Tusk idzie na wojnę. Histeria, romantyzm i prezydent Siewiera

Kto próbuje zbić kapitał polityczny na tak zwanej wojnie? W jaki sposób robią to Tusk, Sikorski, Trzaskowski i obóz prezydenta z Jackiem Siewierą

RZĄD CAŁY czas mówi nam, że jest wojna.

Mamy czerwiec 2024, nie wrzesień 1939, nie sierpień 2024. Nie jesteśmy w Afganistanie ani w Izraelu. A wciąż słyszymy, że jest wojna, wojna hybrydowa, a w najlepszym przypadku — cyberwojna. Na granicy państwa odbywają się konferencje prasowe, na granicę zwołano posiedzenie rządu i Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Media dyskutują o zasadach używania broni, a w sondażach padają pytania o to, czy jesteśmy za tym, by można było jej używać.

Czy tu ktoś chce, żebyśmy wpadli w panikę? – pytają Magdalena Chrzczonowicz i Agata Szczęśniak w najnowszym odcinku „Programu Politycznego”. Ciąg dalszy tekstu pod wideo.

Broń na granicy

Jakie są fakty? Rzeczywiście coraz więcej osób próbuje przekroczyć polsko-białoruską granicę.

Z informacji OKO.press od Straży Granicznej „mniej więcej od początku stycznia do połowy maja Straż odprowadziła do linii granicy prawie sześć tysięcy osób. To jest bardzo dużo” – mówi Magdalena Chrzczonowicz.

W tym czasie Donald Tusk bardzo zaostrzył wojenną i jednocześnie antyimigrancką retorykę. „Już prawie nie ma mowy o humanitaryzmie. Zostały tylko wrogie nam osoby próbujące się przez nią przedrzeć i nam zagrozić” – zauważa Chrzczonowicz.

28 maja 2024 dowiadujemy się, że na granicy został ranny żołnierz. Kilka dni później umiera. W tym samym czasie organizacje humanitarne pokazują filmiki z push backów. Na przykład taki, na którym widać osobę, która leży. Prawdopodobnie jest nieprzytomna i jest wypychana przez bramkę w zaporze.

Tematem numer jeden staje się kwestia użycia broni przez żołnierzy. W OKO.press zasady użycia broni szczegółowo wyjaśnia Dominika Sitnicka:

O tym, co wolno żołnierzom, pisze również w OKO.press Michał Piekarski, ekspert od bezpieczeństwa narodowego:

„Siły zbrojne z zasady są przeznaczone do prowadzenia wojny — a więc starcia z podobnym przeciwnikiem.

Własne czołgi, rakiety i artyleria są używane, by odeprzeć agresję przeciwnika posiadającego czołgi, rakiety i artylerię. Użycie wojska do zadań policyjnych to zawsze szereg wyzwań, gdyż oznacza prowadzenie działań w inny sposób i wobec innego rodzaju zagrożeń” – pisze Piekarski.

 

„Nie wiedzieli, nie mieli mapy”

Dziennikarki rozmawiają też o tym, że służący na granicy żołnierze są do tego nieprzygotowani i brakuje im przeszkolenia. Są pod ogromną presją psychiczną, a nie mają zapewnionej odpowiedniej opieki. Przy czym presja jest czymś normalnym w tym zawodzie, ale trzeba mieć zapewnione minimum warunków adekwatnych do sytuacji. A tego często brakuje.

„To, czego potrzeba wojsku, jak kani dżdżu, to jest dobre wyszkolenie i rzeczywiście doposażenie i dobra sytuacja tych wojskowych, skoro już zostali tam wysłani, na tę granicę, żeby ubezpieczać i żeby pomagać innym służbom” – mówi Magdalena Chrzczonowicz.

Agata Szczęśniak przypomina filmy, na których pokazano warunki, w jakich mieszka część żołnierzy na granicy. „Polskie państwo nie było w stanie tego zrobić przez lata. No bo to nie jest tak, że ta sytuacja pojawiła się dwa miesiące temu, czy w marcu, kiedy ci żołnierze strzelali” – mówi dziennikarka OKO.press.

Magdalena Chrzczonowicz opowiada o procesie, który opisywaliśmy w OKO.press. W 2022 roku nieoznakowani żołnierze zatrzymali niedaleko granicy aktywistów, którzy pomagali osobie próbującej przekroczyć granicę. Aktywiści wystąpili o zadośćuczynienie za to zatrzymanie i je dostali.

„Obrońca czy pełnomocnik wojska używał właśnie tego argumentu do obrony wojskowych, którzy wtedy tam byli” – relacjonuje Magdalena Chrzczonowicz.

„Nie wiedzieli, nie znali przepisów, nie mieli mapy. Nie wiedzieli, czy się znajdują w strefie, czy poza nią.

To jakoś rozgrzesza osoby [żołnierzy], które tam były. Natomiast absolutnie obciąża ich dowódców, którzy im tej wiedzy nie przekazali. To też pokazuje: ten problem wystąpił dawno, natomiast nie został, jak słyszymy, naprawiony do tego momentu” – mówi redaktorka OKO.press.

Zatrzymanie żołnierzy

Onet ujawnił w czerwcu 2024, że pod koniec marca 2024 na granicy zatrzymano dwóch żołnierzy. Trzech z nich dostało zarzuty przekroczenia uprawnień. Dziennikarki OKO.press komentują tę sprawę:

„Mnie, szczerze mówiąc, sytuacja tego zatrzymania uspokaja. Dlatego, że mam poczucie, że służby odpowiednie, czy organy państwa odpowiednie działają. 43 strzały to jest jednak dosyć dużo, natomiast mi jest trudno ocenić, [czy] były właściwie wykonane, czy też nie.

I czy rzeczywiście było tak, że ktoś już po wycofaniu się migrantów, dalej strzelał przez tę zaporę. Jeżeli tak, to jest bardzo niebezpieczna sytuacja. Jeżeli nie, nie zostało w żaden sposób przekroczone uprawnienie, no to trzeba zakończyć tę sprawę” – ocenia Magdalena Chrzczonowicz.

„Fakt, że ktoś się tym zajmuje, kontroluje, jest dla mnie pocieszający, bo mam wtedy poczucie, że to państwo działa. Ministrowie występujący i mówiący, że munduru nie można zatrzymać, to mnie niepokoi” – mówi Chrzczonowicz.

„W tym dokumencie, który podpisał prokurator Janeczek, później zdymisjonowany przez Donalda Tuska, jest napisane, że doszło do drastycznego przekroczenia uprawnień związanych z pełnieniem służby patrolowej. Jeśli jest mowa aż o drastycznym przekroczeniu uprawnień, no to nie jest takie rzucanie sobie słów na wiatr” – przypomina Agata Szczęśniak.

Gra o tron (gabinet prezydencki)

Politycy nie odłożyli na bok swoich interesów wobec sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, politycy. Wręcz przeciwnie.

„Tuski, Scholze i Macrony tego świata lubią przestrzegać praw, bo to odróżnia ich do Orbanów, Kaczyńskich i Sunaków tego świata. Wróć, nawet brytyjski premier Rishi Sunak całkiem lubi praworządność. Ale najbardziej wszyscy lubią wygrywać wybory”. To wypowiedź byłego szefa Amnesty International na Europę, Johna Dalhuisena z wywiadu dla „Gazety Wyborczej”, którą cytuje Agata Szczęśniak.

„Najlepsze propagandowe pomysły są wtedy, kiedy opierają się na czymś, co jest rzeczywiste. Tak jak w tym przypadku. Różne zagrożenia są jak najbardziej realne” – zwraca uwagę Agata Szczęśniak.

„Jest absolutnie realne zagrożenie przez Rosję i za naszą granicą toczy się wojna, ale to zupełnie nie zmienia tego, że na tym realnym zagrożeniu, które zostaje rozbuchane do nie wiadomo jakiego konfliktu, to politycy po prostu kręcą też swoje polityczne lody” – mówi dziennikarka OKO.press.

Władysław Kosiniak-Kamysz chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co zastanie w resorcie obrony. Albo tego nie przemyślał – na co zwracał uwagę w Onecie Andrzej Stankiewicz. Kosiniak-Kamysz początkowo rósł politycznie na funkcji ministra obrony. Ale sprawa żołnierzy zatrzymanych na granicy podkopała jego pozycję.

„Kosiniak-Kamysz pogubił się w tej sytuacji, a Donald Tusk natychmiast przywołał go do porządku”. W połączeniu z kiepskim wynikiem PSL/Trzeciej Drogi w wyborach do PE mocno umniejsza to jego rolę.

Są też inne rozgrywki wokół granicy i rzekomej „wojny”. Dotyczą one wyborów prezydenckich w 2025 roku.

Jako prezydent „na czas wojny” znów pojawia się Radosław Sikorski. Według różnych doniesień zamierza stanąć z Rafałem Trzaskowskim do rywalizacji o nominację Koalicji Obywatelskiej.

Z kolei Trzaskowski według informacji OKO.press miał podjąć decyzję o rezygnacji z krzyży w urzędach po to, żeby pokazać się jako twardy polityk.

„Rafała Trzaskowskiego trzeba jakoś utwardzić, pokazać, podrasować, podkręcić. Nie może być, i to znowu cytat z wypowiedzi takiej obły, no bo skoro mamy wojnę, to będzie musiał podejmować różne trudne decyzje, więc decyzja o krzyżach to jest w ogóle pikuś, to nic wobec tego, co czeka takiego przyszłego prezydenta” – relacjonuje rozmowę z informatorem z zaplecza Trzaskowskiego Agata Szczęśniak.

Być może „wkraczamy w okres, kiedy bezpieczeństwo, wojna, sprawy zagraniczne są dużo ważniejsze. I opinia publiczna nie będzie oczekiwała uśmiechniętego prezydenta, który będzie mówił o rozwoju, o prawach kobiet, prawach osób LGBT, tylko będzie mówił o twardych sprawach. O wojsku, o zbrojeniach, o przemyśle zbrojeniowym i będzie ściskał sobie ręce z żołnierzami jak równy z równym” – mówi Agata Szczęśniak.

Dziennikarki OKO.press zastanawiają się, czy po stronie PiS kandydatem mógłby być Jacek Siewiera. W prezydenckim sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” na Siewierę jako kandydata wskazało 10 proc. osób. Czy to faktycznie kandydat? Czy raczej model kandydata?

Agata Szczęśniak przypomina, kim jest szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego: „Człowiek doświadczony, zajmujący się bezpieczeństwem, zarazem lekarz i żołnierz, odznaczony przez Bronisława Komorowskiego”. Z dostępnych publicznie biogramów można się dowiedzieć, że z narażeniem życia ratował pilota odrzutowca. Był też szefem misji wojskowej w Lombardii, czyli w tym jednym z najbardziej dotkniętych przez COVID regionów we Włoszech.

„Nie jest może zbyt rozpoznawalny, też ma taki bardzo mocno wojskowo-militarystyczny styl, taki sztywny, no tak przemawia, trudno sobie wyobrazić, że go na jakichś wiecach ściskającego się z ludźmi, ale gdyby to całe wzmożenie wokół wojny bezpieczeństwa trwało, to kto wie, czy nie powstanie taki pomysł, żeby właśnie czy jego samego, czy tego rodzaju osobę wystawić” – spekuluje Agata Szczęśniak.

Cała Polska jak Westerplatte?

Wzmożenie wojenne było już częścią kampanii wyborczej — tej do Parlamentu Europejskiego. Polityczne centrum przejęło retorykę skrajnej prawicy, żeby wybić jej nomen omen broń z ręki. Żeby uprzedzić cios ze strony PiS i Konfederacji, strona demokratyczna uznała, że trzeba mówić ostro (ale nie o praworządności czy prawach człowieka).

„To na pewno też była gra na to, żeby odebrać tej prawicy głosy. Tutaj Donald Tusk nie ustępował pola im bardzo przez te kilka miesięcy i wszedł w buty PiS-u, jeżeli chodzi o mówienie o granicy” – ocenia Magdalena Chrzczonowicz.

„Jesteśmy społeczeństwem, które nieustannie – w szkołach, ale i w debatach publicznych – wspomina powstania. Wspomina te klęski, gdzie mieliśmy za mało wojska, za mało żołnierzy, za mało się przygotowaliśmy. Westerplatte – zginęli, nie dali rady, za mało ich było, ale bronili i tak dalej.

Oczywiście te sytuacje były tragiczne, ale mam wrażenie, że jakoś niesamowicie łatwo naszą wyobraźnią i językiem do tego przeskakujemy. Politycy po prostu wykorzystują te kody kulturowe, które są tak bardzo, bardzo mocno w nas zakorzenione. Wpadając w taki romantyczny film, tracimy z oczu tę rzeczywistość, która się dzieje, która jest dużo bardziej skomplikowana, dużo bardziej czasem brudna, czasem jakoś pogmatwana prawnie czy też politycznie. I po prostu tak lecimy” – uważa Agata Szczęśniak.

Wojna z Rosją i wojna z migrantami

Magdalena Chrzczonowicz przypomina, że jeszcze przed wyborami 15 października 2023 demokratyczne siły polityczne miały na swojej agendzie praworządność na granicy.

Jednak z czasem taki przekaz został wygaszony.

„Doszliśmy już do takiego momentu, gdzie ja się nagle zorientowałam, że właściwie wojna z Rosją i wojna z migrantami – bo inaczej tego nie można nazwać: to jest wojna z migrantami – to jest ta sama wojna. Mam poczucie, że jednak rząd dokonał pewnego, mówiąc delikatnie, uproszczenia” – mówi Magdalena Chrzczonowicz.

Nikt nie kwestionuje tego, że tysiące osób próbują przekroczyć polską granicę, bo przykładają do tego rękę autorytarne reżimy.

„W tej retoryce migranci stają się tożsami z Putinem” – mówi Magdalena Chrzczonowicz. I pyta, po co właściwie jest Tarcza Wschód. „Utożsamia się problem humanitarny, skomplikowany problem migracji z wojną z Putinem. One są połączone, ale to nie jest to samo”.

Czy już jest wojna?

„Nie mam poczucia, żeby rząd odpowiadał na moje rzeczywiste lęki” – mówi Magdalena Chrzczonowicz.

„Nie wiem, co mam zrobić, jeżeli taka wojna nastąpi. Czy ja mam iść do schronu? Gdzie on jest? Minister już spakował plecak. Czy ja też mam pakować? A może mam trzymać się z dala od Podlasia? Bo tam na Podlasiu jest przecież ta wojna. Wszyscy tam jeżdżą i stamtąd przemawiają. Czy jednak ta wojna przyjdzie w postaci podpaleń? Nie mam pojęcia, co mam robić i rząd w żaden sposób na to nie odpowiedział.

Natomiast jednocześnie mówi mi cały czas, że jest wojna. Mam ochotę na to powiedzieć: wojna jest w Ukrainie. Tam naprawdę ona się dzieje i tam widzimy, jakie ona ma konsekwencje. U nas nadal wojny nie ma. Są ataki różnego rodzaju jakiegoś państwa, które jest nam wrogie. I to [się] rzeczywiście dzieje, próbuje nas jakoś skłócić, próbuje nas zdestabilizować. Natomiast te wystąpienia premiera Tuska na granicy, które obserwowaliśmy, pokazywały tak, jakby ta wojna już była. Na razie jej tu nie ma, a jeżeli ma być, to ja bym chciała poznać rzeczywiste rozwiązania, a nie te, które na razie proponują, które nie sprawiają, że ja się czuję bezpiecznie” – kończy Magdalena Chrzczonowicz.

 

AGATA SZCZĘŚNIAK/ MAGDALENA CHRZCZONOWICZ/PATRYCJA TARKIEWICZ

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.