Kiedy Ukraińcy domagają się dodatkowej zachodniej broni, surowszych sankcji gospodarczych lub zajęcia rosyjskich aktywów, niezmiennie dodają ostrzeżenie — prezydent Rosji Władimir Putin nie poprzestanie na Ukrainie.
Zachodni przywódcy powtarzają tę słowa, ostrzegając, że z powodu irredentystycznej Rosji Europa znajduje się obecnie w tym, co polski premier Donald Tusk nazwał „erą przedwojenną”.
„Nie chcę nikogo straszyć, ale wojna nie jest już pojęciem z przeszłości. Jest realna i zaczęła się ponad dwa lata temu. Najbardziej niepokojące w tej chwili jest to, że dosłownie każdy scenariusz jest możliwy. Wiem, że brzmi to druzgocąco, zwłaszcza dla młodego pokolenia, ale musimy przyzwyczaić się do tego, że rozpoczęła się nowa era: era przedwojenna — powiedział w marcu polski premier.
Podobnie prezydent USA Joe Biden, który w zeszłym tygodniu cytował treść kopii przemówienia rosyjskiego przywódcy wygłoszonego w lutym 2022 r., mówiąc, że ilustruje ono, jak Putin chce przywrócić sowieckie imperium. Kontynuował to podczas obchodów D-Day, rysując podobieństwa między oporem Ukrainy a walką z nazistami podczas II wojny światowej. „Ceną niekontrolowanej tyranii jest krew młodych i odważnych” — dodał.
Ale kontrola tyranii ma swoją cenę i, niestety, młodzi ludzie Zachodu najwyraźniej nie są gotowi jej zapłacić.
Zachodni przywódcy słusznie chwalili w zeszłym tygodniu „najwspanialsze pokolenie”, podkreślając niezwykły hart ducha, który skłonił głównie młodych ludzi do zejścia na ląd w obliczu strzałów i pocisków – dzień, który został m.in. przedstawiony w pierwszych scenach „Szeregowca Ryana” Stevena Spielberga. Brytyjski król Karol mówił o „najwyższej próbie” D-Day i fetował pokolenie, które „nie wzdrygnęło się, gdy nadszedł moment, by stawić czoła tej próbie”.
Podczas D-Day zginęło ponad 4 tys. żołnierzy alianckich, ponad 5 tys. zostało rannych — a to był dopiero początek. W ciągu ośmiu kolejnych tygodni amerykańscy, brytyjscy i kanadyjscy żołnierze starali się wydostać z przyczółka aliantów i w boleśnie powolnym tempie posuwać się naprzód przez wysokie i splątane żywopłoty (bocage – red.) Normandii.
Według historyka wojskowości Jamesa Hollanda te dwa miesiące przyniosły dzienną liczbę ofiar, która czasami przewyższała rzezie z I wojny światowej pod Passchendaele, Verdun czy Sommą. „Normandia była absolutnie brutalna” — napisał.
Młodzi Europejczycy mówią „dość”
Ale czy młodzi ludzie z Zachodu byliby równie nieugięci, gdyby dziś poddano ich próbie?
Wszystko wskazuje na to, że nie są w przedwojennym, ofiarnym nastroju. Jak wynika z ankiety przeprowadzonej w zeszłym roku w kilkunastu krajach UE na zlecenie Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, respondenci tylko w trzech krajach — Polsce, Portugalii i Szwecji — wyrazili wyraźną wolę pomocy Ukrainie w odzyskaniu terytorium zagarniętego przez Rosję. Pięć innych krajów — Austria, Grecja, Węgry, Włochy i Rumunia — w większości opowiedziało się za zmuszeniem Kijowa do zaakceptowania ugody, a we Francji, Niemczech, Holandii i Hiszpanii opinia publiczna była bardziej podzielona.
Co bardziej niepokojące, badania opinii publicznej przeprowadzone zarówno w USA, jak i w Europie w ciągu ostatnich kilku lat podkreślają niechęć młodych ludzi do walki nawet za własne kraje — nie mówiąc już o obronie państw sojuszniczych.
Sondaż przeprowadzony w 2022 r. przez Quinnipiac University w Stanach Zjednoczonych wykazał, że tylko 55 proc. Amerykanów zostałoby i walczyło w obliczu inwazji; ponad jedna trzecia stwierdziła, że nie. Dwie trzecie osób w wieku od 50 do 64 lat stwierdziło, że pozostanie, osoby w wieku od 18 do 34 lat były znacznie bardziej nastawione na ucieczkę, a tylko 45 proc. stwierdziło, że pozostanie i będzie walczyć za swój kraj.
W międzyczasie sondaż Unherd przeprowadzony w Wielkiej Brytanii w zeszłym tygodniu wykazał, że 54 proc. Brytyjczyków uważa, że ich kraj będzie w stanie wojny w ciągu pięciu lat, a mimo to nie ma żadnych oznak ducha walki — nie ma rozbrzmiewającego szekspirowskiego „Jeszcze raz do wyłomu, drodzy przyjaciele, jeszcze raz”.
Nawet gdy wojenne bębny stają się coraz głośniejsze, tylko 29 proc. osób w przedziale wiekowym od 18 do 24 lat stwierdziło, że broniłoby Wielkiej Brytanii przed inwazją.
I pomimo wszystkich uwag na temat dziwnej decyzji premiera Rishiego Sunaka o wcześniejszym opuszczeniu uroczystości upamiętniających D-Day, rodzice młodych są tego samego zdania co ich potomstwo, a tylko mniej niż jedna czwarta twierdzi, że chciałaby, aby ich dzieci walczyły w obronie kraju.
Europejczycy kontynentalni również nie są bardziej wojowniczy ani patriotyczni. Według Gallupa, w przypadku, gdyby ich kraj został uwikłany w wojnę, tylko 32 proc. Europejczyków byłoby skłonnych walczyć.
Można wskazać różne przyczyny tego braku patriotyzmu: rosnąca nieufność wobec nieszczerych rządów; zmęczenie i obrzydzenie błędnie pojmowanymi „wiecznymi wojnami”, które zakończyły się porażką — a jeśli chodzi o Amerykę, to długotrwały wpływ Wietnamu; ogólna utrata zaufania do zachodnich wartości; poczucie uprawnień, które młodzi ludzie wydają się mieć w nadmiarze w porównaniu do swoich poprzedników; a konserwatyści bez wątpienia dodaliby do tej listy nadmierne przepraszanie za przeszłe występki Zachodu i brak uczenia dumy z tego, co Zachód rzeczywiście zrobił dobrze
Kilka państw NATO, w tym Łotwa, przywróciło już pobór do służby wojskowej lub, w przypadku Szwecji i Estonii, rozszerzyło go, by objąć nim większą liczbę osób. Według byłego prezydenta Estonii Toomasa Hendrika Ilvesa pobór do wojska mógłby zjednoczyć społeczeństwo i pomóc zasypać podziały społeczne i polityczne. W badaniach opinii publicznej można zauważyć, że młodzi ludzie w krajach bałtyckich i skandynawskich są gotowi do walki za swoje narody w stopniu większym niż ich odpowiednicy w innych częściach Europy.
W tym tygodniu niemiecki minister obrony Boris Pistorius ma przedstawić formalną propozycję częściowego poboru do wojska w celu zwiększenia liczebności Bundeswehry w służbie czynnej i wzmocnienia sił rezerwowych. Pomysł spotyka się jednak z opozycją ze strony trójpartyjnej koalicji rządzącej kanclerza Olafa Scholza, a także z dezaprobatą ze strony młodych ludzi — niedawny sondaż magazynu „Stern” wykazał, że 59 proc. młodych Niemców jest ogólnie przeciwnych tej koncepcji.
A jednak być może duch wojownika odrodzi się, jeśli dojdzie do konfliktu. Być może, jeśli Putin naprawdę myśli nie tylko o Ukrainie, będzie tak zaskoczony odpornością i duchem walki swoich przeciwników jak przed laty Adolf Hitler.
W 1933 r. społeczeństwo debatujące na Uniwersytecie Oksfordzkim uchwaliło wniosek: „Ta Izba pod żadnym pozorem nie będzie walczyć za swojego króla i kraj” — co Winston Churchill obwiniał później za ukształtowanie przekonania Hitlera, że jego europejscy wrogowie są łatwym łupem. Kiedy jednak wojna nadeszła, Hitler ostatecznie pozbył się tego przekonania.
I jak wspaniale jego przeciwnicy walczyli o to, o co teraz walczą Ukraińcy — o prawo do istnienia. Obyśmy nie musieli się przekonywać, czy dzisiejsi młodzi ludzie są równie silni.
Rezon #1: nie chca popelniac samobojstwa dla faszystow z NATO, USA, Ukrainy, Israel…
Mieszkańcy zachodu nie są tak naiwni jak Ukraińcy żeby umierać za czyjeś interesy. To co kreuje USA i nato to bujda. Po co Putinowi zachód? On tylko chce strefę buforową jak było kiedyś przed majdanem bo mu USA do tylko się dobierało po przejęciu Ukrainy. Nam się wmawia że pójdzie dalej i my jesteśmy mastepni… Żenujące manipulacje żeby w razie porażki Ukrainy wysłać nato na pomoc. Ludzi muszą myslec sami a nie to co im w TV powiedzą