Jak donosił The Guardian, postępowanie prokuratorskie w Old Bailey przeciw obywatelowi Szwecji oskarżonemu o terroryzm w Syrii legło w gruzach gdy stało się jasne, że brytyjskie agencje wywiadu i bezpieczeństwa stałyby się przedmiotem skandalu, gdyby proces kontynuowano.
Bherlin Gildo miał stanąć przed głównym sądem karnym w Londynie (Old Bailey) oskarżony o udział w szkoleniu w obozie terrorystycznym w 2012 i 2013 oraz o posiadanie informacji o możliwej użyteczności dla terrorystów. Ale postępowanie przeciwko niemu umorzono i oczyszczono go z zarzutów po starciu prawników ze służbami UK i Szwecji.
Jak pisał 1. czerwca Seumas Milne, londyński proces Bherlin Gildo ze Szwecji oskarżonego o działalność terrorystyczną w Syrii załamał się kiedy okazało się, że brytyjski wywiad zbroił te same bandy rebeliantów, których wspieranie zarzucano oskarżonemu. Prokuratura zamknęła sprawę najwyraźniej by uniknąć stawiania służb wywiadowczych w kłopotliwej sytuacji. Obrona argumentowała, że kontynuacja procesu byłaby „obrazą wymiaru sprawiedliwości” w sytuacji gdy było mnóstwo dowodów wskazujących na silne wspieranie przez państwo brytyjskie zbrojnej opozycji syryjskiej. Nie chodzi tu o środki „niezabójcze”, którymi chwalił się rząd brytyjski (w tym kamizelki kuloodporne i pojazdy wojskowe), ale o szkolenie, wsparcie logistyczne i tajne dostawy „broni na masową skalę”. Cytowano raporty mówiące o współpracy MI6 z CIA w tworzenie kanałów przerzutowych dla broni ze składów w Libii dla syryjskich buntowników w 2012 po upadku rządów Kadafiego.
Co ciekawe, ostatnio odtajniony raport tajnych służb USA z sierpnia, w zadziwiający sposób przewiduje – i w zasadzie nie ma nic przeciw – możliwość powstania „salafickiego księstwa” we wschodniej Syrii oraz kontrolowanego przez AlKaidę państwa islamskiego w Syrii i Iraku. Wbrew ówczesnym twierdzeniom Zachodu powyższy dokument Agencji Wywiadu Wojskowego DIA (Defense Intelligence Agency) identyfikuje AlKaidę w Iraku (przekształconą potem w ISIS) i jej salaficką brać jako „główną siłę napędzającą powstanie w Syrii” oraz stwierdza, że „kraje zachodnie, [wahabickie] państwa Zatoki Perskiej i Turcja” wspierały wysiłki opozycji by przejąć władzę we wschodniej Syrii.
W raporcie Pentagonu czytamy dalej, że stwarzając „możliwość powstania, zadeklarowanego lub nie, księstwa salafitów” „jest dokładnie tym, czego chcą opozycja i mocarstwa ją wspierające, aby odizolować Syrię uważaną za strategiczny element ekspansji szyickiej (Iranu i Iraku)”. To tylko ostatni w szeregu takich przypadków.
Przez wiele miesięcy media donosiły o 400 Brytyjczykach, którzy dołączyli do dżihadystów w Syrii. Sam minister spraw zagranicznych William Hague mówił o tym. Okazuje się, że liczba brytyjskich dżihadystów jest o wiele większa oraz niektórzy z nich zostali wyszkoleni jako bojownicy sunniccy przez saudyjskiego mułłę nawołującego do dżihadu w brytyjskim meczecie pod czujnym okiem MI6.
W The Independent z lipca 2014 znajdziemy artykuł o pośle z Birmingham Khalidzie Mahmoodzie mówiącym o przynajmniej 1500 Brytyjczykach, jeśli nie więcej, którzy dołączyli do terrorystycznego dżihadu w Syrii i Iraku, i odrzucającym liczbę 400 podaną przez Hague’a oraz 500 wspomnianych przez brytyjskiego szefa d/s antyterroryzmu Sir Petera Fahy. „Wydaje mi się, że 1500 to dolna granica. Patrząc na cały kraj to było wiele osób podróżujących w tamten rejon” powiedział Mahmood. Co więcej są doniesienia, że niektórzy dżihadyści byli szkoleni przez saudyjskiego kaznodzieję w meczecie w Cardiff.
The Daily Mail w czerwcu 2014 zwrócił uwagę na postać Mohammeda al-Arifi, który w centrum Al Manar w Cardiff wezwał do świętej wojny w celu obalenia rządu Baszara Asada. Pomimo zakazu wjazdu do Szwajcarii ze względu na ekstremalne poglądy, Arifi wjeżdżał do UK kilka razy. Ten sunnita był oskarżany od tworzenia napięcia w stosunkach z szyitami, których według doniesień nazywał niegodziwcami i zarzucał im porywanie dzieci, gotowanie ich i obdzieranie ze skóry. Źródło bliskie społeczności jemeńskiej w Cardiff powiedziało Mail Online: „tych chłopców przygotowywano [w Al Manar] do walki z szyitami, czyli z tymi, którzy to wszystko zaczęli. Nauczanie [w Al Manar] pomagało w rekrutacji. Gdyby próbowano ze mną to nie poszedłbym, chyba żebym został przekonany. Ale kiedy cię wcześniej przygotowują to wystarczy, że ktoś powie ’chodź, pójdziesz ze mną’”.
To przypomina nam o nastoletnim dżihadyście ze szkoły w Coventry „walczącym u boków terrorystów ISIS w Iraku i Syrii” nazwanym „Osama Bin Bieber”. W zeszłym roku operacja służb niemieckich odkryła dwa kontenery przechodzące przez port w Hamburgu i zarekwirowała 14 000 dokumentów potwierdzających, że Osama bin Laden był finansowany przez bank królowej brytyjskiej Coutts, będący częścią Royal Bank of Scotland. Po początkowych doniesieniach Daily Mail zatytułowanych „Bank królowej zmuszony zaprzeczyć, że Osama Bin Laden miał tam konto, po zarekwirowaniu 14 000 dokumentów z jego oddziału na Kajmanach”, pismo to pisało o dementi ze strony banku królowej w sprawie doniesień europejskiej prasy o koncie Osamy bin Ladena w tej instytucji. W 2012 bank Coutts ukarano grzywną 8.75 miliona funtów za „poważne i systematyczne” błędy w rozporządzaniu pieniędzmi podejrzanych kryminalistów i zagranicznych despotów.
Hamid Dawud Mohamed Khalil al Zawi znany bardziej jako Abu Abdullah al-Rashid al-Baghdadi był liderem organizacji mającej pod sobą osiem grup i jej następczyni – Państwa Islamskiego w Iraku, ISIS. Jednak w lipcu 2007 wojsko USA donosiło, że Baghdadi nigdy nie właściwie nie istniał. Zatrzymany o nazwisku Khaled al-Mashhadani, samozwańczy następca Osamy bin Ladena, twierdził że Baghdadi to postać fikcyjna stworzona by nadać iracką twarz grupie terrorystycznej kierowanej z zagranicy oraz, że wypowiedzi Baghdadi są tak naprawdę odgrywane przez irackiego aktora.
Według generała brygady Kevina Bergnera Abdullah Rashid al-Baghdadi nigdy nie istniał i właściwie był postacią fikcyjną, której nagrania audio były dostarczane przez starszego wiekiem aktora Abu Adullaha al-Naima jako rodzaj wojny psychologicznej – donosił New York Times. Generał służy obecnie jako specjalny doradca prezydenta w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa NSC (National Security Council) oraz dyrektor d/s Iraku. Przed tym przydziałem służył jako zastępca dowódcy sił wielonarodowych w Mosulu, w Iraku. Był także dyrektorem d/s polityczno-wojskowych Bliskiego Wschodu połączonych sztabów w Departamencie Obrony. Podczas spotkania 15 i 16 stycznia tego roku w Londynie brytyjsko-indyjskiej Wspólnej Grupy Zadaniowej do Walki z Terroryzmem przedstawiciele UK ostrzegli swoich indyjskich partnerów o możliwości przeprowadzenia przez ISII ataku terrorystycznego na terytorium Indii.
28 lipca dziennik USA Today ujawnił wydaną przez ISIS przepowiednię końca świata określając źródło tego 32 stronicowego dokumentu w języku Urdu jako „obywatela Pakistanu powiązanego z Talibami”. O sprawie tego dziennikarskiego śledztwa pisał również American Media Institute. „Dokument ostrzega, że ’przygotowania’ do ataku w Indiach są w toku oraz przewiduje, że spowoduje to apokaliptyczną konfrontację z Ameryką” – napisano w artykule, który dalej informuje, że tłumaczenia na angielski dokonał pracownik Harvardu a treść została zweryfikowana przez kilku oficerów wywiadu, zarówno emerytowanych, i jak nadal w służbie.
USA Today podało, że trzech z tych oficerów po przejrzeniu zawartości stwierdziło, że uznają dokument za autentyczny w oparciu na jego wyjątkowe cechy oraz na język opisujący przywódców, styl, oraz religijne słownictwo, które to odpowiadają innym dokumentom ISIS. Minister spraw wewnętrznych Indii MA Ganapathy nazwał ten dokument „bzdurą”, co sugeruje, że jednak ISIS przygotowuje się do ataku na Indie by sprowokować konfrontację z USA.
Jeśli ten dokument jest fałszywką to i tak rodzi to poważne pytania biorąc pod uwagę związki MI6 i CIA z ISIS oraz fakt, że zarówno ostrzeżenie przed atakiem jak i katastroficzne proroctwo pochodzą z tego samego źródła, które przede wszystkim stworzyło zagrożenie. Jednak MSW Indii nie wyjaśniło, dlaczego użyło akurat określenia „bzdura”. Również zachodnie rządy, wywiady ani media nie wyjaśniły powodów publikacji tej historii, która wywołała spore zamieszanie na świecie.
Natomiast w zeszłym miesiącu MSW Indii ogłosiło prace nad narodową strategią walki z ISIS. Po powyższych prasowych publikacjach natrafiono na wiele wywiadowczych śladów, aresztowano wiele osób w całych Indiach. Są doniesienia o zwiększonej propagandzie radykalizmu spod znaku ISIS w 10 stanach. Również w zeszłym miesiącu aresztowano brytyjskiego lekarza z rejonu Jammu i Kaszmiru za podkładanie bomb-samoróbek. Policja oświadczyła, że jest on fizjoterapeutą nazwiskiem Baba żyjącym w Londynie od 2006, który powrócił do tej rejonu doliny 3 miesiące temu.
Jak to się dzieje, że wszystkie tropy łączące AlKaidę, ISIS i terrorystów w dolinie Jammu i Kaszmiru prowadzą do Wielkiej Brytanii? Co ważniejsze, dlaczego te tropy nie są podejmowane przez indyjskie służby wywiadu? Dziwne, że sygnały wywiadowcze tak aktywnie sprawdzane przez służby Indii pochodzą również z tego kraju. Jak możemy sformułować strategię naszych agencji bezpieczeństwa wobec zagrożeń, które świadomie ignorujemy i nie próbujemy zrozumieć?
Wiele grup terrorystycznych jest sponsorowanych przez państwa jak i narody. Pomimo iż wszystkie dowody w końcu prowadzą ku północno-zachodnim rubieżom Indii, to nie próbujemy dowiedzieć się czegoś o tych grupach, ich akcjach, trybach i historii działania, a co powinno kierować nami jako trzecim największym krajem neutralnym. Całkowicie zignorowaliśmy ten aspekt. Nie przeprowadzono nawet najbardziej podstawowego śledztwa w zakresie medycyny sądowej w sprawie zamachów na pociągi w Bombaju (elementu serii z Hiszpanii i ataków 26 listopada). Mamy nadzieję podjąć ten nowy kierunek.
Pod koniec rządów Reagana preferowane nazewnictwo używane w służbie interesom USA ustandaryzowano dla krajów 3. świata. W przypadku krajów, z których się wycofywano (np. Nikaragua) rządy nazywano terrorystycznymi a powstańców demokratycznymi. Państwa wspierane przeciw „komunistycznym” zrywom (Salwador, Filipiny) miały rządy nazywane demokratycznymi, a powstańcy tamże byli nazywani terrorystami .
(Na podstawie książki „Rollback” Thomasa Bodenheimera i Roberta Goulda).
Nowym zjawiskiem powstałym po upadku ZSRR jest rozlewanie się konfliktów graczy sceny geopolitycznej na państwa na ich celowniku jak Nigeria, Indonezja czy Indie. Podobnie było w czasach kompanii w Indiach Wschodnich – kiedy macierzyste państwa (Anglia, Francja, Holandia, itd.) rozpoczynały wojnę w Europie, rozlewała się ona również na ich kolonie w Afryce i Indiach. Naruszenia interesów w krajach zależnych są bezwzględnie zwalczane aż do całkowitej eliminacji przeciwników i ich sojuszników.
W zależności od teatru działań akcje sabotażowe noszą różne nazwy a rządy stosują przeciw nim rozmaite działania prewencyjne. Niestety w Indiach nie ma wszechstronnych opracowań nt. terroryzmu z zachowaniem tej perspektywy. Nadzwyczajne poświęcanie uwagi terroryzmowi islamistycznemu i dżihadowi wynika z potrzeb emocjonalnych, jednak od ponad trzech dekad stanowią one mniej niż 1/4 liczby aktów terrorystycznych popełnionych na terytorium Indii. Dywersja, sabotaż, zamachy, porwania, bomby wybuchające w zakładach czy miejscach symbolicznych są dokonywane przez całe spektrum grup terrorystycznych. Jednak ograniczamy i przejmujemy się tylko terrorystami dżihadu przez co nasza odpowiedź wobec całokształtu problemu na przeważającym obszarze Indii jest nieskuteczna.
Bogusław Jeznach