Gdy Paweł zgłosił mobbing w Akademii Policji w Szczytnie, rektor uczelni wszczęła wobec niego postępowanie dyscyplinarne, a następnie zwolniła ze służby. Mężczyzna uważa, że to odwet i przekonuje, że po zgłoszeniu nieprawidłowości powinien być chroniony przed zwolnieniem. Mariusz przez stres w pracy dwa razy wylądował w szpitalu. Też zgłosił mobbing w akademii. Szybko przeniósł się do wojska. — Gdybym tam został, to by mnie zniszczyli — mówi. Obie sprawy bada prokuratura.
Słowa, które bolą
— Chyba wcześniej nie było takiego przypadku, jak mój — słyszę od byłego już funkcjonariusza policji z długoletnim doświadczeniem. Boi się ujawnić z imienia i nazwiska. Będzie więc Pawłem.
Przez ostatnie lata pracował w Akademii Policji w Szczytnie. Był nauczycielem akademickim w jednym z instytutów, gdzie prowadził zajęcia ze studentami. Zbierał dobre opinie. Wykonywał rozkazy. Nie był karany dyscyplinarnie. Przedstawiamy jego wersję.
Gdy we wrześniu 2024 r. Paweł zgłosił trwający długimi miesiącami mobbing, który miała stosować dyrektor instytutu, komendant-rektor Akademii Policji w Szczytnie, nadinsp. Agata Malasińska-Nagórny wszczęła wobec niego postępowanie dyscyplinarne.
— W instytucie dochodzi do dyskryminacji policyjnych nauczycieli, którzy są traktowani jak nauczyciele gorszej kategorii w porównaniu z nauczycielami cywilnymi. Pracujemy w zasadzie na dwóch etatach. Jednocześnie jesteśmy nauczycielami policyjnymi, a dodatkowo wykonujemy obowiązki związane ze szkolnictwem wyższym. Dyskryminacja polega m.in. na tym, że wobec policyjnych nauczycieli stosuje się mniej korzystne rozwiązania w zakresie rozliczania czasu pracy, a dodatkowo nauczyciele z niższymi kwalifikacjami służbowymi mają wyższe uposażenia, choć mniejszy zakres obowiązków — Paweł kreśli problem, który doskwierał nie tylko jemu.
I dalej: — Osoby, które zwracały uwagę na tę dyskryminację, były tępione. Tak też było ze mną. Zaczęły się groźby wszczęcia postępowania dyscyplinarnego, rozpowiadanie plotek na mój temat, oczernianie mnie, ośmieszanie, wyzywanie. To odbijało się na moim zdrowiu i skończyło zasłabnięciem w miejscu pracy. Konieczne było wezwanie karetki. Wszystko wskazuje na to, że był to zawał serca.
Odwet
1 lipca decyzją rektor-komendant Paweł został zwolniony z policji ze względu na „ważny interes służby”. Tym samym toczące się z jego zawiadomienia postępowanie antymobbingowe zakończyło się bez rozstrzygnięcia, czy dyrektor instytutu stosowała wobec niego mobbing, czy też nie. Podobnie zakończyło się postępowanie dyscyplinarne, w którym Paweł nie zdążył złożyć zeznań.
— Prawdziwym celem mojego zwolnienia nie był żaden ważny interes społeczny, a osobisty interes pani komendant, bo już wtedy sprawę mobbingu w Akademii Policji w Szczytnie badała prokuratura — zapewnia były już policjant. I podkreśla absurd całej sytuacji: — Kierownictwo akademii wiedziało, że będzie miało duże problemy z ukaraniem mnie, a w dodatku, że podczas badania sprawy wyjdzie na jaw, że to oni nie dopełnili obowiązków i będzie z tego afera, więc pozbyli się problemu razem ze mną. Zwalniając mnie, ucięli postępowanie antymobbingowe i dyscyplinarne. I choć to dyscyplinarne nie zostało zakończone, to na nim oparli zwolnienie.
Wcześniej, jak zaznacza Paweł, gdy informował panią rektor o niewłaściwych zachowaniach swojej przełożonej, nie było reakcji z jej strony. Bezskutecznie próbował też umówić się na spotkanie z komendantem głównym policji gen. insp. Markiem Boroniem, żeby opowiedzieć mu o problemie w Akademii Policji w Szczytnie.
Korespondencja, którą mu wysłał, nieodebrana dwukrotnie, wróciła do niego z powrotem. — W korespondencji do komendanta napisałem raport o ochronę przed działaniami odwetowymi. Prosiłem o przeniesienie mnie do Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Podkreślałem, że chcą mnie wykończyć i że stwarza to zagrożenie dla mojego życia i zdrowia. W KGP z niewiadomych powodów nie odbierali ode mnie korespondencji, mam zwrotki nieodebranych pism — słyszę.
— Moje telefoniczne zgłoszenie do Biura Kontroli Komendy Głównej Policji o nieodbieraniu moich pism zostało przyjęte, ale gdy wystąpiłem z prośbą o przesłanie komendantowi dokumentów, oni także nie odebrali ode mnie korespondencji. Sytuacja jest kuriozalna — tłumaczy. Uważa, że kierownictwo akademii dogadało się z KGP w sprawie jego zwolnienia.
Nie ma też wątpliwości, że pozbycie się go ze służby, to zemsta za to, że zgłosił mobbing w akademii, choć jak wskazuje, zgodnie z ustawą o sygnalistach, jako osobą zgłaszająca nieprawidłowości w miejscu pracy, powinien być chroniony przed zwolnieniem. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które sprawuje nadzór nad policją, wydało mu zaświadczenie w tej sprawie, ale nawet to nie uchroniło go przed zwolnieniem. Tymczasem w myśl ustawy o sygnalistach za działania odwetowe grozi grzywna, ograniczenie wolności, a nawet do trzech lat więzienia.
— Moja sprawa pokazuje, że ochrona sygnalistów w policji to fikcja — mówi z żalem Paweł.
Zwolnienie Pawła z policji z naruszeniem ustawy o ochronie sygnalistów jest jednym z wątków śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Olsztynie, w którym ma on status osoby pokrzywdzonej. Podobnie jak jedna z policjantek, która wciąż tam pracuje.
Opinia
Zarząd Szkolny Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów Akademii Policji w Szczytnie negatywnie zaopiniował tryb zwolnienia Pawła. Zwrócił uwagę na związek między „wszczętym postępowaniem o zwolnienie ze służby a stawianymi stronie służbowej przez zwalnianego zarzutami, które są przedmiotem śledztwa prowadzonego przez prokuraturę”.
„W związku z tym uważamy, że nie powinno mieć miejsca wyciąganie konsekwencji służbowych przez przełożonego, co do którego formułowane są zarzuty braku bezstronności, szczególnie w tak poważnej sprawie, jak zwolnienie policjanta ze służby z uwagi na ważny jej interes” — czytamy w opinii przesłanej do rektor Akademii Policji w Szczytnie.
A potem jeszcze: „Paweł dał się poznać jako osoba o dużym poczuciu sprawiedliwości społecznej, reagująca żywiołowo na wszelkie przejawy nadużyć ze strony współpracowników, jak również przełożonych, co w naszej ocenie jest faktyczną przyczyną usunięcia opiniowanego z formacji, której nie możemy zaakceptować”.
Mariusz
— Jak byłem u prokuratora, to powiedziałem, że o tym, co się wyprawia w Akademii Policji w Szczytnie, można by było książkę napisać — mówi Mariusz, który też jest byłym funkcjonariuszem policji i podobnie jak Paweł chce pozostać anonimowy.
W akademii w Szczytnie pracował w zakładzie wychowania fizycznego, był instruktorem strzelania. — W policji służyłem 16 lat, dziewięć miesięcy i cztery dni, natomiast w Szczytnie przepracowałem prawie sześć lat — wylicza z precyzją.
— W czasie pandemii byłem szykanowany za to, że nie chciałem się zaszczepić — Mariusz dodaje, że podobnie wyśmiewany był jeszcze inny z policjantów, który także się nie zaszczepił.
To, jak mówi, był dopiero początek. Potem skupia się na latach 2023-2024. Z imienia i nazwiska wymienia swojego prześladowcę, który też był instruktorem na strzelnicy, ale był znacznie starszy od niego. — Gnębił młodych, nowych policjantów od lat. Tak próbował się dowartościować. Na początku współczułem im, ale cieszyłem się, że mnie to nie dotyczy. I nagle sam stałem się jego nowym trofeum — Mariusz dodaje, że sytuacja zaogniła się, gdy przeciwstawił się starszemu policjantowi.
Gdy zgłosił problem kierownikowi, nie było żadnej reakcji. Podobnie było, gdy poszedł z tym do dyrektora Instytutu Służby Prewencyjnej podinsp. Adama Płaczka. — Usłyszałem jedynie, żebym pogodził się z tym policjantem, który mnie dręczył. Powiedziałem, że nie będę się godził z moim oprawcą — słyszę.
— Nie robiąc nic, dawali przyzwolenie na takie zachowanie — dodaje. Mariusz odniósł wrażenie, że odtąd, rozpoczęło się polowanie na niego. — Na każdym kroku stawiali mnie w złym świetle. Bałem się, że sfingują coś przeciwko mnie, wrzucą mi jakieś zdjęcia na laptopa albo namówią jakąś policjantkę, żeby powiedziała, że ją molestowałem — mówi.
— Jak było apogeum tego wszystkiego, żona zawiozła mnie do szpitala. Żegnałem się z dziećmi, bo myślałem, że już nie wrócę — słyszę. — Pękała mi głowa, serce waliło jak szalone, miałem podwyższone ciśnienie, czułem, jakby uchodziło ze mnie życie. Wtedy od doktora usłyszałem, że wyłazi ze mnie stres — opisuje.
I dodaje: — Za drugim razem karetka zabrała mnie ze strzelnicy.
Stres
Później każda stresowa sytuacja kończyła się u niego skokami ciśnienia. Zaczął się jąkać i źle sypiać. Ubodło go komentowanie jego wyglądu, czepianie się brody, wyzwiska, niestosowne żarty z podtekstami, zastraszanie, a nawet zmuszanie do określonego zachowania podczas egzaminu strzeleckiego.
— Każdy z egzaminowanych miał tylko jedno podejście. Jeden policjant nie zaliczył strzelania. Powiedziałem mu, że będzie mógł przystąpić do ponownego egzaminu na następnych zajęciach. Wtedy podszedł do mnie kierownik i powiedział: „Wolałbym, żeby strzelał jeszcze dziś”. Dodał, żebym z nim nie dyskutował. Tak naprawdę podjął decyzję za mnie.
W ten sposób na tych samych zajęciach Mariusz drugi raz egzaminował tego samego policjanta, który tym razem zdał.
— Żeby przetrwać dla siebie i dla rodziny, rozpocząłem pracę z panią psycholog, która nauczyła mnie, jak radzić sobie w takich sytuacjach — słyszę. A potem jeszcze: — Dla mnie powrót do tych sytuacji jest traumatyczny. Gdyby nie żona i pani psycholog, nie wiem, co by ze mną było. Najgorszemu wrogowi nie życzę, żeby go spotkało to, co mnie, aby szedł do ukochanej pracy z obawą, o co dziś się przyczepią.
Na początku 2024 r. mimo braków kadrowych w zespole strzelców, przełożeni przenieśli Mariusza do zakładu prewencji i profilaktyki. Wprost mówi, że zrobili to za karę i że w nowym miejscu nadal go „dojeżdżali”.
Pół roku później, gdy rektorem-komendantem była jeszcze mł. ins. Monika Porwisz, Mariusz zgłosił mobbing.
Brak dostępu
Komisja antymobbingowa nie stwierdziła mobbingu, ale też go nie wykluczyła. We wnioskach napisała o sytuacji konfliktowej oraz niepożądanych i niewłaściwych zachowaniach. Rekomendowała m.in. powrót Mariusza na stanowisko instruktora wyszkolenia strzeleckiego oraz przeprowadzenie przez zespół psychologów diagnozy konfliktowej sytuacji w zakładzie wychowania fizycznego, a w przypadku potwierdzenia konfliktu: podjęcie działań naprawczych. Inną z rekomendacji było przeszkolenie przełożonych z zasad zachowywania się względem podwładnych.
— Gdyby policjanci z komisji napisali wprost, że był stosowany mobbing, to pani komendant musiałaby powiadomić prokuraturę. Dlatego ubrali to w ładne słowa — uważa Mariusz.
Gdy zwrócił się do rektor [była nią już wtedy Agata Malasińska-Nagórny] o udostępnienie kopii sprawozdania komisji, dostał odmowę. W tej sprawie wysłał też prośbę do MSWiA, ale też nic nie wskórał.
W grudniu 2024 r. Mariusz zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez swoich przełożonych w akademii. W zgłoszeniu opisał wszystko ze szczegółami.
Zawiadomienie skierował do prokuratury w Płocku, a nie w Szczytnie, bo jak tłumaczy, szef prokuratury w Szczytnie jest byłym mężem dyrektor jednego z instytutów akademii. Po kilku tygodniach sprawa i tak trafiła do Szczytna.
Gdy otrzymał wezwanie, przekazał prokuratorowi materiał dowodowy. Nikt go jednak nie przesłuchał. Potem przez 10 miesięcy nikt z prokuratury się z nim nie kontaktował. Dopiero kilka dni temu, gdy zwróciliśmy się do prokuratury z pytaniami w jego sprawie, Mariusz dowiedział się, że na początku października śledczy ze Szczytna wszczęli dochodzenie. Ma status pokrzywdzonego.
— Złu, które dzieje się w akademii, trzeba jakoś zaradzić, bo cierpią na tym policjanci i ich rodziny — rzuca.
Na początku tego roku Mariusz przeniósł się do wojska. — Gdybym tam został, to by mnie zniszczyli — kwituje.
Śledztwo
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie potwierdza, że śledztwem w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Akademii Policji w Szczytnie zajmuje się 8. wydział do spraw wojskowych olsztyńskiej prokuratury. Dochodzenie dotyczy m.in. „tworzenia fałszywych oskarżeń i dowodów w celu wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec dwojga pracowników akademii, a następnie podejmowania czynności zmierzających do ich ukarania, a także niewłaściwego i nierównego traktowania oraz niereagowania na te zachowania”.
„Postępowanie to jest prowadzone z zawiadomienia Rzecznika Dyscyplinarnego Akademii Policji w Szczytnie” — informuje Onet prok. Daniel Brodowski. Jak dotąd śledczy nikomu nie przedstawili zarzutu. — Trwa gromadzenie materiału dowodowego, przesłuchiwani są kolejni świadkowie — zaznacza prok. Brodowski.
Dodaje też, że w sprawie status pokrzywdzonych mają dwie osoby. Wśród nich jest Paweł i jedna z policjantek, nie ma za to Mariusza. Na nasze pytania, co śledczy zrobili z zawiadomieniem, które złożył Mariusz, rzecznik olsztyńskiej prokuratury odpisał, że w całym okręgu nie odnalazł takiego postępowania.
Dopiero gdy podaliśmy sygnaturę sprawy i poprosiliśmy o ponowną weryfikację, otrzymaliśmy zapewnienie, że śledztwo z zawiadomienia Mariusza niedawno jednak zostało wszczęte, choć nie wiemy, dlaczego prokuratura zwlekała z tym aż 10 miesięcy.
Stanowisko MSWiA i policji
Przedstawiciele MSWiA w oświadczeniu przesłanym Onetowi tłumaczą, że nie podjęli żadnych kroków w sprawie mobbingu w Akademii Policji w Szczytnie, bo wiedzieli, że sprawą zajmuje się prokuratura i nie chcieli ingerować w jej działania.
Podkreślają też, że zwolnienie policjanta jest „wyłączną kompetencją stosownego przełożonego”. „Według naszej wiedzy, decyzja ta nie miała związku z postępowaniem antymobbingowym, natomiast funkcjonariusz ma pełne prawo do zaskarżenia tej decyzji” — napisali.
Przedstawiciel Komendy Głównej Policji również podkreślił, że zwolnienie Pawła ze służby to samodzielna decyzja przełożonego, w tym przypadku rektora akademii. Zaznaczył też, że jakakolwiek ingerencja komendanta głównego policji byłaby nieuprawniona i mogłaby naruszyć zasadę dwuinstancyjnego postępowania, bo to on rozpatrywał odwołanie Pawła, podtrzymując decyzję o jego zwolnieniu.
Nie wiemy, dlaczego korespondencja, którą Paweł wysyłał do komendanta głównego jeszcze przed zwolnieniem, wracała do niego z powrotem. Stanowisko policji w tej sprawie jest następujące: „Żaden przedstawiciel Komendy Głównej Policji nie otrzymał przesyłki ani awiza. Ponadto placówka Poczty Polskiej nie informowała KGP o oczekujących na odebranie przesyłkach, a pomimo codziennego przywożenia poczty do KGP przez pracownika Poczty Polskiej (w dniach roboczych), nie były one do KGP dostarczone” — przekazał nam kom. Mariusz Kurczyk z KGP.
W odpowiedzi na nasze pytania rzecznik Akademii Policji w Szczytnie nadkom. Krzysztof Wasyńczuk napisał, że faktyczną przyczyną zwolnienia Pawła ze służby była jego „długotrwała nieobecność”, która od 2018 do 2025 r. wyniosła ponad 800 dni. „Zwolnienie ze służby nie było działaniem odwetowym” — podkreślił.
Zaznaczył też, że w prowadzonym postępowaniu dyscyplinarnym zarzucono mu niewykonanie poleceń przełożonego i naruszenie zasad etyki zawodowej. Na pytanie o to, czy wraz ze zwolnieniem Pawła postępowanie dyscyplinarne zostało zakończone bez rozstrzygnięcia, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Jak przyznał rzecznik, po zwolnieniu Pawła, „bez ostatecznego rozpatrzenia” zakończyła się natomiast sprawa mobbingu, a materiały z prac komisji przekazali prokuraturze. Wcześniej, jak czytamy, Paweł „nie zgłaszał potrzeb ochrony, jego działania sprowadzały się do składania kolejnych skarg i zawiadomień do różnych instytucji”, a czynności wyjaśniające wobec przełożonych Pawła nie dały podstaw do wszczęcia wobec nich postępowań dyscyplinarnych.
Podobnie miało być w przypadku przełożonych Mariusza. W sprawie drugiego z policjantów rzecznik akademii tłumaczy, że zapoznał się on z wnioskami komisji antymobbingowej, ale nie zostały mu udostępnione, bo „nie wykazał ani interesu faktycznego, ani interesu prawnego”, żeby je uzyskać. Podkreśla jednak, że dokumenty z prac komisji rektor przekazała prokuraturze.
Źródło:onet.pl












Dodaj komentarz