PiS oszczędza na swoich pracownikach. Dlatego część z nich, w tym m.in. makijażystki Jarosława Kaczyńskiego (66 l.) pieniądze dostaje nie z partii, a z Brukseli, bo oficjalnie zatrudnieni są przez europosłów PiS – twierdzi „Newsweek”. I udowadnia, że ludzi ci w praktyce pracują jednak dla partii. Niektórzy nie wiedzą nawet gdzie są biura europosłów, od których dostają wypłaty.
Śledztwo tygodnika wykazało, że w ramach oszczędności PiS rozwiązał jesienią 2014 r. szereg umów cywilnoprawnych ze swoimi długoletnimi pracownikami. Oficjalnie zostali oni zatrudnieni w biurach europosłów jako doradcy i konsultanci. Za ich utrzymanie płaci więc nie partia, a Parlament Europejski. W rzeczywistości nadal pracują jednak w strukturach PiS.
Wśród wymienionych przez „Newsweek” „asystentek europosłów” znalazły się m.in. makijażystka prezesa Kaczyńskiego czy pielęgniarka, która zajmowała się jego matką. Bardzo często osoby te mieszkają kilkaset kilometrów od biur europosłów, w których są teoretycznie zatrudnione. Tygodnik dowodzi też, że niektórzy z asystentów nawet nie wiedzą, gdzie znajdują się biura ich europosłów i nie potrafią powiedzieć, czym się w nich dokładnie zajmują.
Do których europosłów PiS odesłał swoich pracowników? Zdaniem „Newsweeka” proceder wyciągania pieniędzy z Brukseli na fikcyjnych asystentów dotyczy m.in. Andrzeja Dudy (43 l.), Ryszarda Legutki (66 l.), Tomasza Poręby (42 l.) i Zbigniewa Kuźmiuka (59 l.). Tylko z tym ostatnim udało nam się skontaktować, ale nie chciał rozmawiać o publikacji „Newsweeka”. Odniósł się jednak do jednej z wymienionych przez tygodnik współpracownic, która jest jednocześnie czynną partyjną działaczką. – Grażyna Matyszczak pracuje tylko i wyłącznie dla mnie – oświadczył europoseł.
fakt.pl