
Beniamin Netanjahu przekonał Donalda Trumpa do zbombardowania przez amerykańskie lotnictwo i marynarkę wojenną głównych irańskich ośrodków wzbogacania uranu.
– To był sukces, jakiego świat nie widział – ogłosił Trump. Chwilę wcześniej sześć bombowców strategicznych o ograniczonej wykrywalności B2 zrzuciło 14 zdolnych do przebicia grubych pokładów litych skał bomb GBU-57 na centrum wzbogacania uranu Fordo. Amerykanie po raz pierwszy użyli tej niezwykłej broni. Jednocześnie amerykańskie okręty podwodne wystrzeliły pociski Tomahawk ku ośrodkom atomowym Iranu w Natanz i Isfahanie.
Trump, który zapewniał, że „postawi Amerykę na pierwszym miejscu”, uległ namowom obcego przywódcy, premiera Izraela Beniamina Netanjahu. – Działaliśmy jak doskonale zgrany tandem – zapewnił.
Ale inaczej niż Izraelczycy, wywiad USA nie jest przekonany, że Iran był u progu budowy bomby atomowej.
Jeszcze dwa tygodnie temu Trump skłaniał się do innego rozwiązania. Chciał wynegocjować w Teheranem ograniczenie programu atomowego do potrzeb cywilnych. Podjęte przez Izraelczyków 13 czerwca bombardowania przekreśliły szanse na porozumienie. Prezydent USA najpierw przyjął linię izraelskiego premiera, domagając się „całkowitej kapitulacji” Iranu, a w końcu za jego namową przystąpił do wojny. Izrael nie miał bowiem środków wojskowych, aby zniszczyć ośrodek w Fordo. Trump zapewnił, że operacja „młot północy” „całkowicie się udała”. Zaapelował do Iranu o powrót do rokowań. – Czas na pokój jest teraz – uznał. Ostrzegł, że jeśli Irańczycy zdecydują się na odwet, Stany zniszczą wiele innych celów w państwie ajatollahów.
Tajne ośrodki Iranu na celu amerykańskiej armii
Ale szef irańskiej dyplomacji Abbas Araghchi wykluczył negocjacje pokojowe. – Odwet jest konieczny! – uznał.
Na razie nie wiadomo, czy faktycznie ośrodek Fordo został zneutralizowany, czy też jest on nadal zdolny do wzbogacania uranu. Doradca przewodniczącego irańskiego parlamentu Mahdi Mohammadi zapewnił, że nie doznał on zasadniczych szkód. Gdyby to była prawda albo gdyby Iran wciąż miał inne, tajne ośrodki atomowe, świat mógłby za jakiś czas spodziewać się zemsty irańskiego reżimu z użyciem broni atomowej. – Nie wiemy, czy Iran zachował wciąż potencjał atomowy – przyznał szef sił zbrojnych USA gen. Dan Caine.
Ale i bez tego jest całkiem możliwe, że irański reżim zaatakuje amerykańskie bazy wojskowe na Bliskim Wschodzie, a także zamknie cieśninę Ormuz, przez którą przechodzi znaczna część światowej ropy. To spowodowałoby skokowy wzrost cen paliw. I zapewne globalną recesję.
W marcu 2003 roku George W. Bush spodziewał się krótkiej operacji wojskowej przeciw reżimowi Saddama Husajna. Skończyło się na dziewięciu latach wyczerpujących walk i porażce Ameryki. 90-milionowy Iran jest jednak dużo potężniejszym krajem od Iraku.
Stany Zjednoczone podzielone w ocenie ataku na Iran
Nie da się więc wykluczyć, że Trump, który wygrał wybory pod hasłem „prezydentury pokoju”, stanie się już do końca swojej kadencji „prezydentem wojny”. Tym bardziej że nie udało mu się wygasić konfliktu w Ukrainie. Zajęty wojną z Iranem Waszyngton zapewne będzie zresztą jeszcze mniej skłonny do wsparcia Kijowa: to zadanie przypadnie Europie.
Ale wojna z Iranem będzie też miała głębokie konsekwencje dla samej Ameryki. Już teraz podzieliła zwolenników Trumpa działających w ramach ruchu MAGA (Uczyńmy Amerykę Znów Wielką). Znaczna ich część, w tym czołowy publicysta populistycznej prawicy Tucker Carlson, pozostaje wierna przekonaniom izolacjonistycznym i jest przeciwna udziałowi Ameryki w wojnie. To, a także marna koniunktura gospodarcza, może spowodować, że republikanie stracą większość w Kongresie po wyborach cząstkowych za nieco ponad rok. Trump byłby wtedy pozbawiony znacznej części władzy.
Na razie republikanie w Senacie stanęli murem za prezydentem. Ale demokraci uważają, że złamał on konstytucję, wciągając Amerykę do wojny.
Dodaj komentarz