Kupujesz dom na nowym osiedlu pod miastem albo na obrzeżach. Myślisz, że uciekniesz od wielkomiejskiego piekła i poczujesz sielski spokój. Ale szybko dociera też inny zapach… z szambiarek. W XXI wieku brzmi trochę absurdalnie, ale brak kanalizacji to zmora nawet w Warszawie. Problem ciągnie się od lat i nie będzie szybko rozwiązany.
Warszawa, rok 2024. Jeden z mieszkańców Wawra w Warszawie pisze do mnie, że w wielu miejscach w jego dzielnicy nie ma kanalizacji, a ścieki musi odbierać szambiarka. Niby nic nadzwyczajnego, przecież nie wszystkie budynki są przyłączone do miejskich sieci.
Problem w tym, że ta sytuacja dotyczy też nowych osiedli. W teorii kanalizacja powinna być czymś oczywistym, a nie jest. Jeszcze większy absurd to fakt, że mieszkańcy skarżą się na to już długo. W 2018 r. Tomasz Ławnicki pisał w naTemat, że lokalsi z Wawra domagają się ogarnięcia tematu kanalizacji. Do dzisiaj większość inwestycji pozostaje wyłącznie w planach.
– Kiedy się wprowadzaliśmy, budowało się dużo nowych osiedli, ale jeszcze dostępne były większe działki, więc zabudowa nie była tak patologiczna, jak teraz – tłumaczy mi pan Marcin, mieszkaniec Wawra od 2016 r. Napisał do mnie po tym, jak pokazaliśmy w naTemat ciemniejszą stronę jego dzielnicy – okolice Wału Miedzeszyńskiego. „PatoWawer” to miejsce, gdzie praktycznie nie istnieje sensowne planowanie przestrzeni.
Teraz wyobraźcie sobie, że mieszkacie w takim gąszczu domów wyciętych z miejskiej sieci. A szambo musi być regularnie oczyszczane. – Na osiedlu, na którym mieszkam, jest około 120 lokali, więc szambiarka przejeżdża kilka razy dziennie – mówi nam pan Marcin.
W 2020 r. wysłał maila do MPWiK, kiedy rozpocznie się budowa. – Odpisali, że w 2024 r. Do tej pory nic się nie wydarzyło. Zawsze są inne problemy, najpierw z własnością działek, później, że muszą dogadać się z ZTM, który też miałby coś przebudowywać – wyjaśnia.
Osiedle pana Marcina znajduje się po obu stronach wąskiej drogi, przy której parkują samochody. Kiedy przyjeżdża szambiarka, trzeba stać i czekać. – My szambo wybieramy mniej więcej co trzy tygodnie. Inne bloki na naszym osiedlu mają szambo na kilka rodzin, więc do nich przyjeżdża szambiarka kilka razy w tygodniu. W naszej okolicy dużo osiedli nie ma jeszcze kanalizacji – precyzuje.
Kiedy pompa pracuje, silnik z szambiarki jest na wysokich obrotach. Czuć szambo i spaliny. Mówiłem ostatnio żonie, że w centrum Warszawy mamy strefę czystego transportu, a z drugiej strony w Wawrze szambiarki stoją z włączonym silnikiem po kilkanaście minut. Ja pracuję z domu i siedzę przy otwartym oknie. Nawet nie muszę słyszeć, że gdzieś działa szambiarka, bo i tak poczuję zapach.
Jedna szambiarka to pewnie nie problem, ale regularne wizyty takich „beczek” to już kumulacja: ruchu na ciasnych uliczkach, hałasu i smrodu. Oczywiście takie sytuacje to nie tylko problem w Wawrze, ale ta warszawska dzielnica może być symbolem… „gównowozów”. W słowniku slangu miejskiego znajdziecie takie określenie na szambiarkę.
Paweł nie ukrywa, że na początku szambo go przerażało. – Ostatecznie jestem zaskoczony, bo nie ma tragedii. Raz w miesiącu SMS-em zamawiam wywóz i po sprawie. Zaskakuje natomiast wzrost cen, dwa lata temu zaczynaliśmy z poziomu 230 zł. Do dziś były już ze cztery podwyżki i aktualnie jesteśmy na poziomie 280 zł – wylicza.
Kwestia finansów to też ciekawy wątek. Paweł zwraca uwagę, że często segmenty czy domy są sprzedawane jako „mieszkania bezczynszowe”. – No i faktycznie czynszu nie ma, ale jak się doda opłatę za wywóz szamba, wodę, opłatę administracyjną za części wspólne to wychodzi zupełnie normalny czynsz – wskazuje.
Osiedle pachnące lasem i g***em
O sytuację ze ściekami podpytałem jeszcze mieszkankę Falenicy – wysuniętej na południe części Wawra. – Wycinanie drzew, likwidowanie zieleni, betonoza – narzeka i dodaje: „Mieszkam w bloku i w XXI wieku widzę szambiarki. To ogromny smród wgryzający się w każdy kąt mieszkania. Problem nie dotyczy mnie jednak bezpośrednio” – zaznacza.
Jest jeszcze coś takiego jak odpowiedzialność zbiorowa. Pół biedy, jak ktoś ma swoje szambo i go pilnuje, wtedy nie ma problemu. Gorzej, gdy jest kilka rodzin do jednego – wtedy może dojść do… przykrych incydentów.
Szambo wybija i osiedle pachnące lasem i trawą zamienia się w osiedle pachnące g***em. Smród jest straszny, a tutaj nie ma szybkiego rozwiązania, bo zanim ktoś przyjedzie to i tak masa rozleje po okolicy. A to są przecież normalnie toksyczne odpady.
W tym temacie gotuje się też na dzielnicowych grupach w sieci. Ktoś z Wawra zapytał, kiedy będzie kanalizacja na konkretnej ulicy. „Za 200 lat” – czytamy w odpowiedzi.
„Zadajemy to pytanie od 2005 r., kiedy powstało nasze osiedle. Za chwilę będzie 20 lat! Nie zliczę ile razy nam już obiecywano – za dwa lata, za rok, niebawem… A kanalizacji nie ma do dzisiaj. Nikt Wam tyle nie obieca, co kandydaci przed wyborami!” – napisała kolejna osoba.
No właśnie, bo polityka. Mieszkańcy już złośliwie piszą o Rafale Trzaskowskim, że na nową kładkę na Wiśle znalazły się pieniądze i konkretny plan, a kanalizacja to drugorzędny problem. A ludzie jednocześnie mają dość i czują się zrezygnowani. – Ja szczerze mówiąc, pozbyłem się złudzeń, że na naszym osiedlu pojawi się normalna kanalizacja. W urzędzie podobno nie ma nawet żadnych planów – żali się Paweł.
Ogólny plan dla Wawra co prawda jest, ale traktuje się go trochę jak gorącego ziemniaka. Chociaż część osiedli dostała kanalizację, to jednak problem przerzuca się na kolejne lata. Jeden z nowych projektów pokazano w lutym 2024 r.
Jak podaje MPWiK, chodzi o kontrakt na 83 mln zł. W ramach inwestycji wybudowane mają zostać: przepompownia ścieków o wydajności 216 l/s przy ul. Skalnicowej i kanalizacja przy ulicach: Skalnicowej, Wał Miedzeszyński, Trakt Lubelski i Strzygłowskiej. Powstaną też podobno nowe odcinki magistral wodociągowych przy Wale Miedzeszyńskim, Skalnicowej i Panny Wodnej.
Ale nic nie wydarzy się w najbliższym czasie. Termin zakończenia tych prac to wstępnie I kwartał 2026 r.
Źródło: natemat.pl