Wojskowy test Dudy. Czy prezydent zawiesi przetargi dla wojska i wymieni dowództwo sił zbrojnych?

Prezydent Andrzej Duda chciałby w nowej konstytucji „silniejszej pozycji w zwierzchnictwie nad armią”. Czy będzie też chciał zawiesić przetargi i wymienić generałów?

 

Drogę do wzmocnienia roli prezydenta w sprawach obronności utorował mu poprzednik Bronisław Komorowski. Nie zmieniając konstytucji, nieco rozepchał kompetencje prezydenta (szczególnie na czas wojny, przy wprowadzonej ustawie o najwyższym dowódcy). A jego rola w dziele modernizacji sił zbrojnych była wyjątkowa.

Duda będzie musiał zadeklarować, które z zamierzeń poprzednika chce kontynuować. O takie deklaracje było trudno w kampanii wyborczej. Oznaczałyby porzucenie retoryki wiecowo-wyborczej i przyznanie, że Komorowski zapoczątkował w tej dziedzinie istotne procesy. Ba, mogłyby oznaczać nawet zaprzeczenie własnym słowom z kampanii.

Po pierwsze, Caracal

Prezydent Duda złożył po zaprzysiężeniu ważne, ale ogólne zapewnienie, że zależy mu na silnej armii i chce kontynuować proces modernizacji sił zbrojnych. Spójrzmy na to przez konkret.

Jednym z najważniejszych jest przetarg na śmigłowce wielozadaniowe za ok. 13 mld zł. Bez tych śmigłowców za pięć lat armia nie będzie miała na czym latać. Decyzję MON o zakwalifikowaniu do prób francuskiego Caracala firmy Airbus ogłosił w kwietniu Komorowski.

Naturalną konsekwencją słów Dudy wypowiadanych w kampanii wyborczej wobec pracowników Świdnika i Mielca (w obu miastach zakłady lotnicze mają konkurenci, którzy odpadli z przetargu), że wygrana Airbusa jest „pozbawieniem polskich pracowników pracy” i „transferem pieniędzy za granicę”, byłoby unieważnienie tego przetargu.

W wywiadzie dla wczorajszego „Financial Times” powtórzył, że przetarg był „problematyczny” i w tej sprawie dochodzi do wielu „niepokojących sygnałów”.

Stoi więc przed dylematem. Może wpłynąć na unieważnienie przetargu i pozbawić siły zbrojne śmigłowców (pierwsze dostawy w 2017 r.). Narazi się wówczas także na konflikt z Francją i podważy zaufanie do Polski jako wiarygodnego partnera.

Po unieważnieniu przetargu może rozpisać nowy, w którym raczej już nie wystartują Francuzi, a jedynie ich dwaj kontroferenci proponujący na razie cywilne wersje maszyn, co osłabi obronność kraju.

Może też połknąć żabę i przyznać, że on sam oraz jego koledzy z PiS wykorzystali tę istotną dla obronności sprawę w walce politycznej.

Jest też problem generalny. Na ile jako prezydent – nie dysponując możliwościami analitycznymi – powinien bezpośrednio wpływać na bieg zaawansowanych przetargów i w nie ingerować. A tych toczy się wiele: obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, dronów bojowych, zakupu pocisków dla wyrzutni Homar czy budowy okrętów podwodnych.

Po drugie, generałowie

Są jednak też inne problemy. Bronisław Komorowski zainicjował program reformy dowództw sił zbrojnych. Zamiast siedmiu dowództw różnego znaczenia powstało dowództwo generalne i dowództwo operacyjne sił zbrojnych, a Sztab Generalny został przekształcony w organ analityczno-koncepcyjny współpracujący z prezydentem i rządem.

Ta reforma była mocno krytykowana przez PiS, a także przez związanych z tą partią wojskowych. Zarzucano jej m.in. niekonstytucyjność. Posłowie PiS twierdzili, że reforma spowodowała to, że marynarką wojenną kieruje się z Warszawy. Krytykował ją Andrzej Duda w kampanii. Twierdził też, że w niewłaściwy sposób dowodzone są siły specjalne. Pytanie: czy chciałby tę reformę odwrócić? A jeśli tak, to w jaki sposób?

Te dowództwa i najważniejsze stanowiska w siłach zbrojnych spoczywają w rękach generałów, których mianował w większości Bronisław Komorowski. Są to oficerowie, którzy szlify bojowe zdobywali w Iraku i Afganistanie, a kompetencje we współpracy z siłami NATO.

Czy obecna głowa państwa zechce współpracować z kadrą nominowaną przez poprzednika, czy zamierza przeprowadzić wśród generalicji czystki albo poprzeć takie czystki w wykonaniu PiS, gdyby zwyciężyło w październikowych wyborach?

W 2005 r. po objęciu władzy przez PiS w siłach zbrojnych przeprowadzano „grę w PESEL” – czyli eliminowano starszych wyższych dowódców, którzy ukończyli radzieckie uczelnie, albo eliminowano wszystkich, którzy mieli jakikolwiek związek z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, bo rzekomo zagrażali bezpieczeństwu państwa.

Ostatni szef WSI gen. Janusz Bojarski za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie miał szans na jakikolwiek awans w Polsce. Więc wygrał konkurs na komendanta akademii NATO w Rzymie.

Weto na ministra obrony

Do tej pory Andrzej Duda niewiele mówił na temat budowy struktur bezpieczeństwa państwa i swojej w tym roli. Wyjątkiem jest wywiad dla tygodnika „wSieci” – stwierdził, że myśli o takiej zmianie konstytucji, która przyznawałaby mu silniejszą pozycję w zwierzchnictwie nad armią. Że można się zastanowić nad tym, czy prezydent powinien mieć „wpływ na dobór ministra obrony”.

Duda ma rację, że dobra współpraca szefa MON z prezydentem z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa jest bardzo istotna. Można jednak dyskutować, czy „wzmocnienie pozycji”, a nawet powrót do sytuacji z okresu „małej konstytucji” z lat 1992-97, w której prezydent miał wpływ na obsadę ministra, jest najlepszym rozwiązaniem.

Sytuacja, gdy generalicja podlega „dwóm panom”, a tylko jeden z nich (prezydent) ma prawo nominować ich na stanowiska i stopnie generalskie, może prowadzić do patologii rodem z „obiadu drawskiego” z września 1994 r. Wtedy ambitny szef sztabu gen. Tadeusz Wilecki przegłosował z poparciem prezydenta Lecha Wałęsy odwołanie szefa MON.

Podobnie było za czasów, gdy szefem MON był Bogdan Klich z PO, a część generalicji orientowała się na ośrodek prezydencki Lecha Kaczyńskiego i PiS. Jednym z istotnych akordów tego sporu kompetencyjnego była próba wydania przez prezydenta Kaczyńskiego rozkazów, bez pośrednictwa szefa MON, pilotowi rządowego tupolewa w 2008 r., który nie chciał lecieć do znajdującego się pod ostrzałem Tbilisi.

Możliwość sprzeciwu prezydenta wobec kandydata na szefa MON rodziłaby niebezpieczne konsekwencje, bo ponadpartyjny prezydent mógłby grać „dla swoich” albo byłby o to posądzany, stwarzając problemy tylko kandydatowi z obcego obozu. Chciałbym się mylić, ale bardziej wyobrażam sobie weto prezydenta Dudy wobec kandydatury np. Tomasza Siemoniaka niźli Antoniego Macierewicza.

Newport Plus czy Zero

W orędziu Duda wspomniał o wyzwaniu, jakim jest przygotowywany na lipiec 2016 r. szczyt NATO w Warszawie. Przyznanie tego szczytu Polsce było sukcesem Bronisława Komorowskiego.

Duda w kampanii wyborczej zaproponował inicjatywę Newport Plus – tym plusem ma być przekonanie państw Sojuszu, by zerwały porozumienie NATO – Rosja z 1997 r. i zgodziły się na stałą obecność baz NATO w Polsce.

To słuszny postulat, o który polska dyplomacja zabiega od lat. Niestety, prezydent Duda nie uczestniczył w żadnym spotkaniu studialnym, które relacjonowałoby dotychczasową polską dyskusję w tej sprawie. Nie uczestniczył też w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, która podsumowywała przygotowania do szczytu.

Pojawia się więc pytanie: czy ta deklaracja ma charakter propagandowy czy wynika z głębszych przemyśleń? Czy też jest skutkiem „sceptycznej” i roszczeniowej polityki wobec Niemiec? Bo – zdaniem prezydenta i jego doradców – to właśnie Niemcy blokują zerwanie porozumienia z Rosją z 1997 r., i zgodę na budowę stałych baz w Polsce. I to prezydent Duda stawia sobie zadanie przekonania do tego kanclerz Merkel.

Jednak do budowy stałych baz w Polsce nie pali się nawet nasz największy sojusznik USA, sprzeciw wyraża wiele innych krajów Sojuszu, w tym te z Europy Środkowej. Ba, Polska też przyjęła porozumienie NATO – Rosja.

Stawianie tak ostro i nieroztropnie tego problemu na szczycie Sojuszu może być źródłem porażki. A przegrana tej sprawy przez prezydenta Polski na szczycie w Warszawie może mieć duże konsekwencje dla znaczenia kraju w strukturach NATO.

Stosunek do sił zbrojnych i systemu bezpieczeństwa będzie dla Andrzeja Dudy jednym z pierwszych poważnych sprawdzianów intencji. W tej sferze rządzi zasada: „polityka jest sztuką wykorzystywania możliwości”, która jest wyraźnie sprzeczna z filozofią Dudy z kampanii wyborczej, że „wszystko jest możliwe”.

Paweł Wroński

Więcej postów