Pierwszy taki wniosek w sprawie rzezi wołyńskiej. Złożyła go Polka

niezależny dziennik polityczny

Karolina Romanowska jako jedna z pierwszych w Polsce składa prywatny wniosek o ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej. Z prośbą o godny pochówek dla 18 osób, w tym członków jej rodziny, zamordowanej we wsi Ugły w obecnym obwodzie rówieńskim, zwróciła się do samego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, a także do ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. – Rozwiązanie kwestii wołyńskiej to jedyny sposób, by odebrać paliwo propagandowe Rosji – przekonuje założycielka Stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie.

  • Polski IPN już dziewięć razy składał prośby o ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej, ale za każdym razem odpowiedź Ukrainy była negatywna
  • Załatwienie tych spraw raz na zawsze na pewno nie tylko pomogłoby w budowaniu relacji polsko-ukraińskich, ale także odebrałoby Rosji narzędzie propagandowe, którym Moskwa zgrabnie się posługuje, dolewając od czasu do czasu oliwy do ognia – mówi Anatolij Kurnosow, ukraiński historyk z Uniwersytetu w Kijowie
  • Ukraina wyraziła np. zgodę na ekshumację 74 żołnierzy Wehrmachtu w ostatnim czasie, już podczas trwającej wojny z Rosją. — Zgadzają się na ekshumację niemieckich żołnierzy, a nie zgadzają się na ekshumacje polskich ofiar — mówi prezes Instytutu Pamięci Narodowej
  • — Trzeba sobie również zdać sprawę, że większość współczesnych obywateli Ukrainy w ogóle nie ma wiedzy o rzezi wołyńskiej czy tragedii wołyńskiej, jak jest ona nazywana w Ukrainie — wskazuje z kolei Khrystyna Lustyk, ukraińska korespondentka wojenna i ekspertka think tanku PostPravda.

100 osób w Ugłach na Wołyniu

12 maja 1943 r. w miejscowości Ugły na Wołyniu zamordowano ponad 100 Polaków, a także Ukraińców. Za zbrodnią stała Ukraińska Armia Powstańcza, czyli UPA. O tym, co wydarzyło się wtedy niedaleko Saren, opowiadał m.in. Piotr Mosiejczyk, wujek Karoliny Romanowskiej, w swoich wspomnieniach spisanych w 1985 r.

Kiedy „(…) zaczęły się napady na polskie wsie i osady, zorganizowaliśmy samoobronę. We wrześniu 1942 r. przybył do nas oddział partyzantki radzieckiej, pod dowództwem kpt. Iwana Michałowicza. Zajęli gajówkę oddaloną od wsi Ugły o 3,5 km, (…) trwało to do maja 1943 r. [Potem] partyzanci zmienili miejsce postoju, przeszli na zachód, wtenczas 12 maja 1943 r. o godz. 4.00 rano bandy UPA napadły na polskie wioski: Ugły, Uboreź, Osty, Folwark, Płoskie” – opowiadał Mosiejczyk, co zachowało się w aktach IPN.

„Polska wieś Ugły liczyła 320 mieszkańców, zamieszkiwali [w niej] Polacy, Niemcy, [którzy] wyjechali do Niemiec po przyjściu władzy ZSRR na [te] tereny i pięć rodzin Białorusinów. Wieś otoczono z trzech stron. Od strony łąk i lasów pozostały otwarte pola, tam stały karabiny maszynowe. Po bardzo znikomej obronie bandy wdarły się do wsi, tam zaczęły palić i rabować. Zamordowano 257 osób; zginęły nawet całe rodziny, ja zostałem ciężko ranny, dobę leżałem w lesie, potem [zostałem] odwieziony do szpitala w Sarnach […]. Pomordowanych i spalonych na Ugłach po kilku dniach pochował mój ojciec Mosiejczyk Aleksander wraz z Pawłem Kucnerem i Wincentym Grabką. Pochowani [zostali] we wspólnej mogile, na miejscu, gdzie stała kaplica” — relacjonował Mosiejczyk.

I dalej: „Uciekając przed bandą [podczas napadu na Ugły], obywatelka Orzechowska wraz z półtorarocznym synkiem chroniła się w piwnicy Białorusina »Szczećki«. Tam była jego rodzina oraz Jan Różewicz. Banderowcy kazali wszystkim wyjść na zewnątrz. Szczećko wskazał na Orzechowską i Różewicza, że to są Polacy. Jeden banderowiec wyrwał z rąk matki dziecko. Orzechowska rzuciła się na ratunek dziecku, drugi banderowiec podłożył nogę i popchnął ją. Jak upadła, wten­czas przygwoździł ją widłami do ziemi, a dziecko wziął za nóżki i roztrzaskał główkę o pieniek, potem wykończyli widłami matkę. Różewicz patrzył na to, w obawie przed śmiercią oświadczył, że wie, gdzie są karabiny. Banderowiec wziął go za rękę; on zaprowadził [go w miejsce], gdzie zginął jego stryj Konstanty, zamordowany i spalony; miał opaloną kolbę karabinu. Banderowiec wziął karabin, wtenczas Różewicz wyrwał mu rękę, pobiegł pomiędzy furmanki, które stały po rabunki, i zrabowane mienie, dobiegł do lasu i uciekł” – czytamy w aktach IPN.

„Następnie spalonych Kucnerów oglądała bratanka, ranna w rękę, okrwawiona, udała martwą, widziała, jak jej bratanicę, Kazimierę, 4-latkę, dwóch banderowców wzięło za ręce i nogi [i] wrzuciło do płonącego domu; tak samo zrobili z trzynastoletnim jej bratem Piotrem, rannym w nogę” – kończy się notatka.

Polska a Wołyń w 2024 r.

Niedawno premier polski i szef Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk w jednej ze swoich wypowiedzi stwierdził, że Ukraina nie wejdzie do Unii Europejskiej, dopóki kwestia rzezi wołyńskiej nie zostanie rozwiązana. Powtórzył on tym samym wcześniejszą deklarację ministra obrony narodowej Polski Władysława Kosiniaka-Kamysza oraz dawniejszą jeszcze obietnicę Jarosława Kaczyńskiego, który w podobnym tonie wypowiadał się w 2017 r.

Anatolij Kurnosow, ukraiński historyk, który jest zwolennikiem przeprowadzenia ekshumacji na Wołyniu, uważa, że takie słowa to przesada, a wręcz swoisty szantaż. – Cieszę się przede wszystkim, że wraz z nimi nie padają deklaracje o wstrzymaniu pomocy wojskowej dla naszej ojczyzny. Polskie władze zdają sobie sprawę, że wsparcie dla Kijowa leży w interesie narodowym Polaków. Uważam, że z kolei niwelowanie historycznych różnic jest równie ważne dla Ukrainy i dla Ukraińców – dodaje specjalista, zaangażowany w prace stowarzyszenia prowadzonego przez Karolinę Romanowską.

– Mamy trudne karty naszej wspólnej historii, ale było też wiele dobrego. Dla mnie ekshumacje to temat bezdyskusyjny. Każdy człowiek ma prawo do pamięci i godziwego pochówku. To prawo zarówno ludzkie, jak i boskie, którego nie można odbierać żadnemu narodowi. Dlatego uważam, że ekshumacje muszą być przeprowadzone – twierdzi Anatolij Kurnosow w rozmowie z Onetem.

– Dlatego wniosek o ekshumację składamy razem. Polacy i Ukraińcy, w ramach naszego Stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie. Staramy się o ekshumację nie tylko Polaków pomordowanych, ale także Ukraińców, którzy również zginęli z rąk Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zginęli razem z Polakami – tłumaczy Romanowska. – Polski rząd i polski IPN niejednokrotnie składały takie wnioski, próbowały i za każdym razem dostawały odmowę. Z tego, co wiem, to jeden z pierwszych tego typu wniosków złożony przez osobę prywatną. Czy poskutkuje? Nie wiem – przyznaje.

Co na temat Wołynia mówi IPN?

Polski Instytut Pamięci Narodowej już dziewięć razy składał prośby o ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej, ale za każdym razem odpowiedź Ukrainy była negatywna. Tego typu prośby IPN składał już od 2020 r., a więc na dwa lata przed pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę.

Cytowany przez PAP prezes IPN dr Karol Nawrocki tłumaczy, że „oczywiście nasza [polska] solidarność, sympatia i wsparcie dla Ukrainy są jednoznaczne w walce z Federacją Rosyjską”.

Zaznaczył jednak, że jego zdaniem „zachowanie Ukrainy i gesty, z którymi się spotykamy, a które do niczego właściwie nie prowadzą, brak zgody na pochowanie ofiar ludobójstwa wołyńskiego, jest problemem, który nie może być przekładany na bieżącą, nawet tragiczną i dramatyczną sytuację Ukrainy w wojnie z Rosją”. — Wojna niczego nie zmieniła, gdyż strona ukraińska była konsekwentnie niechętna do rozpoczęcia prac ekshumacyjnych i do zaakceptowania bądź nawet czasem choćby odpowiedzi na jakikolwiek z naszych dziewięciu wniosków — powiedział prezes IPN w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

Wskazał jednocześnie, że Ukraina wyraziła np. zgodę na ekshumację 74 żołnierzy Wehrmachtu w ostatnim czasie, już podczas trwającej wojny z Rosją. — Zgadzają się na ekshumację niemieckich żołnierzy, którzy po 1941 r. ginęli na obszarze ówczesnego Związku Sowieckiego, a nie zgadzają się na ekshumacje polskich ofiar. Jako prezes IPN i historyk nie jestem w stanie tego zrozumieć, dlaczego nie wyrażają zgody na ekshumacje polskich cywilnych ofiar. Spoczywają one w sumie w około 1,3 tys. miejsc. Tam są szczątki polskich dzieci, kobiet i starców – cytuje prezesa polskiego IPN PAP.

Wołyń szkodzi Polsce i Ukrainie, a pomaga Rosji

– Wiemy, że na przeszkodzie stoi wiele spraw formalnych, proceduralnych, prawnych, ale uważam, że jeśli będzie wola polityczna, to wszystko można zrobić – twierdzi Anatolij Kurnosow. – Bardzo chciałbym, żeby te ekshumacje się rozpoczęły, ale musimy zdawać sobie sprawę, że po stronie ukraińskiej brakuje też fachowców, żeby się tym profesjonalnie zająć. Wielu z nich, krótko mówiąc, walczy obecnie na froncie lub jest medykami wojennymi gdzieś pod Bachmutem czy gdzieś indziej na froncie. Tego typu badania wymagają precyzji i na pewno będą długotrwałe – dodaje historyk.

– Niemniej moim zdaniem załatwienie tych spraw raz na zawsze na pewno nie tylko pomogłoby w budowaniu relacji polsko-ukraińskich, ale także odebrałoby Rosji narzędzie propagandowe, którym Moskwa zgrabnie się posługuje, dolewając od czasu do czasu oliwy do ognia – mówi Kurnosow.

– Oczywiście, że Rosja wykorzystuje temat Wołynia, ale jednocześnie uważamy, że blokady ekshumacji wszędzie są po prostu nie na miejscu. Każdy człowiek powinien mieć prawo do godnego pochówku bez stawiania żadnych warunków. Czy tym razem dostaniemy zgodę prezydenta Zełenskiego bądź Andrija Jermaka? Zobaczymy – zastanawia się Karolina Romanowska.

– Na rozwiązanie pewnych problemów, które są wykorzystywane, by skłócać nasze narody, zawsze powinien być czas. Zwłaszcza że widać, że w polskim narodzie narasta frustracja związana z tematem Wołynia. Powstały w naszym społeczeństwie pewne oczekiwania. Skoro wyciągamy rękę do Ukraińców w takim momencie jak wojna, to i chcielibyśmy, by Ukraińcy w końcu zobaczyli nasz ból. Zrozumieli pragnienie, by godnie pochować bliskich – tłumaczy Karolina Romanowska.

„Nie ma we mnie nienawiści do Ukraińców”

– 18 osób z mojej rodziny zostało zamordowanych we wsi Ugły. Na pewno więc jest to dla mnie też osobista misja, żeby ekshumacje na Wołyniu odblokować. Zwłaszcza że żyją jeszcze wciąż te osoby, które tam się urodziły, i chciałyby przed swoją śmiercią godnie pożegnać bliskich. Mieć pewność, że nie leżą gdzieś na polu i że to miejsce w końcu jest oznaczone.

– W mojej rodzinie nigdy nie było żadnej nienawiści do narodu ukraińskiego. Jak tylko zaczęła się wojna w 2022 r., to od razu ruszyliśmy z pomocą i do dziś stoimy po stronie Ukrainy. Wiemy, że UPA w latach 40. XX w. była jedynie niewielkim procentem całego społeczeństwa ukraińskiego – mówi Romanowska.

– Trzeba sobie również zdać sprawę, że większość współczesnych obywateli Ukrainy w ogóle nie ma wiedzy o rzezi wołyńskiej czy tragedii wołyńskiej, jak jest ona nazywana w Ukrainie. Ta wiedza była ukrywana całymi latami Związku Radzieckiego przed uczniami w szkołach, przed dyskusją publiczną. Temat nigdy nie istniał w świadomości społecznej, więc dziś wielu ludziom wydaje się abstrakcyjny. Może 20 proc. ludzi w Ukrainie kiedykolwiek o tym słyszało. Znają jedynie frazesy. Nie uczyli ich o tym. Może pod Lwowem, Tarnopolem, Równem ludzie o tym wiedzą, ale np. od Kijowa dalej na wschód jestem przekonana, że bardzo mało ludzi kiedykolwiek słyszało o czymś takim. Rozumiem, że to temat ważny dla Polaków, ale wśród Ukraińców on po prostu nie istnieje – tłumaczy Khrystyna Lustyk, ukraińska korespondentka wojenna i ekspertka think tanku PostPravda.

– Nie mamy o tę niewiedzę pretensji. Dla nas szczytem marzeń byłoby, gdybyśmy wspólnie z Ukraińcami 11 lipca każdego roku składali kwiaty pod pomnikami pamięci ofiar Wołynia. Tak jak robimy jako Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie z naszymi ukraińskimi przyjaciółmi, którzy okazują nam zrozumienie i wsparcie. Nowe relacje Polski z Ukrainą musimy budować na prawdzie. To bardzo ważna sprawa dla Polaków, choć wiemy, że dzieci nie są odpowiedzialne za zbrodnie rodziców – podsumowuje Karolina Romanowska.

Co faktycznie powiedzą nam ekshumacje?

Temat ekshumacji na Wołyniu powrócił niedawno po wpadce ukraińskiego ministra spraw zagranicznych, który na jednym ze spotkań zorganizowanych w Polsce krytycznie odniósł się do polskich roszczeń wobec zabitych na Wołyniu. W sumie szacuje się, że w latach 40. XX w. zamordowano tam od 50 do 70 tys. obywateli Polski.

Bo czym są w ogóle ekshumacje i co mają one ustalić? Jak się je przeprowadza? Okazuje się, że ekshumacje mają wiele wymiarów. – To szerokie spektrum. Wbrew pozorom – tłumaczy Jacek Cielecki z Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, który od lat zajmuje się ekshumacjami żołnierzy z czasów II wojny światowej.

– Ekshumacje to termin, który określa działania począwszy od przenosin grobów z likwidowanych cmentarzy na nowe miejsca, przez ściąganie prochów osób zasłużonych dla historii danego kraju z zagranicy, aż po identyfikację ofiar wojny pochowanych w bezimiennych mogiłach.

– Mimo prawie 80 lat od zakończenia II wojny światowej wciąż wiele ofiar nie mogło się doczekać właściwego pochówku. Mowa o żołnierzach wszystkich stron konfliktu. Regularnie swoich żołnierzy poszukują nie tylko Polacy, ale też szereg innych państw, które w taki czy inny sposób brały udział w II wojnie światowej.

Dzięki profesjonalnym i naukowo przeprowadzonym ekshumacjom możemy uzupełnić oraz poszerzyć m.in. wiedzę na temat danej osoby lub całego kontekstu historycznego. – Jeśli mowa o pojedynczych osobach, to wiedza z zakresu antropologii pozwala potwierdzić płeć lub wiek. Robi się to na podstawie szwów czaszkowych albo zębów. Do tego styl życia i choroby, bo wiele chorób pozostawia ślady na kościach. Obrażenia lub przyczynę śmierci z kolei dzięki rozpoznaniu złamań kości lub śladów po broni. Dzięki pobranemu materiałowi genetycznemu z kości można w niektórych przypadkach potwierdzić tożsamość osoby lub w przyszłości ją zidentyfikować – wyjaśnia Jacek Cielecki.

– Jeśli mowa o grobach zbiorowych, to możemy potwierdzić lub zanegować liczbę osób pochowanych a ujętych w relacjach lub przekazach źródłowych. Pochowanych osób jest przeważnie więcej, niż podają źródła. Te dane można potraktować też w szerszym kontekście, pod kątem danego wydarzenia historycznego, w którym osoby pochowane brały udział. Bardzo często przy szczątkach w grobach odnajdywane są przedmioty prywatne, elementy ekwipunku wojskowego itd.

Rzeczy te pomagają w identyfikacji osób, choć z biegiem lat stan zachowania tych przedmiotów pozostawia coraz więcej do życzenia. Bo niszczeją skóra, metal czy papier, z których są wykonane.

– Jeśli mowa o żołnierzach, którzy są odnajdowani w okopach, to sposób ułożenia ich ciał, model uzbrojenia i ilość artefaktów o charakterze militarnym pozwolą po części zrekonstruować formę i dynamikę starcia, w którym zginęli. Jeśli mowa o cywilnych ofiarach wojny, to sposób ich pochowania oraz to, co mają przy sobie i czy wciąż można zobaczyć obrażenia, mówią nam o tym, czy ofiary te zostały pochowane przez swoich krewnych czy np. przez oprawcę – opisuje swoje metody pracy ekspert IPN we Wrocławiu.

– Widzimy, czy są to uporządkowane groby albo zbiorowa mogiła w układzie szeregowym, albo po prostu ciała wrzucone do rowu albo przypadkowego leja po bombie. Dane i wiedza pozyskiwane podczas ekshumacji pozwalają poinformować rodziny osób w nich spoczywających o losie bliskich. Jeśli oczywiście uda się ich w jakiś sposób zidentyfikować.

Źródło: onet.pl

Więcej postów