W czwartek w światku militarnym gruchnęła wieść, że tzw. Centralne Plany Rzeczowe, czyli część planów zakupowych resortu obrony na lata 2025-28, zostaną okrojone o ponad 50 mld zł. Wiadomość tę podał dziennikarz śledczy Piotr Nisztor.
Strzały w kolano
W odpowiedzi na to, jeszcze przed południem, przedstawiciele Sztabu Generalnego zwołali konferencję prasową. Wyjaśnili, że to tylko propozycje przesłane do oceny, a w mediach społecznościowych minister finansów i minister obrony podkreślali, że w najbliższych latach to my jednak budżet na obronność będziemy zwiększać. Choć de facto można by jednocześnie zmniejszyć te plany i zwiększyć całościowy budżet na obronność, to jednak nie sądzę, by jakiekolwiek obniżki miały miejsce już w 2025 r. Dziś tak duża część Polaków jest zaangażowana w tematy dotyczące obronności, że taki ruch byłby co najmniej politycznym strzałem w kolano, a być może i strzałem samobójczym. Dlatego zakładam, że nasz budżet na obronność, zgodnie z deklaracjami polityków, w 2025 r. będzie większy niż w 2024 r. Co będzie potem, trudno przewidzieć.
Nie zmienia to faktu, że nieporadność polityków nadzorujących w tej materii resort obrony jest zdumiewająca. Mimo żebudżet na obronność jest rekordowy, MON nie potrafi tego przekazać opinii publicznej.
Strzały w plecy
Czym innym nieporadność, czym innym nielojalność. Tę drugą w stosunku do żołnierzy odpowiadających za zakupy uzbrojenia dla Wojska Polskiego zaprezentowali posłowie rządzącej koalicji. Na sejmowej komisji obrony narodowej 26 czerwca zaopiniowali oni negatywnie wykonanie budżetu resortu obrony narodowej za rok 2023 r. Co ciekawe, podkomisja sejmowa, która wypracowała opinię w tej sprawie, wykonanie budżetu oceniła… pozytywnie. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w tej materii po prostu zdecydowały względy polityczne.
Argumentem za negatywną opinią była kwestia zaliczek, które co roku Agencja Uzbrojenia wypłaca producentom uzbrojenia. Takie zarzuty były podnoszone od lat, ale też od lat resort obrony je odrzucał. Gdyby nie zaliczki, część środków przeznaczonych na zakup nowego sprzętu wracałaby do budżetu centralnego, czyli z punktu widzenia MON „przepadała”. Z tego mechanizmu korzysta także obecny rząd. Ale teraz pod wodzą Władysława Kosiniaka-Kamysza żołnierze nie doczekali się ze strony MON obrony przez absurdalnymi zarzutami Najwyższej Izby Kontroli. Taka nielojalność w wojsku nie przechodzi niezauważona.
Strzały w czołgi
Problemem dla resortu obrony staje się także kwestia czołgów K2. W ostatnim dniu czerwca wygasła umowa tworząca konsorcjum pomiędzy Wojskowymi Zakładami Motoryzacyjnymi w Poznaniu i koreańskim Hyundai Rotem. To na jej podstawie w Poznaniu w przyszłości miały być montowane czołgi. Teraz WZMotowi pozostaje tylko serwis, choć ponoć umowa jest tak skonstruowana, że przez kilka lat Koreańczycy będą to robić samodzielnie, a strona polska może się temu jedynie przyglądać.
Co dalej? „W ramach swoich kompetencji PGZ S.A. prowadzi obecnie ze stroną koreańską negocjacje, które mają docelowo doprowadzić do tego, żeby pozyskiwany przez Ministerstwo Obrony Narodowej sprzęt koreański mógł być w jak największym zakresie w zakładach PGZ integrowany, produkowany i polonizowany. Należy nadmienić, że zgodnie z zawartymi i obowiązującymi umowami, serwis i obsługa czołgów K2 będzie realizowana z wykorzystaniem zasobów i infrastruktury Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych w Poznaniu”– czytamy w oficjalnej informacji PGZ. Komunikat nie mówi jednak, że to będzie dopiero za kilka lat.
I warto też sobie zadać pytanie – jeśli my już zamówiliśmy 180 czołgów K2, których dostawy trwają, minister Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że we wrześniu podpiszemy umowę na kolejne 180 czołgów K2, a wciąż nie mamy wynegocjowanego żadnego transferu technologii, to na ile przenoszenie produkcji do Polski jest w ogóle realne? Osobiście uważam, że szanse na to, że w ciągu pięciu lat zaczniemy w Polsce montować, czołgi są minimalne. Niewiele zrobił w tym kierunku rząd PiS, i niewiele robią następcy z Koalicji Obywatelskiej. Oczywistym jest, że bez idących w miliardy złotych inwestycji nie zbudujemy silnego przemysłu zbrojeniowego. Na razie nigdzie takich środków w budżecie nie widać, a zapowiedzi polityków o budowie silnej zbrojeniówki to tylko kapiszony.
Jest trochę hałasu, ale poza tym efektów żadnych.