Strach w PiS ma wielkie oczy. Takiego kryzysu partia Kaczyńskiego jeszcze nie miała

niezależny dziennik polityczny

Wojny na dole i wojny na górze. Podziały na frakcje i publiczne pranie brudów. Strach przed utratą partyjnej subwencji. I pewnie przed rozliczaniem też, choć nie dają po sobie poznać. PiS daleko do wizerunku silnej i spójnej partii, jaką było jeszcze rok temu. Czym to wszystko się skończy?

Gorączkowe poszukiwania idealnego kandydata na prezydenta na razie w PiS nie przynoszą skutku. Podobno mamy go poznać najpóźniej w listopadzie, na wyborczej giełdzie przewija się wiele nazwisk, ale póki co efektów nie widać. Za to emocje widać.

Grupa prawicowych publicystów wystosowała właśnie apel do swoich środowisk, by zorganizować prawybory i postawić na jednego, wspólnego kandydata „strony niepodległościowej”.

Gdyż, jak stwierdzili: „wobec szybko postępujących zagrożeń politycznych, cywilizacyjnych, gospodarczych i militarnych, szczególnie ważne jest, by w roku 2025 Polacy mądrze wybrali nowego prezydenta Rzeczypospolitej. Niepodległej, nowoczesnej, silnej, wiernej Dekalogowi”.

W przeciwnym razie – sami to widzą – bez prawyborów i wspólnego kandydata raczej prawicy się to nie uda.

Strach przed wyborami 2025

„Kandydaci wielu komitetów odwołujących się do tych wartości mieć będą bliskie zera szanse, by pokonać konkurencję w pierwszej turze wyborów, ale rozproszenie głosów wyznającego te wartości elektoratu sprawić może, że do drugiej rundy w ogóle nie dojdzie” – czytamy w apelu, który rozlał się na prawicowe media.

Wśród sygnatariuszy znalazł się m.in. Jan Pietrzak i Jan Pospieszalski.

Zabrzmiało niemal jak akt desperacji.

Do tego Krzysztof Bosak, lider Konfederacji, dolał oliwy do ognia – stwierdzając, że PiS „nie ma dobrego kandydata, który mógłby walczyć o reelekcję”, dlatego, jeśli PiS wziąłby udział w prawyborach, to on gotów jest stanąć do rywalizacji o nominację.

Na razie słychać jedynie, że PiS propozycję odrzuca. Ale trudno nawet sobie wyobrazić, że Jarosław Kaczyński w ogóle byłby zdolny przygarnąć Konfederację i to w takim momencie.

Gdy w jego własnej partii ludzie zaczęli skakać sobie do gardeł. Gdy sam prezes nie chce postawić na Mateusza Morawieckiego, bo boi się, że straci partię. Gdy z każdej strony docierają doniesienia o wielkim kryzysie w PiS. O walkach wewnętrznych, jakie toczą sami ze sobą. I strachu o siebie – że nie odzyskają władzy, przegrają walkę o prezydenturę i sami się posypią.

To już nie jest obraz PiS, jaki znamy od lat. Jednego monolitu, pewnego siebie, w którym kiedyś praktycznie wszyscy mówili jednym głosem.

Strach o subwencje dla PiS

Teraz w PiS boją się, czy dostaną subwencje. PKW nie przyjęła jeszcze sprawozdania PiS z wyborów parlamentarnych. W przeciwieństwie do innych ugrupowań posiedzenie w tej sprawie odroczono do 29 sierpnia. Chodzi o nieprawidłowości w finansowaniu komitetu PiS. „PKW chce wiedzieć, ile konkretnie instytucje publiczne mogły wydać na kampanię PiS” – informował Business Insider Polska.

Jeśli sprawozdanie zostanie odrzucone, PiS grozi utrata 75 proc. z blisko 26-milionowej rocznej subwencji.

„Newsweek” tak chwilę temu oddał obecne nastroje: „W PiS strach, że PKW może zabrać partii pieniądze. Na Nowogrodzkiej zarządzono, aby posłowie szukali 'haków’ na partie obecnej koalicji rządzącej, by słać je potem do PKW. – PiS trzęsie spodniami. Nie możemy stracić tych pieniędzy – mówi poseł tej partii”.

Strach przed rewolucją kadrową w PiS

W PiS boją się też przetasowań, które jesienią chce im zafundować Jarosław Kaczyński. I dopuszczenia młodych polityków do kierownictwa partii. Niektórzy zdają sobie sprawę, że bez tego nie uda im się wrócić do władzy.

„Kongres PiS musi jak najszybciej na nowo otworzyć drogę do naszego zwycięstwa” – zaapelował właśnie Ryszard Terlecki.

Przypomnijmy, od kilku dni media donoszą o pracach nad nowym statutem partii i o kadrowej rewolucji w PiS, która może objąć znane twarze. Zmiany, jak ustaliła wp.pl, są planowane m.in. w rozdziale VI „władze naczelne PiS„. Co oznacza, że wieloletni działacze, np. wiceprezesi partii, mogą trafić do nowego gremium nazwanego „radą naczelną”, a w zarządzie mają pojawić się politycy młodszego pokolenia.

Kaczyński – jak się dowiadujemy – chciałby wzmocnić rolę Mariusza Błaszczaka, „choć część partii widziałaby w tej roli Mateusza Morawieckiego„. I chciałby zmniejszyć wpływy Beaty Szydło, która podczas wojny o Małopolskę mu się przeciwstawiła.

Informacje, że ona i Antoni Macierewicz mogliby stracić funkcje wiceprezesów PiS spadły jak grom i wywołały popłoch. Beacie Szydło puściły nerwy. Ruszyło publiczne pranie brudów.

„Jeśli tak bardzo nie chcecie mnie w kierownictwie PiS, to powiedzcie to publicznie, a nie biegajcie anonimowo szeptać dziennikarzom. Odwagi, Panowie” – napisała na swoim profilu w serwisie X.

Coś kompletnie niewyobrażalnego jeszcze rok temu.

Strach przed rozliczeniami

W PiS muszą się też bać rozliczeń. Rządzący idą tu jak walec. Nie odpuszczają. Badania „układu zamkniętego”, który – jak w ubiegłym tygodniu stwierdził Donald Tusk – budowano w Polsce od 2016 roku – idą pełną parą.

– Bardzo byśmy chcieli złapać wszystkich, którzy okradali państwo polskie. Bardzo chcielibyśmy odzyskać maksimum tego, co jest do odzyskania, ale efektem końcowym pracy ministrów ma być także zestaw propozycji, które uniemożliwią w przyszłości nadużywanie władzy, stanowisk, powiązań na rzecz własnych interesów – oświadczył Tusk.

Przypomnijmy, przekazał, że od lutego br., dyrektorzy izb administracji skarbowej prowadzą postępowania w 90 jednostkach i podmiotach, które podlegają 17 resortom w rządzie. – Codziennie pracuje nad tymi sprawami 200 kontrolerów – ogłosił.

Postępowania dotyczą wątpliwości przy wydawaniu 100 mld zł.

Widzimy, jakie reakcje wywołało to w PiS. Jak Jarosław Kaczyński wrócił do agresji słownej i grzmi o patowładzy. PiS uruchomiło nową stronę internetową, a jego politycy zachęcają obywateli do zgłaszania „przykładów łamania prawa” przez obecną władzę.

Ludzie odbierają to jako strach.

„Wyborcza”: „Obrona ks. Olszewskiego pokazuje coraz większy strach w obozie PiS. Bo pojęli, że zostaną rozliczeni. Obóz PiS histerycznie broni podejrzanego o wielomilionowe przekręty księdza, bo jego członkowie widzą, że rozliczenie nie jest tylko wyborczym frazesem i że wielu z nich trafi za kratki”.

Strach przed rozsypką

Wystarczy spojrzeć na tytuły, jakie w te wakacje towarzyszą doniesieniom o PiS.

„Odejścia, wewnętrzne intrygi i słowne wymiany ciosów. Czym skończy się kryzys w Prawie i Sprawiedliwości?”, „Kryzys przywództwa w PiS”, „Mocne tąpnięcie PiS w sondażu. „Poważny kryzys, bez szans na powrót”, „W PiS kryzys za kryzysem. Kaczyński słabnie?” itp.

Wystarczy przypomnieć sobie kuriozalną, żenująca walkę o sejmik w Małopolsce, która ukazała bunt w partii i walkę kilku frakcji, w tym otwarty sprzeciw woli Jarosława Kaczyńskiego.

Albo to, że Jan Krzysztof Ardanowski, który odszedł z PiS, zapowiedział niedawno powstanie nowego centroprawicowego ugrupowania.

I choćby wiek Jarosława Kaczyńskiego.

„Mamy do czynienia w PiS z największym kryzysem od początku istnienia tej partii” – ocenił kilka dni temu w rozmowie z Gazeta.pl Rafał Chwedoruk, politolog z UW.

„To, co było w PiS-ie ukryte: różnego rodzaju różnice, spory frakcyjne, spory personalne, spory ideologiczne zaczynają się ujawniać. Także coraz więcej działaczy różnych szczebli zaczyna zastanawiać się nad swoją przyszłością niekoniecznie w PiS-ie” – analizował.

Co prawda ocenił, że jego zdaniem scenariusz, że PiS się rozpadnie, jest nie do końca realny. „Wszyscy do końca będą walczyli wewnątrz PiS-u o władzę, o jej przejęcie bądź co najmniej zwiększenie w niej udziałów swojego środowiska. To jest szczęście w nieszczęściu Jarosława Kaczyńskiego” – stwierdził.

Źródło: natemat.pl

 

Więcej postów