Jak donoszą Media hiszpańska fregata Almirante Juan de Borbón wypłynęła w kierunku zachodnich wybrzeży Szkocji, by razem z amerykańskim niszczycielem przetestować swój system obrony przed rakietami balistycznymi BMD.
Jego lądowa wersja ma zostać zainstalowana w bazie antyrakietowej, która powstanie w Redzikowie.
Ale niestety z tajnego raportu Departamentu Obrony wynika, że wątpliwe jest, czy tarcza antyrakietowa ochroni USA przed rakietami z Europy.
– Nie możemy dalej kupować wartych wiele milionów dolarów przeciwrakiet, które mają przechwytywać coraz tańsze rakiety przeciwników – stwierdził zastępca szefa Missile Defense Agency, odpowiadającej za budowę amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Gen. Kenneth Todoroy stwierdził wprost, że obecny pomysł na obronę USA przed wrogimi rakietami balistycznymi jest „nie do utrzymania” i zostanie zmieniony.
Wypowiedź wojskowego jest znamienna, bowiem to pierwsze przyznanie się MDA, że obecna technologia przechwytywania rakiet balistycznych dalekiego zasięgu nie pozwala stworzyć efektywnej tarczy antyrakietowej.
– Potencjalni przeciwnicy ciągle rozbudowują swoje arsenały coraz tańszych rakiet. Nie możemy kontynuować kupowania pocisków przechwytujących i liczyć na to, że będziemy kiedyś mieli ich dość do obrony przed wszystkim co może zostać na nas wystrzelone – stwierdził gen. Todoroy.
Mówiąc o pociskach przechwytujących wojskowy miał najpewniej na myśli głównie tak zwane GBI (Ground-Based Interceptor) czyli największe antyrakiety w arsenale USA. Zainstalowano je w dwóch bazach, jednej na Alasce a drugiej w Kalifornii. Zgodnie z zapoczątkowanym przez administrację George W. Busha programem budowy tarczy antyrakietowej miały bronić USA przed atakiem ze strony Korei Północnej.
GBI mają przechwytywać rakiety dalekiego zasięgu, niszcząc je w kosmosie, gdy są w najwyższym punkcie swojego lotu. To niezwykle trudne zadanie, zwłaszcza, że Amerykanie nie chcą wykorzystywać do tego celu małych głowic jądrowych, które wystarczyłoby zdetonować gdzieś w pobliżu wrogiego pocisku. W zamian opracowali technologię pozwalającą bezpośrednio trafić w nadlatującą rakietę, niszcząc ją samą siłą uderzenia. Problem w tym, że w grę wchodzą wielkie prędkości (rakieta i rakieta przechwytująca lecą ponad 20 tys. km/h) i odległości.
Choć GBI rozmieszczono już w dwóch bazach, to według raportu GAO, amerykańskiego odpowiednika NIK, w praktyce nie są one zdolne do działania zgodnie z założeniami. Technologia jest niedopracowana i zawodna. Jednocześnie cały system jest niezwykle drogi.
Wypowiedź gen. Todoroy’a jest więc pośrednim przyznaniem się, że GBI to porażka, choć odpowiedzialna za program MDA najpewniej nigdy nie powie tego wprost. Wojskowy zapewniał, że „jest ważne”, iż już teraz jest jakaś forma obrony, jednak na dłuższą metę trzeba szukać innych rozwiązań.
– Musimy mniej kupować sprzętu a bardziej skupić się na rozwoju technologii i testach – powiedział generał i dodał, że będzie to widoczne w budżecie MDA już od przyszłego roku. Oznacza to, że Amerykanie odkładają na półkę drogi i niespecjalnie udany system GBI, a skupią się na szukaniu nowych sposobów na niszczenie rakiet dalekiego zasięgu. Generał nie ujawnił żadnych szczegółów, ale powiedział, że „dużo wysiłku” jest wkładane w rozwój technologii laserowych.
Marcin Szymański