalewa Unię Europejską. Patrząc z perspektywy bezpieczeństwa państwa i obywateli, rodzi to realne zagrożenie dla Polski? Czy to są nieuzasadnione obawy?

Zagrożenie jest.

Dlaczego?

W tak dużej masie ludzi, którzy dostali się, a kolejni chcą się dostać do Europy, muszą się znajdować nie tylko ci, którzy uciekają przed wojną bądź tacy, którzy chcą sobie poprawić byt. Rejony, z których ci ludzie pochodzą, często są objęte wojną, a bardzo agresywnym podmiotem jest tam Państwo Islamskie (IS), które głosi hasła walki z Zachodem i chrześcijaństwem. IS zapowiada, że będzie wysyłać swoich bojowników, aby atakować na terytorium państw zachodnich.

Nie tylko w teorii jest to możliwe, ale i w praktyce. Musimy się przed takim zagrożeniem zabezpieczyć.

Prześwietlanie wszystkich imigrantów, by ustalić, czy faktycznie są uchodźcami wojennymi, to gigantyczne przedsięwzięcie.

Ogromne. Ale zagrożenie musimy rozpatrywać w dwóch kategoriach: europejskich i narodowych. W jakim stopniu zagrożenie, które dotyka UE rozkłada się na poszczególne państwa? Odpowiedź jest taka: Polska, szczęśliwie, nie jest jeszcze na pierwszej linii.

Na wypadek napływu imigrantów obrona terytorialna byłaby potrzebna. Każda społeczność miałaby bowiem swoje wojsko składające się z ludzi tam mieszkających, którzy w razie potrzeby stają się żołnierzami lokalnej jednostki OT. Taka jednostka na co dzień nie stacjonuje w koszarach, ale pojawia się w razie potrzeby – jest wówczas dowódca, są mundury oraz broń. Gdyby więc należało zadbać, aby imigranci nie robili zamieszania, to obywatele, w mundurach, z bronią, zagwarantowali, by ochronę dobytku i zapewnili bezpieczeństwo danej społeczności.

onet.pl

 

 

Więcej postów