„Zagrożeń z jakimi przyjdzie się nam zmierzyć nie zdołamy odeprzeć tylko przy pomocy sił zbrojnych, „profesjonalnych”, czyli zawodowych, ograniczonych co do liczby, ale uzbrojonych w nowoczesne i bardzo drogie ofensywne środki (samoloty, rakiety, czołgi).
Sił takich chyba zresztą też nie mamy!” – ocenił prof. Romuald Szeremietiew. Dlatego w obronę kraju muszą włączyć się obywatele.
Były wiceminister obrony narodowej w najnowszym wpisie na swoim profilu na FB, podkreślił że w czasie kiedy za naszą wschodnią granicą toczy się konflikt zbrojny, a z południa Europę zalewa fala imigrantów, Polsce potrzebna jest „siła obywatelska przeznaczona do obrony miejscowej”. Słowem Obrona Terytorialna. Szeremietiew o rozwój takich formacji postuluje od dwóch dekad, a z czasem pomysł nie stracił na aktualności. Wartość takich jednostek wciąż jest niedoceniana, a jak ocenił ekspert, gdyby Ukraina miała obronę miejscową na Krymie, to półwysep pozostałby w jej granicach.
Jak wskazał Szeremietiew, pierwsze istotne zagrożenie dla Polski, to agresywne mocarstwo na wschodzie, którego zasoby militarne wielokrotnie przewyższają polski stan posiadania. Tu od klęski może uratować nas tylko szybka pomoc potężnych sojuszników. Wprawdzie po wejściu Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego nasz kraj został objęty planem ewentualnościowym, a po zajęciu przez Rosję Krymu, polityka wschodnia zyskała w NATO na znaczeniu, to wciąż należy zadbać o to, by tak zbudować możliwości obronne, by doczekać obiecanej pomocy.
– Istnieje ciągle nierozwiązany problem w jakim stanie Polska doczeka na pomoc sojuszników, co zostanie z naszych sił zbrojnych odpierających samotnie agresora, jaka część naszego terytorium zostanie zajęta przez wroga i co się będzie działo na terenach okupowanych? – napisał Szeremietiew.
Jak zauważył, Rosja operuje dywersantami, a rosyjskie „zielone ludziki” odgrywają znaczącą rolę w działaniach na wschodzie Ukrainy. W razie podobnych scenariuszy rozgrywanych na terenie naszego kraju, oddziały OT mogłyby stawiać opór. W ocenie wiceministra, takie siły są potrzebne nie tylko na ścianie wschodniej, ale w całym kraju, tak by być gotowym na rożne warianty działań agresora. Teza Szeremietiewa ma wsparcie ekspertów, jak choćby prof. Edwarda Luttwaka, doradcy strategicznego rządu USA, który przekonuje, że nowoczesny sprzęt jest przeceniany, bo „Rosja nie będzie śmiała wejść do kraju, którego obywatele sami się będą bronili, nie czekając na decyzje Unii Europejskiej, NATO czy ONZ.”
– Czym ma być ta „moja” Obrona Terytorialna? Ma być sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa w każdej lokalnej społeczności. Mieszkańcy zdolni do wykonywania zadań, przeszkoleni, uzbrojeni i znajdujący się w miejscowej jednostce OT (pluton, kompania, batalion) w razie potrzeby wkładają mundury, biorą broń do ręki i bronią swej miejscowości, a sytuacji ekstremalnej (okupacja) mogą podjąć działania nieregularne, uniemożliwić wrogowi okupowanie kraju – wyjaśnił Szeremietiew.
Na tym nie koniec roli OT, bo takie siły mogą np. w razie powodzi ochraniać dobytek, czego obecnie nie jest w stanie zapewnić ani policja, ani straż pożarna, ani tym bardziej nieistniejąca Obrona Cywilna.
Szeremietiew zwrócił też uwagę na wyzwanie przed jakim stanęła Europa, związane z przybierającą na sile imigracją. Szczególnie, że uciekinierzy często nie są potulni i wystraszeni, ale są agresywni i niebezpieczni.
– Istnieje dość powszechne przekonanie, że w setkach tysięcy uchodźców przenikają do Europy terroryści, którzy zaatakują ją od wewnątrz. Już dziś możne obejrzeć co się dzieje na greckich wyspach opanowywanych przez uchodźców. Mieszkańcy tych miejsc są przestraszeni, a policja wydaje się bezradna. Sytuacja byłaby inna, gdyby istniały tam lokalne jednostki umundurowanych i uzbrojonych mieszkańców, którzy mogliby zapanować nad sytuacją. Taki sił jednak nie ma – napisał.
W ocenie wiceministra, już tylko te przywołane przykłady są wystarczającą przesłanką, by Polska zbudowała na całym swym terytorium formacje terytorialne.
Marcin Austyn