Elastyczna postawa Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i jej lidera Waldemara Tomaszewskiego wyłamuje się z wielu schematów rządzących nadwiślańską polityką.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują bowiem na to, że polska partia w Republice Litewskiej znacznie lepiej rozumie, na czym właściwie polega polityka, po co właściwie w polityce się uczestniczy i komu ostatecznie polityka ma służyć. Nie jest to zresztą jedyny paradoks, który ujawniony został przez aktywność Polaków na Litwie.
Zanim doszło do wypisania Waldemara Tomaszewskiego i innych polityków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie z narodu polskiego przez litwomańskie elity polityczne z kraju położonego między Odrą a Bugiem, w najlepsze trwała będąca kontynuacją międzywojennej antypolskiej polityki tzw. „Litwy Kowieńskiej” urzędowa wręcz dyskryminacja Polaków z Wileńszczyzny. Temu procederowi milczeniem („milczenie oznacza zgodę”), ale nie tylko, przyklaskiwało wiele osobistości polskiego życia dziennikarskiego, akademickiego i politycznego.
Uważnego obserwatora zupełnie nie powinny dziwić wypowiedzi w rodzaju tej, na którą zdobył się dr Kazimierz Wóycicki ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego o tym, że Republikę Litewską nie zamieszkuje mniejszość polska, a sowiecka. Nihil novi sub sole, chciałoby się powiedzieć. Nie jest nawet dziwne, że tak ktoś taki wciąż wykłada na publicznej uczelni. Stan państwa polskiego pozostawia tak wiele do życzenia, że do wyboru pozostaje albo bezradne załamanie rąk i pogodzenie się z zaistniałym stanem rzeczy, albo zaciśnięcie zębów i wyciągnięcie odpowiednich wniosków.
Warto pamiętać, że Wóycicki już w 2001 roku został oskarżony przez niektórych działaczy polonijnych w Niemczech o antypolonizm. Dyrektor Wóycicki znany jest ogólnie ze swych antypolonijnych (w konsekwencji antypolskich) wystąpień i dlatego też nie powinien on naszym zdaniem zabierać głosu na tematy polonijne, zresztą nie został upoważniony przez żadną polonijną czy polską organizację w Niemczech – pisali w liście otwartym do Prezesa Rady Ministrów Leszka Millera Polacy zamieszkujący Republikę Federalną Niemiec. Wóycicki pełnił wówczas funkcję dyrektora Polskiego Instytutu Kultury w Lipsku.
Innym przypadkiem jest osoba Marcina Reya, znanego paszkwilanta i kłamcy lansowanego zarówno przez „Gazetę Wyborczą”, jak i związany z sakiewiczowską „Gazetą Polską” portal Niezalezna.pl. Jako administrator strony „Rosyjska V kolumna w Polsce” spreparował on fotomontaż, na którym Waldemar Tomaszewski odznaczony został „orderem stonki”, co ma sugerować, że lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie jest wykonawcą interesów rosyjskich. Jednocześnie zamieścił on pozbawioną jakiegokolwiek związku z rzeczywistością informację, że AWPL pobiera pieniądze z budżetu polskiego. W tym wypadku paszkwilant wyciera sobie buzię polskim patriotyzmem, choć można mieć uzasadnione wątpliwości czy na pewno o polski patriotyzm tu chodzi, zważywszy na wypowiedź w Telewizji Republika, w której wspomniany celebryta oświadczył, że forma bliższej współpracy i asocjacji [Polaków, Litwinów i Ukraińców], ale tym razem na równych zasadach, jest marzeniem wielu polskich patriotów, a nawet patriotów Rzeczypospolitej, bez przymiotnika „polskiej” koniecznie. Jak widać, zjawisko atakowania polskości w jej wileńskiej odmianie nie jest wcale domeną ludzi, którzy od patriotyzmu, przynajmniej deklaratywnie, się dystansują.
To, czego nadwiślańscy mędrkowie nie wybaczą własnym rodakom(?), zostaje oczywiście odpuszczone a priori przedstawicielom innych narodów. W interesującym nas przypadku Litwinów w ogóle nie obciąża fakt, że dwukrotnie wybrali na prezydenta byłą aktywistkę Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego Dalię Grybauskaite, realizatorkę litewsko-sowieckiej polityki depolonizacji Wileńszczyzny (zmienił się tylko dobór środków stosownie do epoki). Litwinów można rozgrzeszyć za wszystko, Polaków na Wileńszczyźnie nie można usprawiedliwić zaś w żaden sposób, nawet wtedy, gdy do pewnych taktycznych kompromisów są wręcz zmuszeni. A zmuszeni są, bo wciąż traktują poważnie bycie Polakami i to jest chyba główna różnica, jaka występuje między nimi a ośrodkami opiniotwórczymi i politycznymi nad Wisłą. Oczywiście, i to nie może nas dziwić – gdyby nagle zaczęto prowadzić z Warszawy propolską politykę w odniesieniu do Wileńszczyzny, to dotychczasowa postawa nadwiślańskich elit uległa kompromitacji, wobec czego nastąpiłaby potężna weryfikacja zasadności uczestnictwa w polityce i publicystyce szeregu postaci z pierwszych stron gazet. Polacy na Wileńszczyźnie walczą więc nie tylko bezpośrednio z presją lituanizacyjną, ale i pośrednio z III RP i jej mającymi niewolniczą mentalność i skłonność do samoponiżania elitami.
Wołający o pomstę do nieba stosunek elit kraju położonego między Odrą a Bugiem do Polaków na Litwie nie jest – wbrew usilnie lansowanej tezie – problemem lokalnym, ograniczonym wyłącznie do relacji Warszawa-Wileńszczyzna. Establishment III RP nie rozumie, bo jest do tego organicznie niezdolny, że na Wileńszczyźnie walka o polskość toczy się całkowicie serio. Jedyna strategiczna myśl, jaką III RP potrafiła z siebie wydalić na przestrzeni ponad 20 lat swojej marnej egzystencji, to wprzężenie Rzeczypospolitej w politykę NATO i UE. Na tym ich kompetencje intelektualne i moralne się kończą. Ludzie, którzy rządzą nami z gabinetów ministerialnych i redakcji poczytnych gazet oraz portali, nigdy nie zrozumieją, czym jest zabieganie o polski interes. Polska, Polacy, polskość są dla nich albo żerowiskiem, albo szansą na wpisanie się w „politykę europejską” sterowaną z Brukseli/Berlina, albo ewentualnie narzędziem do poskramiania swoich kompleksów względem jednego z naszych byłych wschodnich sąsiadów, z którym przegraliśmy przed wiekami rywalizację o dominację na obszarze Europy Wschodniej (najpóźniej do połowy XIX wieku na własne niestety życzenie).
Polaków w kraju – tych, którym jeszcze chce się mimo wszystko być Polakami – należałoby więc namawiać do tego, by uważnie patrzyli na ręce elitom w sprawie polityki Warszawy odnośnie do zagadnienia rodaków na Wileńszczyźnie. Nie ma się co łudzić, że jeśli lekceważąco traktują one Polaków nad Niemnem i Wilią, to inny będzie ich stosunek do ludności zamieszkującej terytorium między Odrą a Bugiem. Przykład Wileńszczyzny pokazuje bowiem, że elity te nie traktują poważnie własnego narodu, wyłączając wedle własnego uznania całe jego części składowe, a w ostateczności delegitymizując go jako spójną całość.
Wreszcie – Litwinom mało kto przypomina, dzięki decyzji którego z XX-wiecznych zbrodniarzy zawdzięczają Wileńszczyznę, nikt nie podkreśla, że to oni jako beneficjenci polityki Józefa Stalina mają obowiązek przystosować się do ludności autochtonicznej (Polaków), a nie na odwrót. Dobre samopoczucie Litwinów jest, zdaje się, jednym z głównych celów istnienia obecnej państwowości polskiej w jej nadzwyczaj żałosnym i upokarzającym nas wszystkich stanie.
Mamy więc prawo podejrzewać, że każdy, kto wespół z Litwinami – którzy są dziś głównym zagrożeniem dla polskości na Wileńszczyźnie – występuje przeciwko tamtejszym Polakom, ostatecznie nie będzie lojalny także wobec nas samych; tych, którym nie było dane wypróbować swojej polskości w warunkach bardziej ekstremalnych niż nadwiślańskie.
Elity te bowiem doskonale zdają sobie sprawę – niezależnie od kierujących nimi pobudek, że integracja Polaków po obydwu stronach rozdzielającej nas granicy na poważnie odrodziłaby polski patriotyzm i ruch narodowy – silny, zdolny do poświęceń, wyznaczania sobie dalekosiężnych celów, dumny z tego, że polskość sięgała daleko na Wschód, a nie kajający się za to, nie podlegający manipulacjom w regularnych cyklach wyborczych – patriotyzm, z którym trzeba się będzie liczyć na serio. Polski patriotyzm, który byłby w stanie rozliczyć nie tylko stosunek rządów i ośrodków opiniotwórczych do Wileńszczyzny, ale ich jakość i przydatność pod kątem polskiej racji stanu jako takiej.
Tomasz Jasiński
PROSTE : POLACY BYLI ? DOMINUJACA ETNICZNIE GRUPA KTORA ZACHOWALA SWOJE – ETNICZNE ZDOLNOSCI – A ZE LITWINI ” SHAULISI – WSPOLPRACOWALI Z NIEMCAMI – TO O TYM SIE NIE MOWI ?? —
Swietny artykul. Problem jest taki ze MSZ jest niemalze zmonopolizowany przez rodakow Geremka. W innych organach takze graja pierwsze skrzypce. Oni prowadza swoja polityke ktora najczesciej nie pokrywa sie z polska. Trzeba polski interes akcentowac publicznie i uswiadamiac Polakow telewizyjno zaleznych. Telewiza to tez malo polskie medium.
Mo?e by Autor powiesi? to na Salon24. Kanalia W. jest tam promowana wi?c przypomnienie antypolskiej dzia?alno?ci w Niemczech by?o by na miejscu.