Sromotna klęska Macierewicza. „Ostateczny cios zada prokuratura”

niezależny dziennik polityczny

Antoni Macierewicz w PiS znaczy prawie nic, a ostateczny cios jego opowieściom o zamachu w Smoleńsku zadadzą Adam Bodnar i… Zbigniew Ziobro.

Kim właściwie dziś jest Antoni Macierewicz?

– Na pewno wciąż wrogiem salonu III RP – odpowiada znany polityk Prawa i Sprawiedliwości.

– A jaki ma wpływ na linię PiS?

– Żaden. Jest w odstawce.

A chciał być prezydentem

Inny rozmówca, dobrze znający Macierewicza, podkreśla, że Antoni wciąż i na główkę z wieży do basenu skoczy, i popływa długo, i zanurkuje tak, jak młodzicy nie potrafią. Ale dodaje bezceremonialnie: – Chciałby mieć ciąg na bramkę jak 20 lat temu, ale już nie wie, gdzie się strzela gole. Traci zmysł polityczny.

Antoni Macierewicz ma 76 lat, o rok więcej od Jarosława Kaczyńskiego. Wobec dziennikarzy wciąż bywa złośliwy i ostry jak brzytwa. Ale jego pozycja ogranicza się do ceremoniału i formalnych stanowisk. Faktycznie już prawie nic nie znaczy.

Przed laty miał ambicje prezydenckie. – Marzył o pałacu. Andrzeja Dudę uważał za gówniarza, który tylko przypadkiem został głową państwa – mówi mój rozmówca z przyjacielskiego kręgu Macierewicza. Ale w wyborach wystartował jedynie na prezydenta Warszawy, w 2002 r. Dostał ledwo 1 proc.

Szacunek w PiS za lustrację

W PRL był antykomunistycznym opozycjonistą. W latach 90. najważniejszym lustratorem, co na prawicy jest mu bardzo dobrze pamiętane i za co jest po tej stronie bardzo ceniony. Likwidował Wojskowe Służby Informacyjne, ale raport z tego proces napisał tak, że prezydent Lecha Kaczyński wolał już aneksu do niego nie odtajniać, bo uznał go za niepoważną publicystykę. MON i tak musiało przepraszać i płacić za raport tym, których w nim pomówiono. Był ministrem obrony narodowej i marszałkiem seniorem. Teraz jest szeregowym posłem i wiceprezesem PiS. Dominująca część jego towarzyszy ze Zjednoczonej Prawicy podchodzi do niego jak do człowieka zasłużonego, który jednak powinien częściej korzystać z okazji, by nie zabierać głosu.

– Szacunek dla weterana. Tyle – mówi jeden z polityków PiS o tym, co Macierewiczowi się należy od partii.

Rozcieńczanie Antoniego

To, jakie formalnie Macierewicz zajmuje stanowisko w PiS, jest bez znaczenia. Może go zresztą nie zajmować. Wiceprezesem jest przez zasiedzenie, a nie ze względu na polityczną siłę. To się zresztą może zmienić. Pod koniec września Nowogrodzka planuje kongres PiS, ma on zmienić statut partii i system zarządzania. Ma powstać „rada nadzorcza” złożona z partyjnej starszyzny. Na jej czele stanąć ma Jarosław Kaczyński. Ma mieć prawo do powoływania i odwoływania zarządu na wzór rady naczelnej w PSL. Antoni Macierewicz wcale nie musi nawet znaleźć się w tej radzie.

Zarząd PiS mają z kolei tworzyć politycy młodszego pokolenia tacy jak Zbigniew Bogucki, Andrzej Śliwka, Łukasz Kmita, Przemysław Czarnek i parę innych osób. Tu dla Macierewicza miejsca nie ma już na pewno.

Faworytem Kaczyńskiego na szefa zarządu jest Mariusz Błaszczak, choć wcześniej rozważano też Mateusza Morawieckiego. Były premier ma jednak w partii liczniejszych wrogów, a kolejne publikacje w mediach i rozliczanie rządów PiS koncentrują się na nim jako premierze sprawującym władzę przez sześć lat. Murowanym faworytem jest więc Błaszczak.

Gwóźdź do trumny teorii zamachowej

Smoleńsk to ostatni wielki temat Macierewicza. Znany polityk PiS: – Tylko dlatego nie jest jeszcze na całkowitym aucie. Smoleńsk trzyma Antoniego przy życiu w polityce.

Po katastrofie z 2010 r. Macierewicz anektował ją i uczynił trampoliną do własnej kariery. Część ludzi w PiS orientowała się na niego jeszcze wówczas, gdy w 2015 r. został szefem MON. Teraz już nikt. Na grillowanie Macierewicza orientuje się za to MON – zwłaszcza wiceminister Cezary Tomczyk z PO. To zresztą wyjątkowo łatwy cel, bo podkomisja smoleńska kosztowała 33 mln zł i zniszczyła tupolewa do swoich eksperymentów. We wrześniu MON ma pokazać całościowy, liczący kilkaset stron raport, który podliczy szkody wyrządzone przez podkomisję. Tomczyk ma też wysłać prokuraturze zawiadomienia o przestępstwach. To nie dziwi, bo urobku podkomisji wstydzą się nawet w PiS.

Macierewicz, nawet jeśli publicznie nikt z wierchuszki PiS tego nie chce mówić, ośmieszył alternatywne wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej. Jego wersji nie dają wiary nawet ci w PiS, którzy są przeświadczeni, że w Smoleńsku doszło do zamachu.

Jest w odstawce. Ma jeszcze dostęp do ucha prezesa, ale Kaczyński jednym wpuści, a drugim wypuści to, co słyszy od Antoniego – polityk PiS

Rodziny przeciw Macierewiczowi

Takie głosy są nawet wśród bliskich PiS rodzin smoleńskich. Była europosłanka Beata Gosiewska, która w Smoleńsku straciła męża (wicepremiera Przemysława Gosiewskiego), wprost mówiła, że „dzięki katastrofie smoleńskiej Macierewicz jedynie rozwinął swoją karierę polityczną”. Wyjaśnianie katastrofy „śmieszy” i jest „dużym problemem rodzin”. Inne rodziny mówiły w podobnym tonie.

Znany polityk PiS: – Nic nie zrobił, gdy był ministrem obrony, by wyjaśnić katastrofę. Jego podkomisja się ośmieszyła.

Sam Macierewicz był gotów oskarżać rodziny bliskie PiS, gdy tylko mu się sprzeciwiły, że służą Kremlowi. I je okłamywał. Rodziny są więc – a to i tak delikatne określenie – rozczarowane Antonim. – Nie potrafi zadbać o ludzi. Rodziny mają prawo być szczególnie traktowane. A on traktował te rodziny z buta – mówi dobrze go znający polityk PiS.

Odstawka

Dla Macierewicza liczy się tylko jedna osoba z rodzin smoleńskich: Jarosław Kaczyński.

– Antoni orientuje się tylko na prezesa i tylko jego opinia ma dla niego znaczenie. Reszty nie traktuje poważnie. Ale politycznie dużo już stracił w relacji z Kaczyńskim. Jest w odstawce. Ma jeszcze dostęp do ucha prezesa, ale Kaczyński jednym wpuści, a drugim wypuści to, co słyszy od Antoniego – mówi człowiek z PiS.

Inny dodaje: – Dla prezesa jesteś przydatny albo nie. A jak nie jesteś, to Kaczyński nie będzie tracił na ciebie czasu.

Cios w zamach

Śmiertelny cios narracji o zamachu zada rychło prokuratura. Ta pod wodzą byłego już ministra Zbigniewa Ziobry, jak i obecna Adama Bodnara. Prokuratura Krajowa na dniach ma dostać od międzynarodowego zespołu biegłych (głównie z USA) kompleksową opinię, która ma odpowiedzieć na pytanie: co się wydarzyło w Smoleńsku – zamach czy wypadek? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale opinia biegłych ma moc dowodową w śledztwie.

Siła rażenia opinii międzynarodowego zespołu będzie miała największą wagę procesową, ale też polityczną. Większą niż opinia samych polskich biegłych, która została zamówiona przez prokuraturę w 2011 r. i która od dawna jest już w aktach. Tuż przed przejęciem władzy przez PiS w 2015 r. do prokuratury trafiła kompleksowa opinia biegłych ws. katastrofy. To była w pełni polska opinia – przygotowywało ją ponad 20 ekspertów pod wodzą płk. Antoniego Milkiewicza, absolutnej legendy polskiego lotnictwa i badacza katastrof. Był bowiem członkiem komisji wyjaśniającej przyczyny wypadku latającego w barwach LOT radzieckiego samolotu Ił-62M w Lesie Kabackim pod Warszawą. Dowiódł wówczas, że przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne wyprodukowanego przez Rosjan silnika D-KU30. Zapłacił za to karierą – nie ugiął się przed Rosjanami. Zmarł w 2023 r. w wieku 91 lat. Zarówno raport Millera z 2011 r., jak i opinia Milkiewicza z 2015 r. były zgodne: katastrofa, a nie żaden zamach.

Po opinii z USA należy się oczywiście spodziewać podobnych wniosków. Ale ona będzie mieć o wiele większą wagę. To bowiem sam Macierewicz domagał się umiędzynarodowienia śledztwa. Sam słowa nie dotrzymał, ale zrobiła to za niego prokuratura.

A poza tym to prokuratura Zbigniewa Ziobry w 2019 r. zleciła przygotowanie tej międzynarodowej opinii, a obecne szefostwo PK już pod wodzą prokuratora generalnego prof. Adama Bodnara się tej decyzji trzyma. Śledztwo w PK prowadzi zespół nr 1 – szefuje mu od 2016 r. prokurator Krzysztof Szwartz, powołany przez Ziobrę, a utrzymany na stanowisku przez ekipę premiera Donalda Tuska.

Taśma ze spotkania z rodzinami

O tej opinii rozmawiali prokuratorzy z zespołu nr 1 z rodzinami smoleńskimi w kwietniu. „Newsweek” dotarł do nagrania z tego spotkania. Ze względu na ochronę źródeł nie publikujemy tej taśmy. Prokuratura tylko zdawkowo opisała ponadtrzygodzinne spotkanie, momentami bardzo burzliwe i pełne emocji, pretensji do śledczych i pytań.

Prokurator Dariusz Korneluk, postawiony przez ministra Bodnara na czele PK, relacjonował swoją rozmowę z zespołem biegłych z USA. Zapewniali go – mówił – że opinia kompleksowa będzie gotowa na początku sierpnia.

Jest niewielki poślizg. – Spodziewamy się jej na przełomie sierpnia i września, jeżeli nie zaistnieją jakieś dodatkowe okoliczności – mówi „Newsweekowi” prok. Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej. Czyli niedługo.

Na tym spotkaniu prokuratorzy odnosili się do podkomisji Macierewicza już skasowanej przez wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza. Dla prokuratury podkomisja była utrapieniem. Śledczy nie pozwalali Macierewiczowi, aby sobie brał, co chce, z materiałów śledczych, bo przeinaczałby je i podpierał nimi wersję zamachową. Ta współpraca – to cytat z prok. Szwartza – „praktycznie nie istniała”. Z kolei podkomisja ignorowała wnioski prokuratury.

Wybuchu nie było

Jednocześnie śledczy bili w wersję zamachową, posiłkując się danymi z badań z trzech laboratoriów fizykochemicznych z zachodniej Europy. W tym wynikami badań na obecność materiałów wybuchowych. Laboratoria znalazły ślady materiałów wybuchowych – bardzo precyzyjnie przytaczano, jakich i w jak małych ilościach. Szwartz podkreślał, że „laboratoria stwierdziły na kilkudziesięciu próbkach materiały wybuchowe, natomiast nie stwierdziły śladów wybuchów”.

Szwartz przytoczył słowa z opinii włoskiego laboratorium: „Niezwykle niski poziom materiałów wybuchowych wykrytych na przedmiotach pochodzących z rozbitego samolotu pozwala nam racjonalnie wykluczyć, że są to pozostałości po eksplozji. Mogą pochodzić z jakiegoś źródła skażenia, które miało miejsce przed wypadkiem lub po nim”. Szef zespołu nr 1 przytoczył wytłumaczenie włoskich laborantów, z ich doświadczenia wynika, że śladowe ilości materiałów wybuchowych po prostu mogą się znajdować na personelu wojskowym i ich sprzęcie.

Ponadto Szwartz powiedział, że wysłano wniosek do strony ukraińskiej, ale odpowiedź była taka, że „nie posiada ona żadnych materiałów ani informacji dotyczących udziału strony rosyjskiej w zamachu na polski samolot”. Ukraińców pytano, bo prezydent Wołodymyr Zełenski w 2023 roku zasugerował swoją wiedzę o rzekomym zamachu w Smoleńsku, mówiąc: „Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 r. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada”.

Słowem: nie ma dowodów na zamach.

Uparta prokuratura

W rzeczonym spotkaniu uczestniczyła także posłanka PiS Małgorzata Wassermann, której ojciec Zbigniew Wassermann (minister, koordynator służb specjalnych w pierwszych rządach PiS) zginął w katastrofie smoleńskiej.

Między nią a jednym z prokuratorów z zespołu nr 1 doszło do wymiany zdań. Wassermann pytała, czy wnioski z badań są kategoryczne.

Posłanka PiS podkreślała: – To jest najśmieszniejsze śledztwo, jakie żeśmy wszyscy widzieli. Wszystko na kopiach, niepobranych materiałach. Trudno w ogóle mówić o poważnym postępowaniu. I to nie jest do państwa zarzut.

Szwartz odparł, że prokuratura musi mieć podstawy do podjęcia decyzji procesowych. – Ja się nie podpiszę pod decyzją „leciał i spadł”. Taka decyzja byłaby śmieszna – mówił. Utyskiwał na władze państwa: – Holendrzy byli w stanie ściągnąć samolot z własnymi obywatelami z linii frontu, a my nie byliśmy w stanie ściągnąć samolotu podobno z państwa przyjaznego.

Prokuratorzy przyznawali, że śledztwo tuż po katastrofie, a więc za pierwszych rządów PO, zostało spartaczone. I trzeba ratować, co się da. Nie kryli też, że w czasie rządów PiS utrącali pozwy przeciwko Rosji do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, bo MSZ z Macierewiczem usilnie próbowali zarzucać w nich Kremlowi, że w Smoleńsku dokonano zamachu, choć dowodów na to nie było.

Żadnej taśmy braci

Prokurator Szwartz opisywał też, jak jego zespół pytał Amerykanów o materiały z 10 kwietnia 2010 r., przede wszystkim o to, czy mają nagranie rozmowy prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na minuty przed katastrofę, prowadzonej przez telefon satelitarny głowy państwa. I zdjęcie satelitarne ze Smoleńska w dniu katastrofy.

– Podejmowaliśmy próby rozmów z Amerykanami. Na nasz wniosek odpowiedzieli, że materiały pod tytułem zdjęcie satelitarne z dnia katastrofy nie zostaną nam udostępnione na potrzeby śledztwa, ponieważ nie zostałyby udostępnione także żadnym innym służbom amerykańskim. Koniec, kropka – opisywał Szwartz. Polskie służby nie mają też żadnego nagrania rozmowy braci ani jej stenogramu.

Temat tej rozmowy wywołano w czasie spotkania rodzin ze śledczymi, bo wcześniej istnienie nagrania z rozmowy braci za pewnik uznał w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” były już sędzia Wojciech Łączewski, który – jak sam twierdził – czytał stenogram z niej, gdy orzekał w sprawie organizacji lotu do Smoleńska (to wątek poboczny).

W wersji Łączewskiego rzekomo rozmawiali o lądowaniu. Lata temu prezes PiS opisywał, że tematem ostatniej rozmowy było zdrowie ich matki Jadwigi Kaczyńskiej. Wiary Łączewskiemu nie dają nawet życzliwi mu ludzie z obozu rządzącego. Powód? Jako sędzia skazywał m.in. Mariusza Kamińskiego na więzienie za przekroczenie uprawnień w operacji CBA za pierwszych rządów PiS i był za to tak czołgany, że źle się to odbiło na jego kondycji.

PiS uderzy w bodnarowców

Kolejne spotkanie prokuratorów z rodzinami i ich pełnomocnikami ma się odbyć, gdy śledczy będą mieć kompleksową opinię biegłych. Dokument ten ma być przetłumaczony z angielskiego na polski (to ma potrwać co najmniej pół roku). Potem analiza prokuratorów, ewentualne doprecyzowania na prośbę prokuratury.

W PiS już się szykują na to, że będzie trzeba ukuć jakąś narrację. – Powie się, że to bodnarowcy, którzy nielegalnie przejęli prokuraturę – śmieje się polityk PiS, który będzie musiał to robić.

Bez frakcji

Nikt Macierewicza z pełnym przekonaniem bronił nie będzie. Jego frakcja liczyła jednego członka – Barłomieja Misiewicza. – Znam Macierewicza od 30 lat. Nie ma drugiego takiego przypadku jak Misiewicz. To fenomen. Antoni nigdy nie traktował tak żadnego innego współpracownika. Nigdy – mówi człowiek z jego kręgu.

Misiewicza, byłego szefa gabinetu politycznego Macierewicza w MON i jego rzecznika, wręcz usynowił. To jego wychowanek. Kariera się załamała po tym, jak CBA jeszcze za rządów PiS inwigilowała go Pegasusem. W 2019 r. Misiewicz został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne i oskarżony w sprawie o działanie na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej i narażenie spółki na stratę 1,2 mln zł, za co grozi mu do 10 lat więzienia. Trafił do aresztu na pięć miesięcy. Sprawa utknęła w sądzie. Misiewicz został za to ekspresowo skazany za… reklamowanie wódki Misiewiczówka.

Mimo że Macierewicz okupuje coraz węższy margines w PiS, to wciąż obsługuje absolutnie najtwardszy elektorat. – Im mniejsze spotkanie z wyborcami, tym bardziej radykalni PiS-owcy przychodzą. Wtedy entuzjazm wobec Antoniego większy – mówi człowiek z PiS.

Tak schodzi do katakumb.

Źródło: onet.pl

Więcej postów