Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss odwołał kontrowersyjną aukcję, na której miały się znaleźć artefakty związane z Holokaustem, pochodzące od ofiar i zbrodniarzy. Na liście znajdowały się m.in. listy więźniów obozów zagłady czy notatki nazistów. Dom opisywał niektóre przedmioty stwierdzeniem, że „noszą ślady zużycia” albo są bardzo rzadkie.
Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss w zachodnich Niemczech na poniedziałek planował rozpoczęcie aukcji „System terroru, tom II 1933-1945”. Do sprzedaży miało trafić w sumie 623 pamiątek i artefaktów związanych z Holokaustem.
Aukcja wywołała międzynarodową awanturę. Zaprotestowały organizacje żydowskie, Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, a także polski rząd, politycy i muzea.
„Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego z najwyższą stanowczością potępia działania Domu Aukcyjnego w Neuss. Nie godzimy się na to, by pamięć o ofiarach zbrodni była traktowana jak towar. To nie przedmiot handlu, lecz odpowiedzialność – moralna, historyczna i ludzka. Takie praktyki są głęboko nieakceptowalne” – napisała ministra kultury Marta Cienkowska.
Minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski w niedzielę poinformował, że rozmawiał ze swoim niemieckim odpowiednikiem Johannem Wadephulem. „Zgodziliśmy się, że należy zapobiec takiemu zgorszeniu” – napisał.
W sprawie od kilku dni interweniował też ambasador Polski Jan Tombiński. – Oczekuję jednak, że sprawa zostanie wyjaśniona i zapewnione zostanie, że takie aukcje nie będą miały miejsca w Niemczech – powiedział na niedzielnej konferencji prasowej Wadephul.
Pod naciskiem dom odwołał aukcję, a także usunął obiekty ze swojej strony internetowej. Nie wiadomo, co teraz stanie się z przedmiotami. Wiele organizacji apelowało o przeniesienie ich do publicznych miejsc pamięci i muzeów.
Co chciano sprzedać?
Na liście obiektów, które miały być licytowane, można było znaleźć m.in.:
- List od polskiego więźnia Auschwitz z 1940 r. Cena: 180 euro.
- List więźnia z Auschwitz „o bardzo niskim numerze” do adresata w Krakowie. Cena: 500 euro.
- Karta z akt Gestapo, zawierająca informacje o egzekucji żydowskiego mieszkańca getta Makcheim w Prusach Wschodnich w lipcu 1942 r. Cena: 350 euro.
- Powiadomienie z Państwowego Sanatorium Hadamar o śmierci pacjenta, który – jak podaje Instytut Fritza Bauera – został zamordowany w 1944 r. w ramach tzw. programu eutanazji. Cena: 350 euro.
- Antyżydowski plakat propagandowy.
- Żółta gwiazda z obozu Buchenwald.
- Notatki Arthura Liebehenschela, komendanta obozu zagłady Auschwitz.
- Raport medyczny mężczyzny, który został przymusowo wysterylizowany w Dachau w 1937 r. Cena: 400 euro. Instytut Fritza Bauera wskazuje, że dokument ujawniał nie tylko imię, nazwisko i adres zamieszkania mężczyzny, ale też fakt, że przed zabiegiem miał pięcioro dzieci.
Dom aukcyjny do swoich artefaktów dołączał też skandaliczne adnotacje, np. przy żółtej gwieździe z Buchenwald napisano, że „nosi ślady zużycia”. Z kolei niektóre listy od więźniów miały wyższą cenę wywoławczą, co opatrzono opisem, że takie „późne dowody” są „rzadkie, ponieważ tak niewielu Żydów żyło w 1943 r”.
Nie pierwsza taka aukcja
Co ważne, nie byłaby to pierwsza taka aukcja przeprowadzona przez dom w Neuss. Także w marcu 2019 r. przeprowadzono sprzedaż przedmiotów i dokumentów z czasów Holokaustu. Można tam było znaleźć np. listy więźniów czy telegramy informujące rodziny o śmierci ich bliskich w obozach. Wtedy jednak sprawa nie zdobyła takiego rozgłosu.
Niemiecki dziennikarz Stefan Koldehoff, który od lata bada pochodzenie takich dokumentów, w rozmowie z rozgłośnią WDR przekazał, że artefakty zazwyczaj pochodzą od samych sprawców, którzy usuwali je z archiwów, by uniknąć oskarżeń.
– A teraz jest pewne pokolenie ludzi, którzy zaczynają zdawać sobie sprawę, co robił ich dziadek lub pradziadek i co mogli nadal przechowywać na strychu – i te rzeczy trafiają teraz na rynek – mówił.
Źródło:wp.pl












Dodaj komentarz