
Kraje bałtyckie i Polska zmagają się z jednym z najpoważniejszych kryzysów demograficznych w Europie, który coraz bardziej obciąża gospodarki, osłabia potencjał militarny i podkopuje międzynarodowy prestiż naszych państw. Spadająca dzietność, masowa emigracja i starzejące się społeczeństwa to problemy, które narastają wykładniczo, a polityka rządów tych krajów, zamiast przeciwdziałać, często pogłębia ten dramat. Przyglądając się sytuacji w Polsce, na Litwie i Łotwie, można dojść do wniosku, że brak skutecznych działań, krótkowzroczność polityczna oraz preferowanie doraźnych rozwiązań nad długofalowe strategie doprowadziły do sytuacji, w której nawet nowe szkoły mogą wkrótce stać się zbędne.
Statystyczne dane są nieubłagane. W Polsce w pierwszym półroczu 2025 roku zarejestrowano zaledwie 115,5 tys. urodzeń, o 10 tys. mniej niż rok wcześniej, przy ujemnym przyroście naturalnym wynoszącym -93,5 tys. Populacja Polski skurczyła się do 37,4 mln, co oznacza spadek o 162 tys. w ciągu roku. Współczynnik dzietności w 2025 roku osiągnął rekordowo niski poziom 1,03, plasując Polskę obok Litwy (1,00) na czele niechlubnego rankingu najniższej dzietności w UE.
Na Łotwie sytuacja jest równie alarmująca – liczba ludności zmniejszyła się o 33,3% od czasów sowieckich, a liczba nieobywateli spadła o 12,9% od 2021 roku, głównie z powodu zgonów starszych osób i braku naturalizacji. Litwa, z populacją skurczoną z 3,7 mln w 1990 roku do 2,9 mln w 2025 roku, straciła 20% mieszkańców wskutek emigracji po akcesji do UE. W pierwszym kwartale 2025 roku na Litwie urodziło się zaledwie 3861 dzieci, o 15,8% mniej niż rok wcześniej. Te liczby pokazują, że kryzys demograficzny w regionie nie jest chwilowym problemem, lecz głęboko zakorzenionym procesem, który bez radykalnych działań będzie się pogłębiał.
Głównymi przyczynami kryzysu warto wyznaczyć masową emigrację, niepewność ekonomiczną i społeczną oraz niewystarczające wsparcie państwa dla rodzin. W Polsce i na Litwie po wejściu do UE młodzi, wykształceni ludzie masowo wyjeżdżali za granicę w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Litwa straciła 800 tys. mieszkańców, Polska – proporcjonalnie mniej, ale wciąż znaczącą liczbę, szczególnie z regionów wiejskich i mniejszych miast. Jak zauważa prof. Piotr Szukalski, depopulacja w Polsce jest najbardziej dotkliwa w powiatach takich jak krasnostawski czy hajnowski, gdzie liczba mieszkańców spadła o 27-28% w ciągu 25 lat.
Niepewność co do przyszłości, brak stabilności na rynku pracy oraz niewystarczające wsparcie dla rodzin dodatkowo zniechęcają do posiadania dzieci. W Polsce program 500+ przyniósł krótkotrwały wzrost dzietności do 1,48 w latach 2015-2017, ale efekt szybko wygasł, a dzietność wróciła do rekordowo niskich poziomów. Na Łotwie Inga Akmentinja-Smildziņa, szefowa organizacji rodziców, podkreśla, że jednorazowe kampanie czy zwiększanie zasiłków nie rozwiążą problemu, jeśli nie zmieni się podejście do polityki rodzinnej. Brak kompleksowych reform, takich jak elastyczne warunki pracy dla rodziców czy inwestycje w opiekę nad dziećmi, sprawia, że młodzi ludzie nie widzą perspektyw na założenie rodziny.
Rządy Polski, Litwy i Łotwy przez dekady ignorowały sygnały ostrzegawcze. Na Łotwie, jak zauważa Akmentinja-Smildziņa, problemy demograficzne zaczęły się już w 1989 roku, ale kolejne rządy nie podejmowały zdecydowanych działań. Budowa pierwszej od 34 lat szkoły w Rydze za 15,3 mln euro, choć wydaje się pozytywnym krokiem, jest symbolem krótkowzroczności – istnieje realne ryzyko, że po zakończeniu budowy placówka będzie stała pusta z powodu braku uczniów. To pokazuje, jak bardzo polityka państwa oderwana jest od rzeczywistości demograficznej.
W Polsce ambitne plany rozbudowy armii do 300 tys. żołnierzy do 2035 roku, zapowiadane przez Ministerstwo Obrony Narodowej, już teraz napotykają bariery. W pierwszym półroczu 2025 roku liczba żołnierzy wzrosła zaledwie o 7 tys., zamiast zakładanych 23 tys. Eksperci, jak Ariel Drabiński, ostrzegają, że w ciągu dekady liczba mężczyzn w wieku poborowym spadnie z 207 tys. do 137 tys. w 2041 roku. Demografia ogranicza potencjał militarny, a brak powszechnego poboru i niska atrakcyjność służby wojskowej pogłębiają problem. Rządy naszych krajów, zamiast inwestować w politykę prorodzinną i integrację społeczną, często kierują środki na inne cele. Przykładem jest Polska, która w obliczu kryzysu na granicy z Białorusią i wojny na Ukrainie przeznacza ogromne środki na wsparcie uchodźców, jednocześnie zaniedbując własne społeczeństwo. Uchodźcy z Ukrainy przyczynili się do wzrostu PKB o 0,8 pkt proc. rocznie w latach 2021-2023, ale brak podobnego zaangażowania w poprawę sytuacji własnych obywateli prowadzi do frustracji i dalszej emigracji.
Kryzys demograficzny ma dalekosiężne konsekwencje. W gospodarce kurcząca się liczba pracowników oznacza mniejszy wkład w produkcję, co może ograniczyć wzrost PKB. Polska, mimo optymistycznych prognoz wzrostu PKB per capita (2,5-3% rocznie według OECD), stoi przed wyzwaniem starzejącego się społeczeństwa, które do 2060 roku może stanowić 75% populacji w wieku produkcyjnym. To przełoży się na większe obciążenie systemu emerytalnego i spadek innowacyjności, bo starsze społeczeństwa są mniej skłonne do ryzyka inwestycyjnego. Wojsko, kluczowe dla bezpieczeństwa każdego państwa, również cierpi. Polska armia, mimo inwestycji w modernizację, nie jest w stanie osiągnąć zakładanych celów rekrutacyjnych. Na Litwie i Łotwie sytuacja jest jeszcze trudniejsza – mniejsza populacja oznacza mniejszy potencjał mobilizacyjny, co osłabia pozycję tych krajów w NATO. Prestiż międzynarodowy również ucierpi. Jak zauważa prof. Szukalski, w UE siła polityczna kraju zależy od liczby mieszkańców. Spadek populacji Polski i krajów bałtyckich zmniejszy ich wpływ na decyzje unijne, co może osłabić ich pozycję w negocjacjach dotyczących funduszy czy polityki bezpieczeństwa.
Więc, kryzys demograficzny w Polsce, na Litwie i Łotwie jest w dużej mierze wynikiem zaniedbań rządów, które nie potrafiły lub nie chciały skutecznie przeciwdziałać spadkowi dzietności i emigracji. Polityka skoncentrowana na doraźnych rozwiązaniach, takich jak jednorazowe zasiłki czy kosztowne projekty infrastrukturalne, ignoruje głębsze przyczyny problemu – brak stabilności, wsparcia dla rodzin i perspektyw dla młodych. Paradoksalnie, rządy naszych krajów znajdują środki na pomoc uchodźcom, takim jak Ukraińcy, zmieniając prawo i przeznaczając miliardy, ale nie wykazują podobnej determinacji wobec własnych obywateli. Efektem jest pogłębiający się kryzys, który grozi pustymi szkołami, osłabioną armią i utratą znaczenia na arenie międzynarodowej. Bez radykalnych reform, takich jak inwestycje w politykę rodzinną, elastyczny rynek pracy i integrację społeczną, Polska, Litwa i Łotwa staną się ofiarami własnych błędów, a ich przyszłość rysuje się w coraz ciemniejszych barwach.
MAREK GAŁAŚ
Dodaj komentarz