Liczebność członków organizacji paramilitarnych może dorównywać polskiej armii. MON nie umie sobie z nimi poradzić

Organizacje paramilitarne rosną w siłę od roku 2010, kiedy to zaczęła działać ObronaNarodowa.pl.

Dziś wszystkie razem zrzeszają już około 30 tys. osób. Może to okazać się problematyczne, zwłaszcza, że nie wszyscy chcą podporządkować się Ministerstwu Obrony Narodowej.

Nagły rozrost paramilitarnych organizacji rozpoczął się w roku 2008. Wtedy to zlikwidowana została obowiązkowa służba wojskowa. Przede wszystkim jednak, wpływ na zainteresowanie obronnością wśród cywili miała trudna sytuacja na Ukrainie i widmo realnej wojny z Rosją.

MON, chcąc jakoś „okiełznać” stale powiększające się siły organizacji paramilitarnych, powołał w listopadzie 2014 roku gen. rezerwy Bogusława Packa na pełnomocnika ds. społecznych inicjatyw proobronnych. Na zorganizowanym przez niego kongresie stawiło się 120 różnych organizacji, jednak do nowo utworzonej Federacji Organizacji Proobronnych, weszło ich tylko siedem – około 8 tys. osób. Jednak według zapowiedzi gen. Packa, do końca tego roku Federacja ma mieć 30 tys. członków, a w przyszłym roku – nawet 100 tys. – tyle ile polska zawodowa armia.

Tyle, że nieprofesjonalna, w jej skład wchodzą bowiem cywile – ludzie koło trzydziestki, posiadający rodziny i stanowiska. Nie w pełni wytrenowani – ćwiczenia wojskowe odbywają się w organizacjach paramilitarnych ledwie kilka razy w miesiącu. I jak było wspomniane nie wszyscy chcą się podporządkować MON-owi – mają swoje własne pomysły na to jak zorganizować polską obronność.

Jak np. wspomniana ObronaNarodowa.pl. Jest to jedna z największych i najbardziej znaczących tego typu organizacji w Polsce. Wspierana przez znane osoby, takie jak były minister obrony narodowej Romuald Szeremietiew, czy prof. Akademii Obrony Narodowej Józef Marczak, zrzesza około 500 osób, jest jednym z organizatorów corocznych ogólnopolskich ćwiczeń paramilitarnych i posiada własne koncepcje utworzenia obrony terytorialnej RP.

I właśnie m.in. ON.pl odmówiła udziału w ćwiczeniach organizowanych przez MON w czerwcu tego roku oraz do przystąpienia do Federacji Organizacji Proobronnych. Prezes ON.pl., ppłk rezerwy Grzegorz Matyasik, stwierdził, że projekt MON-u ma małe szanse powodzenia. – Przy takiej strategii MON w razie wojny nasze oddziały rozsypią się pierwszego dnia. Połowa z nas to rezerwiści, którzy pójdą do wojska, a reszta zostanie bez dowódców. Plutony organizacji paramilitarnej powinny dostawać wspólne przydziały mobilizacyjne. Są przygotowane do obrony swojego regionu, bo doskonale znają teren i siebie nawzajem – przekonuje.

Do krytyki projektu MON-u dołącza się także Paweł Soloch, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Andrzeja Dudy. W raporcie Instytutu Sobieskiego, którego był prezesem, pisał: „MON nie podjął żadnych poważniejszych decyzji w sprawie organizacji paramilitarnych. Dużo wskazuje, że zainteresowanie tymi organizacjami związane jest głównie ze złym stanem polskich rezerw mobilizacyjnych”.

Organizacje paramilitarne mogą stanowić ogromną siłę w kwestiach obrony terytorialnej RP. MON musi powinien więc znaleźć jak najszybciej rozwiązanie tej całej sytuacji.

Jakub Rusak

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Okie?zna? tzn. re?im chce przej?? to co powsta?o dlatego, ze re?im sobie nie radzi ze swoimi podstawowymi obowi?zanymi. Szkoda, ze autor artyku?u tego nie rozumie, bo nie wie po prostu o czym pisze.

Komentowanie jest wyłączone.