Alarmuje przed pomysłem Nawrockiego. Chodzi o 14 mld zł rocznie. „Budżet tego nie udźwignie”

niezależny dziennik polityczny

Sztandarowym postulatem Karola Nawrockiego była obniżka cen prądu o 33 proc. Jednym z założeń prezydenckiego projektu było obniżenie stawki VAT na energię elektryczną z 23 proc. do 5 proc. Rząd alarmuje jednak, że realizacja tej propozycji pochłonęłaby gigantyczne środki. Mowa o nawet 14 mld zł w przyszłym roku. „Fakt” rozmawiał na ten temat z Rafałem Zasuniem, ekspertem do spraw energetyki i redaktorem naczelnym portalu Wysokie Napięcie.

Prezydent 7 listopada przedstawił projekt ustawy mający zrealizować jego obietnicę obniżenia cen energii o 33 proc. Pakiet opiera się na czterech głównych rozwiązaniach: zniesieniu dodatkowych opłat na rachunkach (m.in. OZE, mocowej, kogeneracyjnej i przejściowej), reformie systemu certyfikatów ograniczającej koszty starych mechanizmów wsparcia, obniżeniu opłat dystrybucyjnych przez zmniejszenie marż i kosztów przesyłu oraz zmianie zasad bilansowania, by koszty niezbilansowania ponosili tylko ich sprawcy. Prezydent zapowiedział też obniżenie VAT na energię z 23 proc. do 5 proc. Ministerstwo Finansów oszacowało, ile tę za ostatnią obietnicę zapłaciłoby państwo.

Prezydent chce niższych rachunków za prąd. Ministerstwo pokazało szacunki

„Skutek obniżenia stawki VAT z 23 proc. do 5 proc. na energię elektryczną jest ujemny dla budżetu państwa i wynosi ok. 14 mld zł w warunkach 2026 r.” — poinformowało Ministerstwo Finansów.

Resort wskazał ponadto, że oszacowanie skutków zostało sporządzone „na podstawie danych GUS, dotyczących spożycia gospodarstw domowych, zużycia sektora instytucji rządowych i samorządowych, sektora instytucji niekomercyjnych oraz pozostałych sektorów w 2022 r., które zostały zwaloryzowane odpowiednimi wskaźnikami dotyczącymi energii elektrycznej”.

Ekspert wprost o propozycji prezydenta. „Nie do udźwignięcia”

O propozycji obniżki stawki VAT na energię elektryczną „Fakt” rozmawiał z Rafałem Zasuniem, ekspertem ds. energetyki i redaktorem naczelnym portalu Wysokie Napięcie. Zapytaliśmy go, czy państwo jest w stanie udźwignąć ubytek 14 mld zł w budżecie.

— Do udźwignięcia nie jest, bo przyszłoroczny budżet jest już gotowy i teraz to nie jest czas na jego nowelizację i na powiększanie deficytu, bo jedynym sposobem byłoby albo obcięcie wydatków gdzie indziej, albo zwiększenie deficytu — przyznał wprost ekspert. — Problem polega na tym, że politycy chcieliby mieć wszystko, i wysokie wydatki, i niskie ceny prądu, i inwestycje, ale tak się nie da. To jest zawsze wybór pomiędzy jakimiś wartościami — dodał.

— Na przyszły rok na pewno nic się już nie da zrobić, bo — jak mówiłem — budżet jest gotowy. W 2027 r. można się zastanawiać, jak gospodarstwom domowym zrekompensować podwyżki cen energii. Oczywiście mówimy o takich podwyżkach, które byłyby dla nich realnie trudne do udźwignięcia. Jeżeli rachunek za prąd wzrośnie o 20 zł miesięcznie, czyli mniej więcej o koszt paczki papierosów, to nie jest to kwota, na którą przeciętne gospodarstwo domowe nie może sobie pozwolić. Natomiast jeżeli mówimy o wzrostach rzędu 100 zł miesięcznie, to już zaczyna być problem — słyszymy.

Rafał Zasuń ocenia, że obniżka VAT na prąd może mieć sens, ale nie powinna obejmować wszystkich odbiorców. — Może należałoby wprowadzić obniżkę nie dla wszystkich, lecz wyłącznie dla gospodarstw domowych. Generalnie nie jestem zwolennikiem powszechnego obniżania VAT. Uważam, że lepsze byłoby wsparcie celowane — kierowane do tych, którzy faktycznie go potrzebują. Ja czy pan jesteśmy w stanie zapłacić 20–30 zł więcej za prąd. Natomiast emeryt z emeryturą 1800 zł czy wielodzietna rodzina z jedną pracującą osobą może mieć z tym realny problem. Jeśli pomagać, to właśnie takim grupom, a nie wszystkim „do jednego worka”. Powszechna obniżka VAT wrzuca wszystkich do jednego kotła — i to nie jest dobre rozwiązanie.

Podkreśla, że podobna dyskusja powinna odbyć się w Polsce — o tym, które elementy rachunku może przejąć państwo, a które powinni pokrywać odbiorcy. — Ważne, by rachunki były zrozumiałe i możliwie proste — dodaje.

Największym problemem, jego zdaniem, jest jednak to, czego w projekcie prezydenta brakuje. Ustawa koncentruje się na wąskim fragmencie systemu, a pomija istniejące już rozwiązania rynkowe, które mogłyby realnie obniżać rachunki. — Chodzi przede wszystkim o taryfy dynamiczne. Gdy mamy nadpodaż energii z wiatru czy fotowoltaiki, prąd jest bardzo tani — wtedy powinniśmy móc zużywać go więcej i magazynować. A gdy nie wieje i nie świeci, prąd drożeje i wtedy powinniśmy korzystać z energii zmagazynowanej — tłumaczy Zasuń.

Ekspert dodaje, że w krajach skandynawskich takie mechanizmy działają od lat i są w zasadzie bezobsługowe. — Aplikacje same sterują zużyciem: ładują magazyn energii wtedy, gdy prąd jest tani, a gdy drogi — pozwalają korzystać z wcześniejszych zapasów, np. do ogrzewania wody. Dzięki temu odbiorcy realnie oszczędzają — mówi.

W Polsce jednak rynek energii jest, jak zaznacza, „zacofany”, co sprawia, że przeciętny odbiorca praktycznie nie ma dostępu do takich ofert. — Dlatego potrzebne są zmiany legislacyjne: z jednej strony wymuszające na firmach energetycznych szybsze wdrażanie nowoczesnych rozwiązań, z drugiej — zachęcające odbiorców do korzystania z nich, choćby poprzez ulgi czy dodatkowe mechanizmy wsparcia — podsumowuje.

Źródło: fakt.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*