Hurtowe ceny energii w Polsce należą do najwyższych w Europie. W rezultacie nasz biznes przestaje być konkurencyjny. Uderza to w polski przemysł i odbija się na całej gospodarce. Przedstawiciele przemysłu zwrócili się do premiera. – Grozi nam katastrofa – ostrzegają eksperci.
Polska znajduje się w tej chwili w niechlubnej czołówce zestawienia państwo Europy pod względem cen energii. Według danych Polityki Insight po siedmiu miesiącach bieżącego roku średnia cena hurtowa energii elektrycznej w Polsce wyniosła średnio 90 euro za MWh. Wyższe ceny notowane były w tym okresie tylko w Irlandii (98,68 euro za MWh) i we Włoszech (95-98 euro za MWh). Na przeciwnym biegunie znalazły się stawki w Norwegii i Szwecji – w lipcu hurtowe ceny energii w tych państwach wyniosły średnio od 32 do 39 euro.
W krajach, gdzie jest atom i OZE ceny są niskie
Dlaczego w innych europejskich krajach ceny energii są o wiele niższe niż w Polsce? Odpowiadając na to pytanie, nie można pominąć kwestii miksu energetycznego.
– Ceny we Włoszech są wysokie głównie dlatego, że w tym kraju system energetyczny w 45 proc. bazuje na paliwie gazowym – wyjaśnia Robert Tomaszewski, szef działu energetycznego Polityki Insight. Dodaje, że w krajach skandynawskich ceny energii hurtowej są niskie, ponieważ prąd dostarczają głównie elektrownie wodne.
Podobnie jest w Hiszpanii, gdzie dominuje atom i odnawialne źródła energii, które odpowiadają za 70 proc. miksu energetycznego tego kraju. Z kolei we Francji, gdzie jedną megawatogodzinę można było kupić w lipcu średnio za 47 euro, niska cena to efekt powrotu z postojów remontowych wielu reaktorów jądrowych, które zapewniają Francji pozycję czołowego eksportera energii w Europie – zaznacza.
Polska ma jedną z najwyższych stawek w UE
Jak na tym tle wypada Polska? Według danych Polityki Insight tylko w lipcu ceny prądu w hurcie wyniosły w 109 euro za MWh i były o 6 proc. niższe niż rok wcześniej, ale jednocześnie ponad dwukrotnie wyższe niż choćby we Francji.
Obecnie hurtowe ceny energii w Polsce są i tak prawie dwukrotnie niższe niż w kryzysowym 2022 r., gdy za 1 MWh trzeba było płacić średnio 166 euro w porównaniu z poziomem z 2021 r., gdy średnia cena 1 MWh w Polsce kosztowała 87 euro.
Polska ma jedną z najwyższych stawek hurtowych za energię elektryczną w UE, co wynika głównie z naszego uzależnienia od węgla – zwraca uwagę Robert Tomaszewski
Skutkiem sytuacji jest wysoka emisyjność polskiego sektora energetycznego, która jest wciąż najwyższa w Europie. Na przykład w czerwcu, aby wyprodukować 1 MWh prądu, trzeba było wyemitować w Polsce 810 kg dwutlenku węgla. Dla porównania w Niemczech emisja wyniosła średnio 310 kg, a we Francji zaledwie 20 kg.
Przemysł apeluje do premiera. Problemy narastają
Problem wysokich cen energii dotyka wiele sektorów gospodarki. Jednak w największym stopniu odczuwa go przemysł. Z tego powodu m.in. coraz więcej firm zagranicznych zamyka produkcję w Polsce i przenosi się w tańsze lokalizacje. Ostatnio mamy do czynienia z prawdziwym exodusem, często wiążącym się ze zwolnieniami.
Nie bez znaczenia jest też skokowy wzrost płacy minimalnej w Polsce. 1 stycznia 2024 r. minimalne wynagrodzenie za pracę wzrosło do 4242 zł brutto, a 1 lipca – do 4300 zł brutto, co oznacza wzrost o 700 zł w stosunku do kwoty z 1 lipca 2023 r. (3600 zł brutto). Zakłady produkcyjne są zatem przenoszone.
Problemy polskiego przemysłu narastają. Polscy przedsiębiorcy konkurują z zagranicznymi firmami, które mają dostęp do znacznie tańszej energii. W dodatku mamy coraz mniej czasu na zmianę tej sytuacji – przyznaje Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii.
Przypomina również, że w lipcu Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu (FOEEiG), zrzeszające największych przemysłowych odbiorców paliw i energii w Polsce, wystosowało w tej sprawie list do premiera Donalda Tuska. Wskazano w nim zagrożenia związane m.in. z wysokimi cenami energii elektrycznej.
– Ten list był swego rodzaju wyrazem desperacji. Chcieliśmy zainteresować premiera sytuacją przemysłu, która staje się coraz bardziej poważna i rzutuje na całą gospodarkę, która pogrąża się w recesji – podkreśla Henryk Kaliś.
Polski przemysł będzie płacić za emisje
Nasz rozmówca przypomina również o innych nadchodzących zagrożeniach. Kluczowe jest m.in. to, że od 2026 do 2034 roku UE stopniowo przestanie wydawać darmowe uprawnienia do emisji CO2 w ramach systemy ETS (EU ETS to unijny system handlu uprawnieniami do emisji, który jest instrumentem służącym do redukcji emisji gazów cieplarnianych – przyp. red).
W praktyce oznacza to, że polski przemysł zacznie od tego momentu płacić za emisje. Niedawno w wywiadzie dla money.pl mówił o tym Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu. Przypomniał, że system EU ETS został tak zaprojektowany, że pod koniec lat 30. dojdzie do stopniowego wycofania bezpłatnych uprawnień do emisji. Z czasem nie będzie można więc po prostu ich kupić na rynku. Tym samym choćby cementownie nie będą mogły wyemitować żadnej tony CO2, bo inaczej zapłacą karę.
Firmy będą miały dwa wyjścia. Pytanie, kto za to zapłaci
Henryk Kaliś zwraca też również uwagę na inną kwestię. Chodzi o konieczność zmiany technologii produkcji w związku z odejściem od paliw kopalnych.
Nikt sobie nie uświadamia skali tego procesu, który jest przed nami. W wielu firmach trzeba będzie wybudować od nowa większość instalacji technologicznych – podkreśla.
Jego zdaniem w przyszłości firmy będą miały dwa wyjścia. Zlikwidować działalność albo wdrożyć technologie bezemisyjne. W tym drugim przypadku pojawia się jednak pytanie, kto za to zapłaci.
– W tym kontekście blisko połowa naszych środków z Krajowego Planu Odbudowy powinna zostać przeznaczona na niskoemisyjną transformację – zaznacza nasz rozmówca.
Ceny energii będą dalej rosły. To nie koniec problemów
Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) również nie ma wątpliwości, że nadchodzą duże kłopoty dla polskich firm. Powód?
Nasz miks energetyczny w dalszym ciągu opiera się głównie na węglu i niewiele wskazuje na to, aby miało się to szybko zmienić. To oznacza, że ceny energii będą dalej rosły – podkreśla.
To według niego nie jest koniec naszych problemów. – Nadchodzą czasy, w których klienci, nie będą kupować towarów, czy usług niewyprodukowanych w sposób ekologiczny. Wybiorą tańsze towary lub wyprodukowane z większym udziałem czystej energii. Efekt może być taki, że możemy mieć problem ze zbyciem naszych towarów, ponieważ nie będziemy mogli się wykazać, że zostały wyprodukowane bez emisji – uważa Soroczyński.
Jego zdaniem dochodzi do tego kolejny ważny element. W najbliższym czasie banki przestaną finansować inwestycje, które są emisyjne.
Można więc powiedzieć, że znajdujemy się na szybkiej drodze do katastrofy. W dodatku Polska na tle Europy w kwestiach energetycznych nadal jest w tyle. Od wielu lat mówi się w Polsce o budowie atomu, ale niewiele zrobiono w tej kwestii. Zarówno poprzedni rząd, jak i obecny, mam wrażenie, nie mają na to pomysłu – twierdzi ekspert KIG.
Soroczyński dodaje, że jedyne co w tej chwili wiemy na pewno, to fakt, że realizacja budowy elektrowni jądrowej na pewno opóźni się o kolejne lata. – Jeżeli jednak nasz przemysł zacznie się zwijać, to żaden atom nie będzie nam już potrzebny – podsumowuje.
Podczas przygotowywania artykułu wysłaliśmy pytania do Centrum Informacyjnego Rządu w sprawie listu FOEEiG. Jak dotąd nie uzyskaliśmy odpowiedzi.